Nie jesteś zalogowany.
Jest to relacja kopiowana, więc mogą być pewne nieścisłości
Jakoś nie miałam serca do napisania relacji na "wakacjach"
Tutaj coś skrobnę bo może komuś się przyda, a Gruzja to przepiękny kraj naprawdę wart polecenia aby go na własna rękę zobaczyć.
Do Tbilisi przylecieliśmy ok 3.00 w godzinach porannych. Zamówiliśmy sobie z hotelu shattel bus na 5 osób , koszt 50 lari, czyli ok 100 pln. Kilka godzin snu, czas na odpoczynek. Śniadanie i w drogę po mieście i tak przez 2 dni:
- najstarsza świątynia miasta: Katedra Sioni, gdzie znajduje się tajemniczy Krzyż Św. Nino, oraz Świątynia Metechyjska i wiele innych
-wjechaliśmy kolejką (wagonikami) na górujące nad miastem wzgórze z ruinami Twierdzy Narikala, z którego roztacza się wspaniała panorama Tbilisi., a u podnóża stoi pomnik założyciela Tbilisi
- na wzgórzu jest z pomnik Matki Gruzji Niny ,a wieczorem rozciąga się niesamowita nocna panorama miasta.
- Muzeum Państwowe, Operę, Teatr Rustawelego, Pałac Gubernatora, budynek Parlamentu – to z zewnątrz zobaczyliśmy przy głównej ulicy
- byliśmy na Kaczyńskiej Avn.
Szwendaliśmy się po starym mieście zmieniając kafejki gdzie degustowaliśmy wino i zakończyliśmy dzień w super restauracji z gruzińskim jedzeniem i muzyką
Kolejnego dnia kontynuowaliśmy zwiedzanie , wjechaliśmy na wzgórze gdzie jest super park rozrywki Mtatsminda i widoki na całe Tbilisi i okolice. Na wzgórzu jest również wieża telewizyjna i olbrzymia karuzela, takie Londyńskie oko. Tego dnia zobaczyliśmy nowy, bo wybudowany ok 1998r największy kościół w Gruzji i podobno na Zakaukaziu St Trinity.( Sobór Trójcy Świętej). Trafiliśmy na targ staroci, który jest tam codziennie i jest niesamowicie rozległy, można tam kupić wszystko (stare, brzydkie, ładne, przydatne, porcelana, rogi, części zamienne, biżuteria, obrazy, monety, biała broń, szmalc mydło i powidło) – fajne miejsce
Wieczorem wybraliśmy się do bani. Miejsce niesamowite z pięknymi kaflami i mozaikami, dostaliśmy „pokój” kąpielowy tylko do swojej dyspozycji, dzbanek herbaty, napoje rozweselające można wnosić. Dodatkowo zamówiliśmy peeling i masaż polecam, jakże inne doświadczenia od europejskich.
Kolejnego dnia wyruszyliśmy z Tbilisi do Gori, Uplisciche i Mccheta
Przejazd do Gori, miejsca urodzin Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili, spacer po Stalin Avenue, którą zamyka monumentalne Muzeum Stalina wraz ze stojącym przed nim wagonem-salonką oraz jednym z ostatnich istniejących pomników dyktatora. Tragedia nie polecam, z różnych powodów…… Samo muzeum bardzo słabe, wstęp do muzeum , salonki i domu 15 lari, .
Wycieczka do Uplistsiche – jednego z największych starożytnych skalnych miast Gruzji. Położone jest na wysokim brzegu rzeki Kury, jego powstanie datuje się na V w p.n.e. Było tam pięknie i niesamowicie, wiatr chciał nas porwać.
W drodze powrotnej zwiedzanie starożytnej stolicy Gruzji - Mcchety. W Mcchecie zwiedzimy jeden z najważniejszych kościołów Gruzji – katedrę Sveti Cchoveli. Ogrom tej świątyni zmusza do refleksji nad bogatą historią Gruzji. Rangę sanktuarium podkreśla fakt przechowywania w nim relikwii Chitonu Chrystusa.
Tam był nasz pierwszy nocleg nie w hotelu, a w domu u popa, tzw. family house. Miejscówka godna polecenia. Na dzień dobry pop pokazał nam swoją piwniczkę i zachęcał do częstowania się, nalał wina do 5 litrowego słoja i polewał, żonę poprosił o przygotowanie przekąsek, robiło się wesoło i „groźnie”, wieczór chyba by się dla nas zbyt szybko skończył w tym tempie. Grzecznie podziękowaliśmy za gościnę i powiedzieliśmy , że idziemy do restauracji na co pop wręczył nam 2l dzban wina i do restauracji kazał iść z pobłogosławionym napojem. Oczywiście w restauracji to nie jest problem że mamy swój napój rozweselający.
Rano pierwsze nie hotelowe śniadanie. Na trasie naszej podróży w zależności od regionu na śniadanie dostawaliśmy różne specjały. Dobre sery domowej roboty, jogurty, konfitury, herbaty z pysznych kompozycji ziół.
W Mccheta żona popoa po śniadaniu raczyła nas koniakiem i cały czas powtarzała, że tylko ciut, ciut i że na jedną nóżkę i na drugą i że Pan Bóg lubi Trójcę Świętą……
Pomimo naszego sprzeciwu, że musimy jechać autem twierdziła, że to żaden problem.
Na do widzenia pop wręczył nam na drogę 3 litry wina, a żona popa wręczyła mnie i mojej koleżance piękne pierścionki własnej roboty.
I już w południe (a miało być rano po śniadaniu) wyruszyliśmy w drogę.
Jechaliśmy naszym wypożyczonym samochodem terenowym przez Zhinvali do Ananuri, a dalej do Kazbegi tzw drogą wojenną – i to jest przeżycie, rollercoaster to pestka. Droga na mapie jest zaznaczona jako autostrada. Dla wytłumaczenia droga jest szutrowa kamienista, wyboista z milionem olbrzymich dziur. Jest jedną z dwóch dróg , która prowadzi do przejścia granicznego z Rosją, więc jechały nią duże ilości tirów, marszrutki, auta osobowe, ruch bardzo duży. To jest przeżycie samo w sobie, ale do odważnych świat należy, a widoki gór rekompensują wszystko.
W Ananuri, zwiedzanie XV- wiecznej twierdzy, położonej malowniczo nad rzeką Aragwi. Przejazd Gruzińską Drogą Wojenną przez przeł. Krzyżową 2379 m n.p.m. – najwyższy punkt tej trasy - do Kazbegi. Po drodze postój w miejscu, gdzie ze zbocza przy drodze wypływa woda tworząc trawertyny, przypominające tureckie Pamukkale.
Nocleg w Kazbegi znalazł się samJ tzn przy wjeździe stoją panowie wynajmujący pokoje w family housa (ch). Mięliśmy pokój z widokiem na Tsminda Sameba i Kazbeg. Właściciel z żoną okazali się bardzo gościnnymi Gruzinami (już nas nie powinno to dziwić , a jednak) oczywiście biesiadzie z pysznym lokalnym jedzeniem nie było końca i lekko sponiewierani grubo po północy poszliśmy spać, no bo na rano mięliśmy plany wyjścia w góry.
Kazbegi to stolica Chewi, rejonu Gruzji położonego już na północnych stokach Kaukazu!
Rano ruszyliśmy jednak naszym wozem terenowym do Tsminda Sameba, cerkwi i klasztoru będących jednymi z najbardziej malowniczo położonych obiektów sakralnych w tej części świata! Tam spacer na przełęcz, z której rozciąga się wspaniały widok na szczyt góry Kazbek 5047m n.p.m. oraz wypływający spod niego lodowiec Gergeti.
Powrót Gruzińską Drogą Wojenną do Telawi, gdzie po drodze zaliczaliśmy kolejne klasztory i świątynie. W Telawi zatrzymaliśmy się na kolejny nocleg, i o dziwo wieczór spędziliśmy jak zwykle tak samo, dużo jedzenia, dużo wina, dużo chachy, dużo śmiechu i zabawy.
Z Telawi wyruszyliśmy to miasta miłości Sighnaghi, dech zaparło nam w piersiach, piękne miasteczko, bardzo urokliwie położone, widoki niezapomniane. Na bardzo płaskim terenie z widokiem na Kaukaz wyrasta nagle olbrzymia góra i na niej jest to miasteczko. ulokowaneg na wzgórzu z malowniczym widokiem na dolinę rzeki Alazani, a także pasmo gór Kaukaz. Sighnaghi otoczone jest 4,5 km pasem XVII-wiecznych murów obronnych, a tutejsza twierdza była uważana za jedną z najlepszych w całej Kakheti, wstęp na mury i baszty jest bezpłatny, zresztą jak wszystko w Gruzji (na prawie wszystko).
W Sighnaghi również mieszkaliśmy na kwaterze i jak zwykle……
Standard kwater, które wybieraliśmy był bardzo podobny, duże pokoje z łazienkami, z reguły łoża małżeńskie, bardzo czysto, we wszystkich miejscach w jakich mieszkaliśmy kawa i herbata ogólnie dostępna. Nam nie był to potrzebne, ale dostęp do kuchni wszędzie również zapewniony.
Z miasta miłości bezpiecznie wróciliśmy do Tbilisi gdzie poszwędaliśmy się po mieście i zjedliśmy nasz ostatni pyszny lokalny posiłek.
Lot powrotny był o masakrycznej porze 4.00....
Chętnie wstawiłabym kilka zdjeć jednak jakoś słabo z tym sobie radzę, może ktoś na priva tak łopatologicznie by mi wytłumaczył
Gruzja jest bardzo łatwa , prosta i przyjemna w podróżowaniu! A to dlatego , że:
1. kraj jest stosunkow mały
2. ludzie otwarci, serdeczni i pomocni
3. wtedy widzi się wszystkie uroki tego magicznego kraju
Co do punktu pierwszego, jeżeli ktoś nie chce wypożyczyć samochodu może wszedzie dojechać marszrutkami - taki ich lokalny transport (no bo kraj mały).
Wypozyczalni samochodów sporo, ceny przystępne , paliwo trochę taniej niż w Polsce. Drogi słabe, ale ruch raczej mały.
Nasze podróz odbywała się bez kierowcy z mapą papierową nie używaliśmy GPS-a.
Mozna też wynegocjować w Tbilisy samochód z kierowcą bardzo przystępne ceny, ale to już albo w bezpośrednim kontakcie z taryfiarzem, albo przez biuro podróży na miejscu, jest ich wiele.
W każdym hotelu, hostelu również mozna taką usługę zamówić.
I jest to tez fajna opcja bo kierwoca wiezie nas gdzie chcemy, czeka tak długo jak chcemy, a my nie czujemy oddechu przewodnika i grupy, że za długo robimy zdjęcia lub się gdzieś szwendamy.
Dlaczego samemu, no bo Wszędzie nas witaja jak dobrychh przyjaciół, lub dawno nie widzianych dobrych krewnych, to jest tam niesamowite w tych ludziach. Nie traktują nas jak chodzące bankomaty.
Dla przykładu za nocleg biorą ok 50zł a zaraz potem na stół wtaczaja napitek (wino, czacza) i zagryzkę, a i w droge następnego dnia nie wypuszczą z pustymi rękami.
Noclegów na trasie nie mieliśmy zarezerwowanych, bo nie wiedzieliśmy gdzie i jak długo zabalujemy !!!!!! A to w Gruzji bardzo ważny element! Wszędzie gdzie dojechaliśmy to albo taryfiarzy , albo w sklepie, albo w restauracji pytaliśmy o spanko i nie było z tym problemu. Wręcz przeciwnie, dla przygładu w Mucchecie pani zamknęła sklep wywiesiła kartę zaraz wracam i poszła z nami wybierać kwatery. No bo nic na siłę i jak nam się gdzieś coś nie podobało to dalej z uśmiechem na twarzy przekazywali nas sobie z rąk do rąk i polecali się na wzajem z usługą "hotelarską".
Komunikacja jest łatwa w tym kraju, stara gwardia zna rosyjski (jak ja z mężem - bo my z tamtego pokolenia , to chyba "X) a młodziż zna angielski, no a my z tego pokolenia to też daliśmy radę.
Namawiam wszystkich do podróży na własną rękę !
P.S W czasie naszej podróży spotkaliśmy dużo rodaków podróżujących marszrutkami oraz z kierowcami wszycy byli zadowoleni ze swojej formy, bywały nawet osoby same (nie samotne:)) i potwierdzały , że Gruzja to bezpieczny kraj
Polecam książkę Mellerów Gaumardżos - wszystko co piszą jest prawdą
Ostatnio edytowany przez Bea37 (2015-03-29 19:33:42)