Nie jesteś zalogowany.
Jaskinia widać piękna, ale nie gustuję w tak kolorowym zabijającym barwy naturalne oświetleniu.
to prawda...gruzini jednak uwielbiaja podswietlac...wszystko:)
to jednak nie ujmuje stalaktytom i stalagnatom z setek lat
lece dalej
W samym mieście, na wzgórzu pięknie prezentuje się katedra Bagrati. To był nasz kolejny punkt. Wyświęcono ją w 1003 roku. W XVII wieku została w sporej części zniszczona. Wysadziła ją w powietrze turecka armia. Przetrwały tylko fragmenty zewnętrznych ścian. Trwała w takiej postaci, uważana przez Gruzinów za narodowy i religijny symbol. Kilka lat temu postanowiono ją odbudować. I zrobiono to. Wbrew wytycznym UNESCO!
Fajnie Edi Pogoda dopisła, w jaskini można się ochłodzić
Ja czekam na górki
Następnie udaliśmy się do klasztorów.
po przekroczeniu mostu nad Czerwoną rzeką ukazał nam się Klasztor Motsameta, który położony jest na szczycie niewielkiego, ale stromego wzniesienia otoczonego z 3 stron wodami wspomnianej już rzeki. Jego nazwa oznacza miejsce męczeństwa i związana jest z nią wspomniana wcześniej legenda. Oto ona: w czasie panowania Ottomanów dwaj bracia Dawid i Konstanty Mkheidze wszczęli bunt przeciwko jarzmowi tureckiemu. Niestety został on stłumiony, braci złapano w okolicy i przedstawiono im możliwość zachowania życia pod warunkiem przejścia na islam. Odmówili, przez co zostali straceni, a ich ciała zostały wrzucone do rzeki. Od ich krwi rzeka zmieniła kolor na czerwony i stąd wzięła się jej nazwa. Natomiast truchła śmiałków zostały pochowane na wzgórzu, gdzie król Bagrat III nakazał postawić monastyr ku ich czci.
Klasztor bardzo malutki ale niezwykle urokliwy. Widoki roztaczające się z niego zapierały dech w piersiach. Połączony jest podobno tunelami z Klasztorem Gelati.
GELATI niestety jest w remoncie i piękno jego jest nieco osłonięte. Ale to nic. Na i tak zachwycają freski – intensywność ich barw, stan w jakim się zachowały.
Tu też mamy prywatnego przewodnika, który z własnej woli raczył nas opowieściami w języku rosyjskim i pokazał takie miejsca do których byśmy z pewnością sami nie trafili.
Monastyr został ufundowany w 1106 przez króla Dawida IV Budowniczego (1089-1125). Legenda mówi, że król osobiście brał udział w jego budowie. Po śmierci został tu pochowany.
Przez długi czas monastyr był jednym z głównych kulturalnych i intelektualnych ośrodków w Gruzji. Znajdowała się w nim Akademia, która skupiała największych gruzińskich naukowców, teologów i filozofów. Wielu z nich działało wcześniej w różnych prawosławnych monasterach poza granicami (między innymi w Konstantynopolu). Z powodu rozległej i wszechstronnej działalności Akademii Gelati, współcześni jej ludzie nazywali ją „nowa Grecja” lub „drugie Athos”.
Do dzisiejszych czasów w monastyrze przetrwało wiele fresków i manuskryptów pochodzących z XII-XVII w.
Są tam trzy kościoły – największa, katedra Matki Boskiej z pięknymi freskami i mozaiką z XII wieku, kościół św. Jerzego i malutki kościół św. Mikołaja na wysokiej podmurówce z łukowatym przejściem do mieszczącej się obok Akademii.
Niedaleko Akademii, w bramie południowej znajduje się nagrobek króla Dawida Budowniczego – fundatora klasztoru.
W tym czasie nasz kierowca zaczyna z nami pertraktacje – proponuje porzucenie hotelu i spanie u niego…chce bysmy przyjechali na kolacje…twierdzi ze ona w „doma” ma wszystko.
Postawiłam jednak na swoim…pragnęłam hotelu…prysznica…zmiany ciuchów…przewidywalnych warunków…, które przecież sama wybrałam bardzo świadomie przez internet. On swoje …ja swoje Poddał się ale …nie do końca. Zawiózł nas do hotelu ze słowami – xaraszo…zmienicie ubrania, weżmiecie prysznic…ile trzeba ja tu czekama potem do ‘Doma” – ja chcę wam go pokazać
Hotel ze wspaniałą obsługą okazał się dlamnie idealny…doskonałe łózko, piękna łazienka w pełni wyposażona nawet w szczoteczki do zębów – a zaznaczam to inna Azja – nie ma tak jak w Taj czy Malezji, ze wszędzie to jest w standardzie Śniadania okazały się tak smaczne i obfite, że nie chciałam przestać jeść
No ale dobra, facet czeka. Prysznic, przebranie, dezynfekcja wewnętrzna i w drogę…aaaa ważne…te informacje na stronach jak należy się ubierać i co nie wypada …są bardzo nieaktualne, podobnie jak to ze na lotnisku w Kutaisi nie ma sklepów i kantorów. Jest wszystko. Rozwijają się – a rozwój oznacza zmianę.
Genadi czekał…zawózł nas do swojego „doma” –duzy…trzeba przyznać a w środku : czacza..wina…dziadek babcia i szykowane przez nią jedzenie…placki placuszki, cuda cudeńka…wznosił najstarszy toasty…pierwszy brzmiał: 100 lat bez kapitalnych remontów!!! hahaha
Podoba mi się
przemknęła nam myśl…ooo doliczy do rachunku…ale dziś się tej myśli dziwię
My próbowaliśmy wszystkiego konwersując po rosyjsku a on nie pił nic bo przecież gości trzeba zawieść do hotelu. Nie tylko nie zapłaciliśmy nic…ale dostaliśmy na droge2 litry wina…czacze…sery…ciasta…po raz pierwszy i to już pierwszego dnia doświadczyliśmy gruzińskiej gościnności…a potem było tak zawsze…
Poprosił nas tylko z całego serducha żebyśmy ostatnią noc w hotelu w Kutaisi odwołali – ona nas przenocuje, nakarmi, zawiezie na lotnisko…nawet się nie zastanawiałam – mam tu prawdziwe życie, ludzi naturalnych, co maja to dają i to ich cieszy. Poznajemy prawdziwe smaki, ludzi, kraj…rezerwacja odwołana
Resztę wieczoru spędziliśmy na spacerze w okolicach hotelu. Po powrocie usiedliśmy by jak zawsze pooglądać zdjęcia i przede wszystkim powymieniać się raz jeszcze wrażeniami. Powspominaliśmy jakiż to był piękny pierwszy zaskakujący dzień.
W tym kraju można stracić serce .......