Oferty dnia

Czechy - Czeska Szwajcaria i dużo więcej... - relacja z wakacji

Zdjecie - Czechy - Czeska Szwajcaria i dużo więcej...
Tyle już za mną podróży do różnych krajów, głównie śródziemnomorskich, ale jakoś nigdy nie mogłam się wybrać do naszych najbliższych sąsiadów. Nigdy np. nie byłam na Litwie, Białorusi, Ukrainie, chociaż od siebie z Podlasia tam akurat mam najbliżej. Może kiedyś to nadrobię. Jednak ostatnio pomyślałam o naszych południowych sąsiadach. Jeśli chodzi o Czechy, to kiedyś - baaaaardzo dawno temu, będąc - jeszcze z małymi dziećmi - na wakacjach w Górach Stołowych, odwiedziliśmy po stronie czeskiej dwa skalne miasta: Adrspach i Teplickie Skały. Ale to było jednak wieki temu (chyba 1997-98 rok, czy coś koło tego). Natomiast z czeskich miast zwiedziliśmy tylko śliczny Ołomuniec, gdzie trzy lata temu zatrzymaliśmy się na nocleg, jadąc samochodem w austriackie Alpy. Mieliśmy wtedy całe popołudnie i wieczór na spacery po tym uroczym miasteczku i od tamtego czasu wciąż chodziła mi po głowie myśl, by wybrać się na dłuższą wycieczkę po Czechach. Postanowiliśmy ten plan zrealizować w tym roku jesienią. Tak się jednak złożyło, że na przełom późnego lata i wczesnej jesieni NFZ zaproponował nam wypoczynek w zupełnie innej okolicy :)), zatem przenieśliśmy nasze plany na początek lipca.

Zainspirowana zeszłoroczną relacją naszego portalowego kolegi Papuasa postanowiłam uwzględnić w swoich planach Czeską Szwajcarię, a następnie objechać kilka ciekawych czeskich miast, oczywiście z wyłączeniem Pragi, do której zamierzamy kiedyś wybrać się na konkretną wycieczkę z przewodnikiem.
Opracowałam więc trasę naszego objazdu (mapka na pierwszym zdjęciu w galerii) i zarezerwowałam przez Booking hotele na trasie: pierwszy nocleg w Świeradowie Zdroju, bo przejazd z Białegostoku w pobliże granicy czesko-niemieckiej zajmuje jednak ponad 7 godzin bez postojów (a przy okazji mieliśmy możliwość zobaczyć Świeradów, w którym jeszcze nigdy nie byliśmy). Następne dwa noclegi zarezerwowałam w miejscowości Hřensko, uważanej za bramę do Czeskiej Szwajcarii, a kolejne w Czeskim Krumlovie - na południu Czech i w Nachodzie - przy polskiej granicy, na zakończenie objazdu.

Tuż przed wyjazdem, z przerażeniem przeczytałam w internecie, że po ubiegłorocznych pożarach lasów w Czeskiej Szwajcarii nie jest czynny Wąwóz Edmunda - jeden z najpiękniejszych szlaków w tym regionie. No cóż, pech. Ale na szczęście dostępny miał być Dziki Wąwóz od strony Meznej (przedłużenie Wąwozu Edmunda) i szlak do Pravčickiej Bramy z Hřenska. Zatem zamiast Wąwozu Edmunda zaplanowaliśmy pojechanie do mostu Bastei na terenie Saksońskiej Szwajcarii.

Wyruszyliśmy 3 lipca pełni nadziei, że wszystko świetnie się uda. Była to nasza pierwsza tak długa podróż autem (dotychczas jeździliśmy samochodem tylko po Polsce), nie licząc podróży do Austrii, ale wówczas kierowcą był mój syn, dysponujący lepszym i większym samochodem. Tym razem jechałam tylko z mężem i musiało się dobrze spisać nasze małe autko.

Pierwsze popołudnie i wieczór z przyjemnością spędziliśmy w Świeradowie. Piękna pogoda, przyjemny deptak, ładna architektura miasteczka - zatem świetny relaks po całodziennej podróży. Z rana, po śniadaniu, bez większego pośpiechu wyruszyliśmy do Hřenska. Ze Świeradowa to raptem 100 km, więc na miejscu byliśmy już ok. 11.00. Było trochę za wcześnie na meldowanie się w pensjonacie (doba hotelowa od 14.00), zatem zaparkowaliśmy na - o dziwo! - bezpłatnym publicznym parkingu tuż przy naszym pensjonacie i wyruszyliśmy obejrzeć okolicę i sprawdzić, czy do Wąwozu Edmunda rzeczywiście wciąż nie ma wstępu.

Hřensko to urocza miejscowość położona nad brzegiem Łaby, tuż przy niemieckiej granicy (na drugim brzegu rzeki są już Niemcy). Miejscowość byłaby jeszcze przyjemniejsza, gdyby nie była wzdłuż głównej ulicy zabudowana straganami, gdzie Azjaci sprzedają wszelki możliwy towar wątpliwej jakości, przy czym stragany te skutecznie zasłaniają dolną część fasad pięknych, zabytkowych budynków. Po przyjemnym spacerze wzdłuż rzeki Kamenicy i naocznym stwierdzeniu, że do Wąwozu Edmunda jednak nie wejdziemy, zjedliśmy obiadek w jednej z miejscowych restauracji, zameldowaliśmy się w pensjonacie (położony nad Łabą, z widokiem na rzekę, do dyspozycji duża sypialnia, dobrze wyposażona kuchnia i łazienka; wszystko bez zastrzeżeń) i po szybkim rozpakowaniu się i odświeżeniu wyruszyliśmy do Saksońskiej Szwajcarii - do mostu Bastei.

Z Hřenska do parkingu w pobliżu Bastei jest zaledwie niecałe 30 km. Byliśmy tam ok. godz. 15.00, więc mieliśmy do dyspozycji całe popołudnie. Naczytałam się dużo o tym, jak trudno jest znaleźć wolne miejsce na tym parkingu, że często trzeba zaparkować dalej i dojechać tu autobusem. Może tak jest tylko z rana? Po południu było tu dosłownie pusto. Trochę nas to dziwiło, bo przecież już były wakacje, a w wakacje we wszystkich popularnych miejscach zwykle są tłumy. Przyznam, że ten luzik nas ucieszył - to oczywiste. Z parkingu do mostu Bastei jest bardzo blisko - to zaledwie ok. 10-minutowy spacerek po niemal płaskim terenie. My jednak wybraliśmy trudniejszą opcję - trekking szlakiem zwanym Schwedenlöcher. Niebieski szlak prowadzi wprost z parkingu początkowo przyjemną, leśną drogą. Wkrótce jednak rozpoczyna się strome zejście na dno wąwozu - wąska ścieżka po 900 schodach (!), prowadząca pomiędzy wysokimi, porośniętymi mchem formacjami skalnymi. No, bajka. To zejście jest naprawdę fascynujące. Ale wchodzić do góry tędy bym nie chciała ;))
Po zejściu na dno wąwozu idzie się jakiś czas po płaskim terenie, najpierw wzdłuż strumienia, później nad sztucznym jeziorkiem, gdzie można nawet wypożyczyć łódkę lub rower wodny. Po minięciu jeziora zaczynamy wspinać się zielonym szlakiem do góry. No, skoro zeszliśmy, to musimy teraz wejść. Na szczęście nie jest to już 900 schodów, ale mimo wszystko moje kolana dostały w kość. Oczywiście nie żałuję, bo trasa warta była tego wysiłku. Po wejściu na górę dochodzimy do pozostałości skalnej twierdzy Neurathen, gdzie chodząc po metalowych pomostach można podziwiać widoki na skalny most będący celem tego trekkingu oraz na okoliczne formacje skalne. Widoki z tego miejsca to prawdziwa magia. Później już kierujemy się wprost na most Bastei. Tu też nie ma wielkiego tłoku, przed jakim przestrzega internet, chociaż, oczywiście, jest trochę spacerowiczów. Przejście tego szlaku to była naprawdę wielka satysfakcja, chociaż dla przeciętnego emeryta wysiłek duży :)) Z mostu wracamy do parkingu krótką drogą, którą większość zwiedzających tu przychodzi. Żałuję tylko, że zabrakło nam czasu na odwiedzenie twierdzy Königstein. Może więc będzie to powód, by kiedyś tam wrócić?

Na cały następny dzień zaplanowaliśmy Czeską Szwajcarię. Z rana Dziki Wąwóz, później Brama Pravčicka. Żeby dostać się do Dzikiego Wąwozu, trzeba było pojechać do miejscowości Mezni Louka, tam zostawić auto na parkingu (płatny 200 koron, czy parkujesz na godzinę, czy na cały dzień!) i pójść szlakiem zielonym do wioski Mezna, gdzie rozpoczyna się strome zejście do wąwozu. Zejście jak zejście... dla moich kolan to drobiazg, ale już martwiłam się, jak ja tu się wdrapię pod górę (powrót tą samą drogą z uwagi na zamknięte inne przejścia). Po zejściu na dół przekraczało się mostek nad Kamenicą, gdzie po prawej stronie mieliśmy końcówkę zamkniętego Wąwozu Edmunda, a my poszliśmy w lewo ścieżką skalną prowadzącą przez Dziki Wąwóz (też czynny tylko w części). Później jeszcze przejaźdżka łódką i powrót tą samą drogą. Widoki prześliczne, klimacik bajkowy; nawet nie bardzo żałowaliśmy tego Wąwozu Edmunda. W sumie już ok. godz.11.30 byliśmy z powrotem na parkingu.

Wróciliśmy do pensjonatu na drugie śniadanko, zostawiliśmy auto na naszym parkingu i pieszo wyruszyliśmy w drogę do Pravčickiej Bramy. Nie był to szczególnie uciążliwy szlak. Całość zajęła nam około 3 godzin, wliczając w to obiad na górze i drogę pomiędzy pensjonatem, a początkiem szlaku (ok. 1,5km). Po drodze wielkie wrażenie robią hektary popalonych w ubiegłorocznych pożarach lasów. To naprawdę przykry i smutny widok.

Kiedy po dojściu na górę spojrzałam na Pravčicką Bramę, przypomniałam sobie Lazurowe Okno na Gozo. Ta piękna formacja skalna (ja ją zdążyłam jeszcze zobaczyć) zawaliła się 8 marca 2017 r. Tam, podobnie jak tutaj, do pewnego momentu można było nawet spacerować po łuku skalnego mostu, a później uznano to za niebezpieczne i zagrażające stabilności formacji. Z pewnością i Pravčicka Brama kiedyś się zawali - to tylko kwestia czasu. Na razie pod samym skalnym łukiem ustawione są stoliki i działa tam restauracja. Być może tylko tymczasowo, bo rezydencja zwana Sokolim Gniazdem była akurat w remoncie. I my przysiedliśmy tam na obiad. A co? jest ryzyko, jest zabawa ;))

Następnego dnia rano, nie bez żalu, opuściliśmy Czeską Szwajcarię i pojechaliśmy na południe Czech. Zwiedzaliśmy kolejno takie urokliwe miejscowości jak Hluboka nad Wełtawą z najpiękniejszym czeskim zamkiem, Czeskie Budziejowice, niesamowity, średniowieczny Czeski Krumlov, a kolejnego dnia przeuroczą, wpisaną na listę UNESCO wioskę Holaszowice, z późnobarokową wiejską zabudową, następnie przepiękny Telcz z zabudową w stylu włoskiego renesansu, olbrzymim rynkiem i zamkiem, śliczny Litomyśl i Nowe Miasto nad Metują. Ostatni nocleg mieliśmy w hotelu w Nachodzie, tuż przy polskiej granicy - rzut beretem od Kudowy Zdrój. Oczywiście był to dosyć szybki objazd, umożliwiający jedynie spacery po tych wybranych miejscowościach, bez możliwości zwiedzania wnętrz zabytków. Takie, można powiedzieć ogólne zapoznanie się z Czechami i poznanie klimatu czeskich miasteczek.

Nie będę już dalej zanudzać opisami. Zapraszam do galerii.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Czechach:
Autor: danutar / 2023.07
Komentarze:

danutar
2023-08-30

Papuas, z pewnością masz rację. Ale do Drezna (podobnie jak do Pragi, w której jeszcze nie byłam) wolałabym pojechać kiedyś na wycieczkę z przewodnikiem.

papuas
2023-08-29

napiszę jeszcze tylko jedno
Świeradów to doskonała baza nie tylko na zwiedzanie najbliższej okolicy, ale również na odwiedzenie pobliskich niemieckich atrakcji Drezna i Miśni

piea
2023-08-18

urocza reklacyjka z przepięknych miejsc ; my kiedyś sporo "błąkalismy się" samochodem po niedalekiej Europie:) samolotem rodzinnie w 4 osoby było dla nas w tamtych latach zbyt drogo; najdalej na 4 kółkach dotarliśmy do Włoch, i kilkakrotnie były też Czechy, Słowacja i Węgry nad Balatonem, ale to strasznie zamierzchłe czasy, lata 90-te....; z wielką przyjemnością oglądam Twoją Galerię pięknych zdjęć..... ja wciąż Czeską część "Szwajcarii" mam w planach, a i do saksońskiej też jeszcze z przyjemnością kiedyś wrócę na dłużej; no Cudnie Danusiu!

papuas
2023-08-14

no to relacja na deserek :)
po pierwsze chylę czoła, bo zejść zielonym (jak ja) nad Kamenicę i mostek to pikuś, ale powrót tą samą drogą to już wyczyn !!
idąc i płynąc przez wąwóz Edmunda to trasa cały czas po prostym, bo wzdłuż rzeczki :) Dzikiego nie znam ale Edmund warty następnego wyjazdu :)
już zazdroszczę tego szlaku na most Bastei (z wycieczką tuptałem 10min asfaltem), a przy oglądaniu foto zapewne zazdrościł będę jeszcze bardziej
to się pochwalę - byłem na Białorusi chociaż dawno, jeszcze w XXw

AniaMW
2023-08-10

Z przyjemnością poczytałam cały opis; tylko niektóre miejsca znam, inne czekają, więc pewnie jeszcze kiedyś wrócę do Twojego opisu, by się wesprzeć (wyjeżdżając w nowe i nieznane lubię być dobrze przygotowana).
A swoją drogą, rzeczywiście to ciekawe, że nie byłaś dotąd na Litwie, mając tak blisko. Nieobecność na Białorusi rozumiem. To również i moja (jedyna!) biała plama na mapie Europy.