Jeep Safari w praktyce, w Egipcie i nie tylko. Czy warto, jak się przygotować? Przejażdżka jeepami czyli jeep safari to dzisiaj atrakcja, którą ma w swojej ofercie niemal każdy kraj, nastawiony na turystykę. Dlaczego? Otóż wystarczy kilka samochodów, sprawnych kierowców, chęć do dobrej zabawy i wrażenia zagwarantowane!
Turcja, Egipt, Tunezja, Grecja a nawet Bułgaria mogą nam zapewnić rozrywkę tego rodzaju. Przyznam, że nigdy nie byłam zwolenniczką jeep safari. Kiedy żar się leje z nieba a słońce bezlitośnie opala nasze ciała, wołałabym po prostu leżeć nad chłodnym basenem, popijać owocowe drinki lub szaleć na jakimś statku na środku morskiej otchłani. Wybranie się na pustynię w upalny dzień jest po prostu czystym szaleństwem! Owszem może i tak, ale muszę przyznać, że absolutnie nie żałuję tej wyprawy.
Moje jeep safari miało miejsce w Egipcie. Cała wycieczka trwała około ośmiu godzin, co na początku rzeczywiście mnie przeraziło. Tyle czasu na pustyni! Bez dostępu do picia, jedzenia, morza, lub po prostu zwykłego prysznica. Może te obawy wynikały z obrazu pustyni i suszy, jaki jest prezentowany w wielu filmach fabularnych, które oglądamy. Jednak jak się okazało, ta adrenalina tylko wzmocniła wrażenia, jakich dostarczyło nam jeep safari.
Dzień przed planowaną wycieczką polska rezydentka zatelefonowała do naszego pokoju, z informacją potwierdzającą jeep safari i prośbą o założenie wygodnych, sportowych butów i ubrań, których nie będzie nam szkoda, gdy np. pobrudzą się kurzem i pyłem. Nakrycia głowy to oczywiście warunek konieczny. O godzinie 11:00 podjechał bus, który zawiózł nas do docelowego miejsca zbiórki. Okazało się, że jedziemy w około dwudziestoosobowej grupie. To oznaczało około pięciu, sześciu jeepów.
Kierowca pokazał nam swój szarmancki charakter i styl jazdy już na samym początku. Ponieważ w Egipcie właściwie nikt nie stosuje się do zasad ruchu drogowego - pewnie dlatego, że ich zwyczajnie nie ma (no może oprócz tej, że pierwszeństwo mają kierowcy pojazdów, a nie piesi, nawet jeśli to oni mają zielone światło), zatem podjechał do skrzyżowania ze znakiem STOP, co naturalnie i tak go nie zatrzymało, zatrąbił i popędził dalej. Na rondzie, nie zaczekał aż opuszczą je pojazdy, tylko przejechał pod prąd, objeżdżając je z lewej strony !!! Przez myśl przemknęło chyba wszystkim, czy jesteśmy aby dobrze ubezpieczeni na tę wycieczkę.
Gdy asfalt się skończył a my wjechaliśmy na pustynię, zaczął się prawdziwy wyścig. Kurczowo trzymając się elementów konstrukcji naszych pojazdów, gnaliśmy wśród kłębów kurzu i pyłu, opędzając się od wzburzonego piasku pustyni. Wrażenia niebywałe!
W ramach odpoczynku, odwiedziliśmy dwie, niemal zagubione pośrodku pustyni wioski. Wydaje mi się, że głównym źródłem ich dochodu są turyści przywożeni tutaj jeepami. Na miejscu zostaliśmy poczęstowani herbatą, a nasz przewodnik opowiedział nam o życiu na „odludziu”. Najpiękniejszym widokiem, jaki pamiętam z tej wyprawy, był przemarsz ogromnego stada antylop, pośrodku pustyni, gdzie nawet nie ma ani jednej żywej duszy, a tu nagle, na horyzoncie coś się wyłania. Muszę przyznać, że wyglądało to wprost zjawiskowo!
Następnym przystankiem podczas naszej wyprawy, była przejażdżka na wielbłądach. Ja zaś zostałam porwana! Nagle podjechał Arab na czarnym koniu i zdejmując mnie z grzbietu dromadera, pognaliśmy w głąb pustyni. Na szczęście nie było to prawdziwe porwanie, tylko kolejna zaaranżowana atrakcja turystyczna.
W drodze powrotnej, o zmroku, kiedy rzeczywiście zaczęło już robić się chłodno, zaskoczyła nas burza. I o ile burza w mieście nie robi na nikim większego wrażenia, o tyle na pustyni, naprawdę jest przerażająca. Rolę deszczu zastępuje piasek, który właściwie całkowicie zasłania widoczność. Na szczęście nasi kierowcy znali trasę jak własną kieszeń i jestem pewna, że nawet z zamkniętymi oczami zawieźliby nas bezpiecznie do hotelu.
Po powrocie okazało się, że moja biała bluzka zmieniła kolor na szary, podobnie było z moim ciałem. Kurz i piasek był dosłownie wszędzie. Ziarenka dostały się nawet między zęby! Prysznic po takim dniu był prawdziwą przyjemnością.
Bez dwóch zdań mogę stwierdzić, że była to najlepsza wycieczka fakultatywna, na jaką wybrałam się podczas pobytu w Egipcie, w którym przecież zachwycać powinny piramidy czy rafy koralowe.
Dzięki jeep safari, można się oderwać od gorącej i hałaśliwej patelni wybrzeża, tłumu wczasowiczów, uciążliwych drobnych sprzedawców pamiątek i wyjechać na chwilę do innego świata.
MaggieJoy | Jeep safari...musi być cudownie !!! |
ness277 | niezwykle motywujący opis wycieczki:) |
aquinox | a ja na Teneryfie, rewelka! |
Amos | Na Jeep Safari byłem na Margaricie |