Kolekcjoner snów, zaginiony korespondent, betonowy kolaż wraz ze swoją wyścigówką czy człowiek w ogniu już czekają na śmiałków, którzy staną z nimi twarzą w twarz... kilka metrów pod wodą u wybrzeży Cancun.
Cancun - (pod)wodny raj
O Cancun słyszał chyba każdy. Często porównuje się je do Acapulco. Co ma z nim wspólnego? No, może tyle, że podobne jak ono, jest skrawkiem świata na odludziu, gdzie całkiem nieoczekiwanie powstał światowej sławy kurort turystyczny. Bajeczna pogoda, biały piasek, bliskość budowli wybudowanych przez Majów, to atuty, którym turyści nie mogą się oprzeć. Nic dziwnego, ze Meksyk, a dokładniej samo Cancun rokrocznie przechodzi najazd 2 milionów odwiedzających z całego świata.
Specyficzny cypel sławny jest nie tylko dzięki swoim krystalicznie czystym wodom, ale zwłaszcza dzięki tym skarbom, które te wody kryją. Delfiny, tysiące gatunków ryb oraz wielkie piękne rafy koralowe. Amatorzy błękitu morza, którzy przybywają nad tutejsze wody, jak już raz wejdą do morza, wychodzą z niego bardzo niechętnie - nurkowanie, łódka, żagle, motorówka - jest w czym wybierać.
Sposób na ciekawskich
Jest tylko jeden mały problem, z punktu widzenia turysty niekoniecznie dostrzegalny. Podwodnemu ekosystemowi nie wychodzi na dobre ciągłe sąsiedztwo ciekawskich gapiów, którzy nie tylko oglądają, ale często też zanieczyszczają, albo nawet zabierają fragmenty rafy „na pamiątkę”. Oczywiście „po cichu”, gdyż oficjalnie rafa koralowa u wybrzeży Cancun jest częścią Morskiego Parku Narodowego.
W końcu wypowiedziano takiemu traktowaniu przyrody ostry sprzeciw. W 1998 powstał plan zagospodarowania mający na celu ograniczenie ruchu turystycznego skupiającego się wokół rafy koralowej. Zaczęto współpracować z lokalnymi władzami czego efektem były tzw. wycieczki „ekologiczne”, ale i to jeszcze nie do końca rozwiązywało problem. Potrzeba było czegoś zupełnie nowego, tak oryginalnego i szokującego, że na dłuższy czas zdoła niezaspokojoną ciekawość ludzką zająć innymi atrakcjami, niż penetrowanie rafy. W ten sposób narodził się pomysł Jaysona de Caires Taylora.
Gdy już udamy się na wczasy w Meksyku do Cancun, założymy płetwy i zanurzymy się kilka metrów, faktycznie czeka nas mały szok. Podwodny gąszcz postaci, który się przed nami pojawia, mógłby zaludnić małe miasteczko. Każdy przyzna, że 400 rzeźb, 120 ton cementu, piasku i żwiru to całkiem pokaźne liczby.
La Evolucion Silenciosa (Cicha Ewolucja), bo tak brzmi nazwa instalacji, to betonowe figury kobiet, mężczyzn i dzieci. Całość jest całkowicie ekologiczna. Rzeźby wykonano z kompozytu o neutralnym PH, na którym będą mogły osadzać się koralowce. Wewnątrz wielu porobiono nawet specjalne otwory, mające ułatwić rozwój roślinom. Z czasem cała konstrukcja pokryje się algami i zupełne zmienia oblicze, stanie się kolorową, tętniącą życiem częścią podwodnego środowiska.
Rzeźby nie tyle mają być muzeum samym w sobie, co odciągnąć turystów od koralowców, które w tym czasie mogły by się regenerować. W końcu już niedługo same będę wyglądać jak nowoczesna rafa.
Są jeszcze inne?
Jayson de Caires Taylor, projektant i konstruktor rzeźb, ma na swoim koncie już kilka podobnych konstrukcji. Kilka z nich znajdziemy niedaleko Cancun – w okolice wyspy Mujeres i Punta Nizuc, m.in. u wybrzeży Zachodnich Indii, w Grenadzie. Jeszcze inne rzeźby zadomowiły się w akwenach miejskich, np. w Canterbury i Chepstown w Wielkiej Brytanii.
Godna pozazdroszczenia pomysłowość i innowacyjność potrafiąca zachwycić nawet najbardziej wymagających industrialistów To, co powstało w wodach Cancun jest niewątpliwie przejawem nowatorstwa serwującego nam nowe, zupełnie inne niż znamy ze szkoły muzea. To kwintesencja XXI wieku. Ale spieszcie się z odwiedzeniem Meksyku - czas szybko ucieka. Już niebawem efemeryczne rzeźby zarosną całkowicie... a wytężyć będzie trzeba wszystkie zmysły, aby dojrzeć w nich niż kolorową, ukwieconą i pełna życia, bajecznie uformowaną podwodną konstrukcję
KaJka | widziałam na youtube filmik z tego miejsca- ciekawe :) Podoba mi się ten pomysł |
maciekart | Fajna sprawa ... a ogólnie Cancun to bajka :) |