Oferty dnia

Tajlandia - objazd - relacja z wakacji

Zdjecie - Tajlandia - objazd
Wycieczka z BP Rainbow i liźnięcie trzech krajów - Tajlandii, Kambodży i Wietnamu. Bezpośredni przelot (ok. 9 godzin) Katowice - Bangkok i objazd oraz dolot, a na koniec 4 dni wypoczynkowe w Pattayi. Gdyby każdy z odwiedzonych krajów podsumować jednym zdaniem podając to co zostało w pamięci, przy czym Tajlandia to tylko stolica i wypoczynek (dla mnie ze względu na temperatury bardzo męczący) to: Tajlandia - jednak sexturystyka i wspaniałe smaki jedzonka; Kambodża - domy na nogach i wiekowe świątynie; Wietnam - komunikacyjny ?Sajgon? i zatoka Ha Long. Ale po kolei - lądujemy rankiem w Bangkoku - lotnisko nowoczesne i duże, jedzie się i jedzie tymi ruchomymi taśmami. Przy wyjściu podział na różne autobusy i wycieczki i jedziemy do hotelu. Na naszej trasie 2 autobusy, my do hotelu Bangkok-Palace, gdzie jesteśmy po godz 10. Doba hotelowa zaczyna się o godz 14 więc czekamy w pomieszczeniu przy recepcji. Hotel znajduje się niedaleko najwyższego kiedyś budynku, a dziś najwyższego hotelu Bangkoku. Jakoś trza czas zagospodarować - więc w pobliskim kantorze wymieniamy walutę i w sklepiku obok usiłujemy kupić Changa. Nic tak nie rozjaśnia umysłu jak zimne piwo. Niestety prohibicja, alkohol sprzedają od 11; pijemy więc browara w knajpce. Czas się wlecze, ale hotel staje na wysokości zadania i przed czasem ok. 13 wpuszcza nas na pokoje. Po relaksie i odświeżeniu wychodzimy na miasto. Żona z nosem w jakimś przewodniku usiłuje dojść do polecanego parku, bez skutku; czas wracać na kolację. Po kolacji ponownie wychodzimy na wieczorne miasto. Ruch duży, miasto nowoczesne i podświetlone - fajny spacer. Taki jestem nietypowy, że pewne rzeczy mnie nie kręcą, więc nie wchodzimy do tego najwyższego hotelu z obrotowym tarasem u góry tylko go mijamy. :) Wracamy pod hotel i niemiła niespodzianka. Wyjście, którym ruszaliśmy na miasto zamknięte na amen, a obejścia hotelu nie widać ... Idziemy w stronę meczetu i bingo - ciasnym przejściem ograniczonym drewnianymi płotami przedostajemy się pod wejście główne hotelu. Będziemy spali w łóżku, a wiadomo GOŚĆ wchodzi głównym. Nazajutrz zwiedzanie Bangkoku, więc świątynia złotego Buddy (a który tu nie jest złoty??), potem kompleks pałacu królewskiego i świątynia odpoczywającego Buddy z ogromnym, długim ponad 45m posągiem. Do pałacu królewskiego wstęp w maseczkach i długich spodniach lub sukienkach dobrze zakrywających kolana. Ci, którzy zlekceważyli przestrogi pilota kupują teraz gustowne portki w słonie. W pałacu blask bije po oczach, a o maseczce przypominają strażnicy przy wejściu do wnętrza np. do Szmaragdowego Buddy. Tutaj zakaz foto - i nikt zakazu nie łamie, bo wszyscy robią mu wcześniej foto przez okno. Niewielki jadeitowy posążek - największa świętość Tajlandii. Po świątyni odpoczywającego Buddy, gdzie można zapewnić se pomyślność, lunch i rejs po kanałach. Prawdę mówiąc więcej sobie po tym rejsie obiecywałem. Kanały - szumne słowo (są, są w Bangkoku), ale cały rejs ograniczał się do przepłynięcia kawałek rzeką i nakarmienia ryb przed świątynią; nawet obiecywanych waranów nie było. Na fakultet chętnych nie było (kolacja z tańcami), więc tylko spacer i spanko. Nazajutrz po śniadaniu przejazd do Kambodży, kolacja w hotelu w Siem Reap i spacer we własnym zakresie. Jednak największy bonus fotograficzny zaliczam podczas przejazdu, a właściwie postoju na WC - wąż wpełzający na palmę. Trzeba przyznać, że Biuro przekraczanie granicy ma opanowane perfekcyjnie - żadnej straty czasu i nawet walutę wymieniamy. W Siem Reap jesteśmy w okresie Walentynkowym (a może i w same), więc w wystroju spacerowego deptaka dominują serduszka. Wokoło knajpki, obok pawilon z dobrem wszelakim, więc i żona ma gdzie pobuszować - ogląda, przegląda, wybrzydza, ale na zakup pamiątek wrócimy tu jutro lub pojutrze. Normalnie w kraju nie trawię zakupów razem z żoną, ale tutaj tyle ciekawostek wkoło, że nawet jej nie popędzam. No i Walentynki zobowiązują. Wczesne śniadanie i na świątynie Angkoru. Przy wsiadaniu do autokaru robię foto dzioborożcom, ale zimny obiektyw natychmiast pokrywa się parą i mimo przetarcia foto marne, a dzioborożce czekać nie zamierzają. Świątynie Angkoru, po raz pierwszy mam bilet ze zdjęciem, ze względu na rozległość zwiedzamy dwoma busikami. Autokar nie mieści się w bramie Angkor Thom, więc dwie podgrupy - zwiedzanie razem, a przejazd osobno. Bramę przekraczamy pieszo, potem busikami podjeżdżamy pod świątynię Bajon. Stąd pieszy spacer wśród obiektów, aż do Tarasu Trędowatego Króla. Przejazd i obejrzenie świątyni zaanektowanej przez dżunglę, gdzie były kręcone plenery filmu Tomb Raider. Zwiedzanie pierwszego dnia kończymy w Angkor Wat. Najsłynniejsza świątynia, którą od pewnego momentu zwiedzamy niestety samodzielnie co sprawia, że nie oglądam wszystkiego. Pilot na Tarasie przed wejściem na wyższe poziomy wyznacza czas zbiórki na parkingu, bo może nie wszyscy chcą wchodzić i każdemu potrzeba innego czasu - więc spotkanie na parkingu ... więc pomijam ciekawe reliefy! Po zwiedzaniu jeszcze wizyta w szkole i fakultatywna kolacja z khmerskimi tańcami. Następny dzień rozpoczynamy rejsem po jeziorze Tonle Sap do pływającej wioski, a później jeszcze dwie świątynie Angkoru. Zatrzymajmy się przy jeziorze; wiadomo woda to życie - potrzebna do picia, prania, gotowania, mycia, uprawy roślin .... a nawet spłukiwania kibelka. No, ale mieszkając na wodzie do wszystkiego musisz używać tej samej wody, a co z pogrzebami?? Cmentarz mają jednak na wysepce i chociaż kolor wody odstrasza od picia, to jednak ryby możesz łowić na progu domu. Dochodząc do przystani przechodzimy obok wioski domów na palach i niby jest tu wszystko: szpital, szkoła, świątynie różnych wyznań, ale ... To pierwszy przypadek, że nie skorzystałem z możliwości zakupu lokalnej pamiątki - butelki bimbru. Nie sprawdzałem czy to zakurzone butelki czy efekt dodawanej wody, nie wiem, zabrakło mi odwagi. Acha, odnośnie biletów wstępu, oczywiście ze zdjęciem, do Angkoru - jednodniowy kosztuje 37$, my zwiedzaliśmy 2 dni płacąc 62$. Na bilecie wpisany okres zwiedzania obejmujący 10 kolejnych dni. Doczytałem się, że zwiedzanie kilkudniowe nie musi odbywać się dzień po dniu, ale nie umiem powiedzieć na ile dni zwiedzania ten za 62$ faktycznie jest. Nam zrobili dwie dziurki.
No, to spróbuję rozwiać AniMW wątpliwości - faktycznie wilgotność w Angkorze była, ale spokojnie dało się przeżyć pomimo iż biegaliśmy po różnych poziomach i sporo chodzenia było; Angkor jest zachwycający, a przecie nie byliśmy wszędzie, bo byłby jeszcze dzień, albo dwa potrzebny na zwiedzanie. Po zaliczeniu jeziora oglądamy jeszcze dwie świątynie Angkoru - Prasat Bakong oraz Banteay Srei zwaną twierdzą kobiet. I muszę powiedzieć, że ta ostatnia zrobiła na mnie największe wrażenie; niewielka, można powiedzieć kameralna, z pięknymi zdobieniami kolejnych bram i nie tylko. Wracając do hotelu zatrzymujemy się na drodze przy prymitywnym wytwarzaniu słodyczy, a jutro podróż do stolicy Kambodży i zaokienne obrazki domów na nogach oraz typu ile można przewieźć na motocyklu. Pojęcie bezpieczeństwa jazdy w Azji jest nieco odmienne od naszego i nawet jeśli kierowca w kasku to pasaże lub przewożone dziecko bez. Nierzadko widuje się obrazki, że dla bezpieczeństwa maseczka na twarzy, a na głowie kapelusik. Oczywiście zatrzymujemy się na kawę i toalety; na jednym z parkingów oprócz owoców królują smażone robale. Też próbuję. Dojeżdżamy do stolicy i zwiedzanie zaczynamy od najstarszej świątyni, od której pochodzi niejako nazwa miasta. Tutaj wreszcie robię foto dzioborożcom. :) Następnie miejsce tragiczne - centrum przesłuchań urządzone przez reżim Pol Pota. Szacuje się, że przez to miejsce tortur przewinęło się ok. 17tys więźniów, z czego przeżyło zaledwie 12 osób. Dalej pałac królewski ze Srebrną Pagodą, jedzonko w restauracji nad rzeką Tonle Sap i zakwaterowanie w hotelu. Oczywiście wieczorny spacer po nadrzecznym deptaku, a następnego dnia - następny kraj i przejazd do Sajgonu. Po drodze oglądamy ?landrynkowy kościół? - taki trochę kiczowaty kościół wietnamskiej synkretycznej religii Cao Dai łączącej elementy wielu religii i systemów filozoficznych. Kościół znajduje się w miejscowości Tay Ninh; tutaj też jemy lunch. :) No w miejscowości, a nie w kościele. Następnie odwiedzamy muzeum partyzanckich tuneli, aby pod wieczór zameldować się w hotelu. I co? Oczywiście wieczorny spacer z żoną. Właściwie nie Sajgon, ale miasto Wodza, ale ... nawet mieszkańcy używają tej nazwy - powiesz sajgon i wszystko jasne, a na ulicach istny, komunikacyjny sajgon; zwłaszcza w ruchu jednośladów. Nazajutrz zwiedzanie Sajgonu, jak na foto, jednak największym zaskoczeniem są pikniki na chodniku. Na ministołeczkach lub bezpośrednio na chodniku siedzą, rozmawiają, coś tam piją lub jedzą; jednym słowem piknikują. Spacerem przechodzimy pod dawny pałac prezydenta Wietnamu Płd, po czym jedziemy do chińskiej dzielnicy i przechodzimy przez bazar Binh Tay. No, tu się dzieje - na uliczkach obok i w głównej hali setki podobnych kramów; zupełnie nie pojmuję jak wszyscy z tego mogą wyżyć. Po bazarze pagoda Thien Hau, lunch w manufakturze wyrobów z laki i pagoda Nefrytowego Cesarza. Nefrytowy Cesarz to nie nazwa figurki, a najwyższy bóg z chińskiego panteonu. Po świątyni na lotnisko, przelot na północ do Hanoi i przejazd do hotelu w Ha Long, a jutro pływanie po zatoce. Zatoka Ha Long znajdująca się na liście UNESCO to 1900 skalistych wysp i wysepek rozsianych po morskiej zatoce. Atrakcji tu sporo i dwa razy niedosyt -1 ani na chwilę nie wyjrzało słonko, 2 zbyt krótko, bo tylko kilkugodzinny rejs, a można tu pływać i zwiedzać i trzy dni. Lunch podczas rejsu, a po przejazd do hotelu w Hanoi. Chwila na odświeżenie po rozlokowaniu w pokojach i wychodzimy do teatru. To specyficzny teatr - teatr kukiełek wodnych, których tradycja sięga XIIw. Następnego dnia zwiedzanie Hanoi, a więc przejazd rikszami przez kolonialną zabudowę, a następnie najważniejsze dla systemu budynki - mauzoleum Ho Chi Minha (na szczęście tylko z zewnątrz) i park z budynkami typu: tu pracował, tu mieszkał itp. Następnie krótki przejazd nad Jezioro Zachodnie i odwiedzenie galerii handlowej, gdzie chętni mogą wybierać pamiątki. Ja tam pamiątek nie kupuję, więc szybko się ewakuujemy do leżącej naprzeciw pagody Van Nien. Potem lunch i zwiedzanie Świątyni Literatury. Świątynia ta założona w XIw do kształcenia urzędników państwowych. I chociaż od dawna nie jest już uczelnią to można tu spotkać studentów, a może absolwentów przychodzących na sesję foto. Wracamy do hotelu i samodzielnie udajemy się w miejsce kultowe - ulicę kolejową. Tak, pomiędzy ciasną zabudową biegną tory kolejowe, po których codziennie przejeżdża pociąg. No i koniec wietnamskich atrakcji, bo następnego dnia lecimy do Bangkoku na 4 dni wypoczynku nad morzem w Pattayi. Dla mnie wypoczynek dość marny, bo jak tu wypoczywać gdy temperatura podchodzi pod 40 stopni?? Ja nie potrafię. W ofercie było kilka fakultetów, ale do skutku dochodzi tylko jeden - rewia transwestytów. Oczywiście idziemy, bo to atrakcja ściśle z Tajlandią związana. Trochę szkoda fakultetu tropikalnych ogrodów, ale bez znajomości języków indywidualnie się nie da. Samodzielnie odwiedzamy jedynie centrum Pattayi zaglądając na ulicę grzechu - Walking Street. No, ulica żyje nocą, ale my nie na uciechy, a jedynie zobaczyć. Są kluby z dziewczynami, jest i Moulin Rouge. W czasie pobytu jest opłacone jedynie hotelowe śniadanie, a inne posiłki we własnym zakresie. I bardzo dobrze, bo jest okazja popróbować lokalnej kuchni. No smaki tajlandzkie są wspaniałe. Najbardziej gorące godziny spędzamy jednak w hotelowym pokoju, a potem nadmorskie spacery; są restauracje, są dwa targi z jedzeniem, dla chętnych salony masażu tradycyjnego. Jest też restauracyjna enklawa z biurem turystycznym Oleg-Tur, ale tam nie bywamy z racji różnic kulturowych. Podczas spacerów spotykamy sporo mocno starszawych facetów w towarzystwie dużo młodszych kobiet. Więc jakaś seksturystyka z pewnością istnieje. I co mnie najbardziej w tym zdziwiło, to fakt, że niektóre z kobiet są z małymi dziećmi. I nie wiesz sposób na życie czy dorobienie do rodzinnego budżetu.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Tajlandii:
Autor: papuas / 2023.02
Komentarze:

AniaMW
2023-03-26

Też stronię od tych rejonów Azji. W moim przypadku, po odwiedzinach Hong Kongu - długi lot i lepki klimat - to te 2 czynniki, które zniechęciły mnie do powrotu w tamte okolice. Czytając relację podoba mi się program i może, może... Jeszcze nie mówię hop. Doczytam do końca :)

papuas
2023-03-15

fakt, Azja jest daleko i ciężko przetrwać tak długi lot samolotem, ale ... wspaniałe zabytki Indii, Chin czy Kambodży w pełni to rekompensują, a pobyt w Tajlandii, to tak na zachętę, oznacza wspaniałe smaki jedzonka i to nie tylko w eleganckiej knajpie, ale też na ulicy

danutar
2023-03-14

Szczerze przyznam, że jakoś do Azji mnie nie ciągnie, chociaż właściwie sama nie wiem dlaczego. Kiedyś, przed laty marzyły mi się Chiny, Tajlandia, Indie, ale jakoś mi przeszło - sama nie wiem dlaczego... Jednak zdjęcia z przyjemnością oglądam. Może nabiorę ochoty?
Pozdrawiam :)

kawusia6
2023-03-11

Rozpoczyna się ciekawie- czekam na dalszą część...Zdjęcia miło się ogląda...zwłaszcza znajome miejsca. Angkor Wat i Zatoka Ha Long to ciągle dla mnie pieśń przyszłości dlatego z chęcią poczytam dalszą relację mówiącą o tych miejscach.

papuas
2023-03-10

na północy Wietnamu jedna z atrakcji jest na liście UNESCO, ale na zorganizowanym wyjeździe tylko liźnięcie - zatoka Ha Long
no dzięki za odwiedzinki Fresh, ale Tajlandii na tej wycieczce to ino na lekarstwo - odrobinka

piea
2023-03-10

ja byłam w BKK 3 lata po Freshu, więc już jakieś 90 lat temu... :) ; zatem również z wielką z przyjemnością popatrzę, poczytam, powspominam....;
to "piekło" o którym wspominasz do dziś "mnie trzyma" :) dlatego do Azji poł-wsch juz nie wrócę... dla mnie takie temperatury to MĘCZARNIA!!! przy czym należy wiedzieć, że 36C u nas a 36C tam- to nie jest to samo :), tam należy dodać do tego jeszcze mega gorącą parę :)) ; ale Wietnam (ten północny wyłącznie!) - biorę pod uwagę jak najbardziej :))

Fresh
2023-03-10

Super :) Sto lat temu byłem w Tajlandii, w 2012 roku. Fajnie się czyta i cofa w przeszłość oglądając zdjęcia.

papuas
2023-03-07

witam zaglądających
:) już w Kambodży udręką była duchota czyli duża wilgotność, ale na wypoczynku temperatura około godzin południowych w porywach sięgała ponad 36st dla mnie przebywanie tylko w klimatyzowanym pokoju

AniaMW
2023-03-07

Dzięki za konkrety i ciekawy początek, czekam na c.d.
Co oznacza ?ze wzgl. na temperatury?? Ile było stopni i jaka wilgotność ? Tez nie znoszę upałów.