Nie jesteś zalogowany.
Tym razem był to krótki rejs. Pomysł zrodził się... podczas oglądania zdjęć Ali - Piei - z tegorocznej Czarnogóry.
A zwłaszcza jedno zdjęcie, ze statkiem MSC przy brzegu, skusiło mnie na taki właśnie wypad. Byłam już kiedyś w pięknym Kotorze; jest na tyle atrakcyjny, że powrót do niego to nie strata czasu dla mnie. Ale poprzednio byłam "normalnie", lądowo.
Widok zdjęcia ze statkiem w Kotorze skusił mnie na poszukanie ofert. Na mojej ulubionej stronie namorzu.pl propozycji jest bez liku, więc wybrałam taką, która wyglądała optymalnie. Chciałam nie tylko wrócić do klimatycznego Kotoru, ale przeżyć wpłynięcie fiordem z Adriatyku do tego portu. zobaczyć wszystko co możliwe, od strony wody.
No i tak to się zaczęło.
Rezerwacja rejsu i wyczekiwanie, czy coś nie stanie na przeszkodzie (jak miało to miejsce niestety w zeszłym roku, gdy musieliśmy wycofać się z wyjazdu w przeddzień rozpoczęcia planowanego rejsu).
Zakłóceń nie było.
Jedziemy. Podobnie, jak wiosną do Portugalii, jadę i teraz z Mamą.
Zaczęło się pięknie; jedziemy do Wenecji (wieczorem dosiadamy do autokaru w Cieszynie).
Przejazd poszedł b.sprawnie, już ok. 7.30 jesteśmy w terminalu portowym w Wenecji. Odprawiamy się na statek, oddajemy walizki i mamy zamiar wybrać się na niezobowiązujący spacer zakątkami Wenecji, na zasadzie - gdzie oczy poniosą. Obie byłyśmy tu już kilka razy, więc nie potrzebny nam dziś przewodnik.
Od chwili przyjazdu Wenecja była totalnie ukryta w gęstej mgle. Rozumiem, że wcześnie rano może tak się jesienią tutaj zdarzyć. Czekamy więc, aż mgła się rozrzedzi. Czekamy, czekamy, czekamy,... a tu nic. Ani mgła nie odpuszcza, ani naszego statku nie ma jeszcze w porcie. A powinien być co najmniej od 8. rano.
No tak, skoro nie wpłynął wcześniej, przy tak gęstym mleku nie ma szans.
Okazuje się, że 4 statki utknęły przed Wenecją i czekają na warunki umożliwiające im wpuszczenie do portu.
Dotychczas tylko w tv widywałam sceny oczekujących godzinami pasażerów w terminalach, zwykle lotniczych, teraz na żywo uczestniczymy w takiej sytuacji.
Kolejne godziny mijają a my siedzimy w terminalu i czekamy.
To ja zasiądę w tym terminalu razem z Wami i dotrzymam Wam towarzystwa. Może statek w końcu dopłynie
Mnie rejsy nie kręcą, wiadomo czemu ale też z przyjemnością pooglądam i poczytam
?? Czemu nie, Hapol?
Długo to też nie była moja bajka. Jednak po pierwszym rejsie na Alasce - z konieczności, do wielu miejsc po prostu nie mam tam innej drogi dostępu niż wodą - spodobało mi się na tyle, że od czasu do czasu mam ochotę skorzystać z tej wygodnej formy podróżowania
Angela, tudzież inni chętni, zapraszam na c.d.:
Taaak, w końcu mgła się ulitowała, w godzinach popołudniowych zaczęła odpuszczać. I kolejne statki zostały wprowadzane przez pilotów do portu.
Nasz miał godzinę odpłynięcia zaplanowaną na 16.30. I właśnie o tej mniej więcej porze wpłynął na nabrzeże. Ale najpierw rozładunek – i pasażerów, i bagaży – to musiało trochę potrwać. Jednak teraz już wszyscy bardzo się starali, więc jakoś poszło. Ok. 17-tej rozpoczęto odprawę i załadowywanie statku. Z racji tego, że czekaliśmy od wczesnego rana, otrzymaliśmy wejściówki nr 1 – pierwszej grupy do odprawy. A więc zaraz po wpuszczeniu „priority” przyszła na nas kolej. Uff, nareszcie. Nawet udało nam się zdążyć na kolację do restauracji (nasza tura miała na 18.30). Potem jeszcze obligatoryjny próbny alarm z kapokami i ok. 21.00 nasz statek – MSC Musica – odpłynął ze startowego portu w Wenecji.
Konsekwencje ponad 4-godzinnego opóźnienia były takie, że kolejnego dnia planowany Kotor zamieniono nam na Dubrownik. No cóż, nie mam nic przeciw Dubrownikowi, nawet lubię to miasto, jednak nastawiłam się na malownicze wpłynięcie Kotorską Boką, które przeszło mi koło nosa. Hm, pozostanie więc to w planach na tzw. „next time”.
Ostatnio edytowany przez AniaMW (2019-10-21 19:48:05)
Kolejne dni rejsu wokół „włoskiego buta” już upływały bez najmniejszych zakłóceń , zgodnie z zaplanowaną trasą:
- grecka wyspa Korfu,
- dzień na morzu – z przepłynięciem wzdłuż „podeszwy” czyli południa Calabrii i przecinając najwęższe miejsce Cieśniny Mesińskiej, dalej na północ; fajne było wrażenie, gdy mieliśmy prawie na wyciągnięcie ręki – po jednej stronie Calabrię, a po drugiej Sycylię,
- Neapol,
- Livorno,
- zakończenie rejsu w Genui.
Lądowe odcinki będę sukcesywnie opisywać – swoim zwyczajem – w tradycyjnych relacjach. Tam też będą zdjęcia.
A gdy przypomnę sobie, jak się wstawia zdjęcia na forum, też coś tu dorzucę.
Ostatnio edytowany przez AniaMW (2019-10-21 19:48:39)
Ja to bym jeszcze dodała, że Hapol nie umie usiedzieć na miejscu, a na statku musiałby bardzo ograniczyć powsinogę
Ach jak się cieszę, że jakaś tam jedna moja fotka - była inspiracją dla Ciebie na kolejną podróż! no ale jak widać wykupienie rejsu z Kotorem wcale nie jest gwarancją zobaczenia tegoż Kotoru ;
( Ja tez nie jestem póki co ani miłośniczką ani zwolenniczką rejsów, choć z zupełnie innych powodów jak Hapol; choć wcale niewykluczone , że w przyszłości - w czasach mniej aktywnych fizycznie lub nieaktywnych już w ogóle rejsy staną się naszą ulubioną formą podróży
Aniuś nie wiem, czy wstawiałaś tu jakieś fotki, ale jeśli tak - to niewidzę ani jednej, buu...
Ostatnio edytowany przez piea (2019-10-22 10:36:25)
Ala, zdjęć na razie nie ma (ani tu, ani w realcjach - których też jeszcze nie ma) bo są w aparatach i telefonie, a ja w pracy.
Po urlopie trzeba bardziej się spiąć z obowiązkami, ale i na zdjęcia przyjdzie czas