Vanuatu - Powrót do Vila - relacja z wakacji
Stolica Vanuatu - Vila - byla drugim przystankiem na trasie naszego rejsu. Wrocilismy tam po dwóch latach.
Statek zblizyl sie do wyspy Efate wczesnie rano. Zaraz po swicie doplynal do nas pilot z portu w Vila. Plynelismy wolno pomiedzy skalistymi wysepkami. Towarzyszyly nam liczne latajace ryby. Zamim statek dobil do portu zdazylismy spokojnie zjesc sniadanie.
Wydostanie sie z portu nie bylo latwym zadaniem. Zaraz po wyjsciu ze statku napadli na nas polnadzy tubylcy z towarzyszacymi im fotografami. Ci nie byli nawet zbyt natarczywi, bo idacy za nami turysci skusili sie na zdjecia z nimi. Potem przyszla pora na kolejna przeszkode - zeby wyjsc z nabrzeza trzeba bylo przedrzec sie przez ”sciezke zdrowia”, czyli nie konczacy sie szpaler straganow z pamiatkami. Nie spieszylismy sie wiec poogladalismy mniejsze lub wieksze badziewie, zona kupila sobie kapelusz a ja zawarlem znajomosc z pieknym zlotym żukiem. Po przejscu przez bazarek napotkalismy kolejna przeszkode - taksowkarzy. A trzeba sie bylo dostac do miasta.
Nauczeni doswiadczeniem z poprzedniej wizyty zrecznie wymanewrowalismy tabuny natarczywych kierowców i ich naganiaczy rzucajacych cenami jak z kosmosu i udalismy sie wprost na przystan taksowek wodnych, ktore kosztuja po 5 dolarow australijskich od osoby. Oczekujac na komplet pasazerow ogladalismy sobie kraby i morskie jeżowce oraz odpieralismy uporczywe ataki panow probujacych namowic nas na różnorakie wycieczki po okolicy.
W koncu, po wcisnieciu do lodki jak najwiekszej liczby turystow, ruszylismy do centrum Vila. Taksowka wodna plynela ciesnina pomiedzy wyspa Efate na mala wysepka Iririki. U brzegow tej drugiej wciaz tkwily wyrzucone na brzeg rdzewiejace wraki statkow i jachtow zniszczonych przez cyklon Pam, ktory 13 marca 2015 roku uderzył w wyspy Vanuatu. Zniszczenia dotknęły m. in. 90 procent budynków Vila oraz wiele statków i lodzi. Przygnebiajacy widok, tym bardziej, ze przez dwa lata nic sie nie zmienilo...
Po dotarciu do przystani w centrum rozdzielilismy sie. Miasto poznalismy dosc dobrze podczas poprzedniej wizyty. Wiekszosc ekipy wyruszyla na poszukiwanie pamiatek, a ja poszedlem na poszukiwanie fajnych widokow, ciekawych roślinek, motylków i innych ptaszków. Po paru godzinach zebralismy sie do kupy na degustacje piwa :) Na statek wrocilismy okazja - kierowca doslownie podebral nas z ulicy zajezdzajac nam droge rozklekotanym i przerdzewialym vanem. Nie protestowalismy bo bylismy juz zmeczeni upalem i senni od skonsumowanego pifffka :) Za kurs zaplacilismy po 5 australijskich dolarow od osoby.
W Vila nie ma zbyt wiele do roboty. Warto pochodzic po nadmorskim pasazu i odwiedzic targ owocowo-warzywno-kwiatowy. Ulice miasta nie maja zbyt wiele do zaoferowania a wodospady Mele Waterfalls odwiedzilismy poprzednim razem.
Z portu w Vila nasz statek wyszedl wczesnym wieczorem. Powoli plynelismy pomiedzy wiekszymi i mniejszymi wysepkami, a po wyjsciu na pelne morze, statek obral kurs na Nowa Kaledonie.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze: