Varadero to istny raj na tropikalnej wyspie, jaką jest Kuba, czy sztuczna enklawa dla turystów, z prawdziwą Kubą mająca niewiele wspólnego? Tak naprawdę to jedno i drugie po trochu, aczkolwiek odwiedzić Varadero z pewnością warto - miejsce to gwarantuje niezapomniane wrażenia, pięknie widoki i doskonałe warunki na beztroski, niczym nie zmącony wypoczynek.
Pierwsze wrażenia.
W Varadero lądujemy późnym wieczorem. Po długiej, dość męczącej podróży marzę jedynie, by jak najszybciej znaleźć się w pozycji horyzontalnej. Z lotniska pamiętam niewiele, jedyne co zapadło mi w pamięć to zadziwiająco krótkie jak na mundur spódnice celniczek, i noszone do nich ... rajstopy kabaretki. Cóż, co kraj to obyczaj. Również drogę do hotelu wspominam jak przez mgłę, w autokarze przysypiam (o mijanych po drodze policyjnych punktach kontrolnych dowiaduję się później od towarzyszy podróży), by w końcu znaleźć się przed hotelem.
W recepcji czeka na nas piękna, uśmiechnięta dziewczyna z tacą pełną egzotycznych, ozdobionych owocami drinków. Na moment się ożywiam, nagle dociera do mnie, że zaczęły się wakacje. Słodki, chłodny napój przyjemnie pieści podniebienie, załatwiamy jeszcze formalności związane z paszportami i po chwili już boy hotelowy prowadzi nas do pokoju - jest on przestronny, urządzony w typowo kolonialnym stylu, na widok dużego łóżka z baldachimem przypomina mi się jak bardzo jestem zmęczona i natychmiast chcę się położyć, nic więcej mnie już nie interesuje. Przed zgaszeniem światła dostrzegam jeszcze sporej wielkości jaszczurkę na ścianie, ale postanawiam się nią nie przejmować, mając nadzieję, iż nie będzie chciała spać razem ze mną w łóżku. Mimo różnicy czasu zasypiam błyskawicznie, do snu kołysze mnie jednostajny szum wiatraka umieszczonego pod sufitem. Śpię jak zabita, a po przebudzeniu pierwsze kroki kieruję do okna. Odsuwam zasłony i moim oczom ukazuje się widok na piękny palmowy ogród i turkusowe baseny o nieregularnych kształtach - jestem w turystycznym raju. Mimo wczesnej pory słońce świeci już mocno, uznaję, że szkoda marnować czas w pokoju hotelowym i ruszam na podbój tropików!
To piękne Varadero.
Po śniadaniu (ach ten pyszny sok ze świeżych, dojrzałych pomarańczy) opuszczam hotel i wychodzę rozejrzeć się po okolicy. Varadero to najpopularniejszy kubański kurort, położony w prowincji Matanzas, na półwyspie Hicacos, pomiędzy Zatoką Cardenas, a Cieśniną Florydzką. Z każdego miejsca blisko jest na plażę - szerokość półwyspu w jego najszerszym miejscu to zaledwie 2,5 km, a w większości odcinków jest on znacznie węższy. Plaża naprawdę robi wrażenie - długa (prawie 20 km), szeroka, z pięknym, miałkim, białym piaskiem i łagodnym zejściem do czystej, turkusowej wody Morza Karaibskiego. Można do woli wygrzewać się na słońcu lub poszukać schronienia w cieniu jednego z licznych trzcinowych parasoli lub po prostu pod palmą. To również świetne miejsce do uprawiania sportów wodnych, woda jest tu ciepła, co gwarantuje golfsztrom - podpowierzchniowy prąd zatokowy. Bardzo uważać trzeba na słońce - spędzając dużo czasu w wodzie nie czuje się tak bardzo działania jego gorących promieni i niezmiernie łatwo o lekki udar słoneczny, o czym przekonałam się na własnej skórze.
Sama miejscowość to typowo turystyczny kurort, przeważają tu duże hotele, luksusowe wioski wakacyjne i lokale przeznaczone dla turystów. Szczególnie przypada mi do gustu niewielki, za dnia niepozorny bar, który po zmroku za sprawą muzyki na żywo zmienia się w istną rewię. Zawsze wydawało mi się, że tańczę całkiem nieźle, ale na tle kocich ruchów mieszkańców wyspy moje wygibasy sprawiają wrażenie żenujących podrygów i szybko nabawiam się kompleksów, w żyłach Kubańczyków zdecydowanie musi płynąć salsa zamiast krwi. Do większości piosenek znają oni skomplikowane układy taneczne, mogę na nie patrzeć godzinami, pokazy tańca organizowane są też praktycznie każdego wieczora w hotelu.
W tutejszych restauracjach warto skusić się na któreś z dań rybnych czy z owoców morza, można też spróbować typowej kuchni kreolskiej. W naszym hotelu zjeść coś można 24 godziny na dobę, do wyboru są nie tylko dania lokalne, ale i kuchnia chińska, włoska, meksykańska, aczkolwiek bardzo szybko przekonuję się, że nie ma co eksperymentować z wynalazkami kulinarnymi z różnych stron świata i lepiej poprzestać na potrawach, które kucharze naprawdę umieją przyrządzać. Przebojem są za to tutejsze drinki, często podawane w łupinach z kokosów - niebo w gębie. Zajadam się też świeżymi, soczystymi owocami, importowane owoce nie smakują nawet w połowie tak dobrze jak te, które mogły dojrzeć w gorącym klimacie.
W ciągu dnia można wybrać się na zakupy, aczkolwiek asortyment wielkiego wyboru nie pozostawia - znajdziemy tu głównie cygara, rum, koszulki, drobną ceramikę przyozdobioną wizerunkami Che Guevary i inne podobne drobiazgi. Obsługa w sklepach jest bardzo sympatyczna, jak wszyscy mieszkańcy wyspy, ale nieco ospała, czuje się luz, brak pośpiechu. Po mieście można poruszać się pieszo, turystycznym autobusem, taksówkami albo moim ulubionym środkiem transportu czyli coco taxi - małymi, zabawnymi, żółtymi trzykołowymi pojazdami, które świetnie wpisują się w tropikalny krajobraz Varadero.
Z myślą o turystach powstało tu też delfinarium, w którym jest możliwość nie tylko obejrzeć pokazy tych cudownych zwierząt, ale również z nimi popływać - to dość droga przyjemność, ale warto, zapamiętam te chwile z pewnością do końca życia. Dobrze wspominam też wyprawę katamaranem na rafy koralowe oraz rejs na pobliską dziewiczą wyspę Cayo Blanco. Rewelacyjną, ale nieco droższą atrakcją jest też samolotowa wycieczka na wysepkę Cayo Largo. Ceny wycieczek są praktycznie w każdym miejscu takie same, przekonuję się szybko, że targowanie się nie ma tu większego sensu.
Kurort ten zaczął rozwijać się pod koniec lat 20-stych ubiegłego wieku, w latach 40-stych był wakacyjną mekką licznych gwiazd filmu, muzyki, a także gangsterów, dawny dom Al Capone, obecnie będący restauracją, do dziś stanowi jedną z tutejszych atrakcji turystycznych.
W Varadero dni płyną leniwie - plaża, all inclusive w hotelu, wieczorne wyjście do dyskoteki i od nowa: plaża, all inclusive... Śladów prawdziwego, kubańskiego życia tu niewiele, jedynie na przedmieściach znaleźć można kilka tradycyjnych domów z charakterystycznymi bujanymi fotelami, na gankach przystrojonych sztucznymi kwiatami.
Varadero to cudowne miejsce na wypoczynek, ale po kilku dniach czuję potrzebę by wyrwać się z tej sztucznej, choć niezaprzeczalnie piękniej enklawy i ruszyć w głąb wyspy, by na własne oczy przekonać się jak naprawdę wygląda Kuba.
Jack | Wyspa Cayo Largo też ma 21 km pięknych plaż i o wiele mniej hoteli, toteż niektórzy preferują na nią jechać zamiast do Varadero, szczególnie w zimę, bo pogoda jest tam lepsza niż na w położonym na północy Kuby Varadero. |
katerina | Na Kubie jeszcze nie bylam.Jednak biorac pod uwage fotki w necie i opinie znajomych to Varadero do raju daleko,za to Cayo Guillermo to jest zdecydowanie to...inna bajka ;) |