Nie jesteś zalogowany.
oczywiście że na fetę :-) ja byłam na krecie i nakupowałam sobie mnóstwo żarełka choć w domu nie smakowało aż tak pysznie jak na miejscu :-)
Po pierwsze - Grecji nie da się nie kochać
Spędziłam wspaniałe 2 tygodnie na Krecie, wkrótce prawdopodbnie czeka mnie wizyta w Atenach. A tak ode mnie: kocham Grecję (a jak na razie to raczej Kretę) za:
- wspaniałych ludzi (mój chłopak jest Grekiem, poznałam jego rodzinę i mimo wszystkich obaw i negatywnych opinii, np.o greckich teściowych, strasznie polubiłam wszystkich, oni mnie również co sprawiło, ze mój pobyt na Krecie był jeszcze bardziej udany)
- JEDZENIE - nie podejrzewałam siebie, miłośniczki kuchni indyjskiej, o takie pokochanie greckiej kuchni... Minęło już trochę czasu od wakacji, a ja nadal wcinam oliwki, oczywiście tylko te greckiego pochodzenia (wczesniej nawet ich nie lubiłam, ale nie wiedziałam, ze próbowałam jedynie kwasnych hiszpański i włoskich), fete (to akurat lubiłam od zawsze), dakos na milion sposobów (grecka sałatka z sucharkami, które można też wcinać z jogurtem greckim)i inne potrawy które powoli próbuje przygotowywać sama, chociaż trudno o składniki,
- krajobraz - Balos, Elafonissi, Falassarna, Preveli, Chania... i tak bez końca W zyciu nie widziałam tak przejrzystej wody jak na Krecie.
- język - skończyłam lingwistyke, jezyków trochę znam (m.in. niemiecki, angielski, hiszpański, trochę łaciny, zaczynam rosyjski), a jednak greckiego za Chiny nie mogę się nauczyć i wlaśnie za to go lubię, bo jest dla mnie wyzwaniem
- klimat - cóż, upały znosiłam lepiej niż co niektórzy Grecy. Mój chłopak zwykł mawiać, ze prawdopodobnie urodziłam się w niewłaściwym kraju xD Wilgotne powietrze na Krecie też bardzo mi odpowiadało. Słońce non stop także w porządku. Nawet deszcz i burza mi się podobały.
- nieskończoność mozliwości- to znaczy, ze pewnie mogłabym dopisac tu jeszcze wiele innych rzeczy, a pewnie wkrótce moja znajomość Grecji poszerzy się o Ateny i być może rejony górskie (tzn. narciarskie).