Nie jesteś zalogowany.
Dzień 3 24.01.2016 (niedziela)
Po śniadaniu w hotelu i wykwaterowaniu ok. 7:15 wyruszyliśmy autokarem w dalszą drogę. Po ledwie kilkunastu minutach dojechaliśmy do granicy Meksyku z Belize (w Corozal). W części meksykańskiej pilot zebrał paszporty i sam załatwił formalności (my nie musieliśmy wysiadać z autokaru). W części belizyjskiej było już więcej zachodu. Przede wszystkim musieliśmy zabrać wszystkie bagaże i opuścić nasz dotychczasowy autokar, bo w Belize zmienialiśmy go na inny. Ponadto każdy musiał osobiście wypełnić kartę wjazdową i poddać się kontroli paszportowej. Trzeba było również przestawić zegarki, gdyż czas w Belize jest o godzinę wcześniejszy niż na Jukatanie. Po załatwieniu wszystkich formalności granicznych (ogółem zajęło nam to nieco ponad godzinę) i zapakowaniu się do nowego (gwatemalskiego) autokaru ruszyliśmy w dalszą drogę po Belize. Ok. 9:40 dotarliśmy do przystani w Orange Walk. Tam nasza grupa przesiadła się do 2 łodzi, którymi wyruszyliśmy w ok. 40-kilometrowy rejs po rzece New River (jest to najdłuższa rzeka w Belize) do ruin Lamanai. Od czasu do czasu łodzie się zatrzymywały, żebyśmy mogli poobserwować jakieś ciekawe rośliny czy zwierzęta. Przy jednym z brzegów widzieliśmy również wieś mennonitów. Po ok. godzinie dotarliśmy w końcu do Lamanai. Tam każdy dostał butelkę wody, aby lepiej przetrwać zwiedzanie w upalnym klimacie. Potem ruszyliśmy już na wspólne zwiedzanie. Najpierw pooglądaliśmy różne rośliny (podczas wędrówki towarzyszyły nam głośne ryki małp – wyjców), a później skupiliśmy się już na eksploracji ukrytych w dżungli ruinach Lamanai (w języku maya ta nazwa miasta znaczy tyle co „zanurzony krokodyl” i była oznaką czci dla tych gadów żyjących wzdłuż brzegów New River). Było to jedno z najdłużej zamieszkanych miast Majów, zostało opuszczone dopiero w XVII w. Było to miasto o znacznej wielkości, zamieszkane już w XVI w. p.n.e. Podczas zwiedzania zobaczyliśmy m.in. Świątynię Jaguara, Świątynię Maski i Wysoką Świątynię. Z wierzchołka tej ostatniej budowli mogliśmy zobaczyć otaczającą miasto dżunglę i pobliską rzekę New River. Znaczna część Świątyni Jaguara pozostaje pod warstwą ziemi, porośniętej gęstą dżunglą. Choć jest nieodkopana, to jest przypuszczalnie znacznie wyższa od Wysokiej Świątyni. Na temat tej świątyni istnieje legenda, że można w niej znaleźć włócznię zwaną sercem jaguara mimo, że jej nazwa pochodzi od masek jaguara znajdujących się z każdej strony. Jest ona datowana (podobnie jak Świątynia Maski) na 625 r. n.e. Najbardziej interesującymi elementami Świątyni Jaguara są dwie maski dekorujące jej zachodnią fasadę. Maski znajdują się na dwóch poziomach po południowej stronie centralnych schodów. Maska z niższego poziomu ma ponad 4,5 m wysokości. Przedstawia ludzką twarz, obramowaną dekoracyjnymi elementami, która ma nakrycie głowy w kształcie krokodyla. Maski skonstruowane są w ten sposób, że kamienne jądro pokryte jest grubą warstwą tynku, w którym wyrzeźbione zostały szczegóły. Maski datowane są na koniec V lub początek VI wieku. Przy dużej świątyni było pojedyncze boisko, gdzie ofiary były składane pod centralnym polem. Ze Świątyni Maski, ozdobionej 4-metrową maską starożytnego króla Majów, również mogliśmy podziwiać panoramiczny widok na okolicę. Po zwiedzaniu zjedliśmy w Lamanai lunch (był w cenie wycieczki), a po 14-stej ruszyliśmy w rejs powrotny do Orange Walk. Po dopłynięciu wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do Belize City (dawnej stolicy Belize, leżącej u ujścia rzeki Belize do Morza Karaibskiego) i najpierw zrobiliśmy panoramiczny objazd tego miasta autokarem. Ok. 17-stej wysiedliśmy z autokaru w okolicy miejscowej latarni morskiej i odbyliśmy pieszy spacer wzdłuż morskiego wybrzeża do hotelu „Ramada”, który był naszym kolejnym miejscem zakwaterowania. O 18:30 mieliśmy w hotelu kolacje i na tym zakończyliśmy wspólny program dnia.