Na taką przygodę czeka się całe życie. Nie liczyłem, że kiedyś wystartuję w najdłuższym biegu zjazdowym świata, wpisanym do Księgi Rekordów Guinnessa. I jeszcze w doborowym towarzystwie narciarskich gwiazd. Na starcie stawiło się ponad 500 narciarzy z różnych krajów, głównie z Austrii. Zawody odbyły się pod hasłem „Schlag das Ass” (Pokonać mistrza). A rękawicę rzucił wszystkim Armin Assinger, as austriackiego narciarstwa. Pokonać go się nie dało, ale jaguar w nagrodę był tuż, tuż.
W Nassfeld, jednym z najlepszych karynckich ośrodków narciarskich, jest to impreza prestiżowa, na którą czeka się cały rok. Startować mogą wszyscy po uiszczeniu wpisowego- 25 euro. Praktyka pokazuje, że już nie wszystkim udaje się dojechać do mety. Tutejszy Abfahrt (bieg zjazdowy) jest bowiem nie lada wyzwaniem nawet dla świetnych zjazdowców. Bieg liczy ponad 26 km i jest sumą długości zjazdów z kilku różnych stoków. W dniu startu, jak na zamówienie, dopisało nam styczniowe słońce, stoki były twarde (sztuczny śnieg), za to wspaniale przygotowane.
Kilka minut po ósmej zameldowaliśmy się z żoną, na starcie przy górnej stacji Garnerkofel. Tłum narciarzy przebierał nerwowo nogami , mistrzowie udzielali wywiadów: Bojan Križaj, świetny słoweński alpejczyk, kiedyś w barwach Jugosławii, Leonhard Stock, legenda austriackiego narciarstwa i uśmiechnięty Armin Assinger, dawna gwiazda Pucharów Świata, dziś gwiazda austriackiej telewizji. „Schlag das Ass”, rozgrywany już siedem razy, to jego pomysł.
Co dwie minuty kolejnych dwudziestu zawodników stawało na starcie, po czym ostro ruszało w dół. Duże odległości między bramkami sprawiały, że łzy pojawiały się w oczach, chociaż były przysłonięte goglami. Przy trzeciej bramce już było widać, jaki kto ma timing. Heater pięknie przytulała się do bramki, nie tarasując przejazdu szybszym od niej.
Wreszcie kolej na nas. Początek stresujący, ale po każdej kolejnej bramce jechało się coraz śmielej. Choć wiadomo, bramki to pułapki dla zbyt odważnych, a na wyślizganych odcinkach bardziej przydałyby się łyżwy od nart. W sumie pokonaliśmy 10 stoków i 6400 m różnicy wzniesień. Najcięższa okazała się 7,5- kilometrowa trasa Carnia, z przewyższeniem 1200 m. Ale potem wpadało się prosto na metę w Tropollach ... tuż przy dolnej stacji kolei Millennium Express. Statuetka Nassfeld Trophy za najlepszy czas (liczony łącznie z przejazdem wyciągami) trafiła do młodego Austriaka Josefa Durnika. W całym biegu królowali młodzi, z którymi reszta nie miała większych szans.
Finał imprezy odbył się podczas Winner’s Party przy muzyce, poczęstunku i pięknych pokazach mody zorganizowanych przez Alpe Adria Manufaktur, sponsora imprezy. Każdy dostał na pamiątkę numer startowy z podpisem Assingera. Jaguar zaś, jak się okazało, był prezentem tylko na trzy miesiące, a nie na zawsze. W przyszłym roku zamierzam stawić się na starcie. Może za drugim razem uda się usiąść za kierownicą równie atrakcyjnej marki?
Brak komentarzy. |