„Gdyby na świecie było kilka Dubrowników, tylko jeden z nich byłby prawdziwy: ten jeden, jedyny, prawdziwy, niepodrobiony, Dubrownik z kamienia i światła. Jak otwarta dłoń pod gwiazdami, skierowana ku światu” - Jure Kastelan.
Wycieczkę do Dubrownika zastawiliśmy sobie na deser naszego trzytygodniowego pobytu w Vela Luca na wyspie Korcula. Ranek jak zwykle zapowiedział cudowny, upalny dzień, więc po wczesnym zjedzeniu śniadania zapakowaliśmy się do aut i ruszyliśmy przed siebie. Chcieliśmy zdążyć na jak najwcześniejszy prom wypływający z Korculi na chorwacki ląd.
Mimo wielkich starań i poganiania zaspanych dzieci, prom pożegnaliśmy z zakrętu tuż przy samym porcie. Lody, picie i doczekaliśmy się następnej przeprawy. Około 30 minutowy transport miejskim promem i już prosto do celu. Prosto nie całkiem znaczy „prosto”, bowiem droga jaka wiedzie na samo południe Chorwacji jest stroma i bardzo kręta, ale widoki za to są przepiękne. Około dwóch godzin jazdy i dotarliśmy na miejsce.
Znalezienie miejsca na zaparkowanie w Dubrowniku, przy dwóch autach, było nie lada wyczynem, ale jakoś się udało. Zostawiliśmy auta i ruszyliśmy w stronę bramy wejściowej, która zaraz miała nas wprowadzić do niepowtarzalnego, ponadczasowego Dubrownika.
Vratami od Pila weszliśmy przez ozdobną, wielką bramę do kamiennego miasta, pełnego spokoju, placów, pałaców - miasta nieskończenie przepięknego. Nad bramą wejściową znajduje się figurka św. Błażeja, który jest patronem Dubrownika.
Weszliśmy do najstarszej części miasta - na główną ulice Stradum, która od samego początku zrobiła na nas ogromne wrażenie. Wydaje się, że jest to główny trakt handlowy, miejsce spacerów - a spacerując, pod stopami lśni w słońcu wypolerowany przez ludzkie stopy kamień.
Spacer po Dubrowniku, mimo ogromnego upału, który wśród murów miasta wydawał się być jeszcze większym, był prawdziwą przyjemnością. Przepiękne kościoły, klasztory, pałace, twierdze, katedry do dziś pozostały uwiecznione w naszych pamięciach.
Jaką wielką frajdą sprawiła dzieciakom ochłoda we Wielkiej fontannie Onufrego w której z 16 maszkaronów wypływa woda. Jak przyjemnie było spacerować wąskimi, stromymi uliczkami, na które prowadzą niezliczone ilości schodów, a gdzie można było choć na chwilę skryć się przed promieniami słońca. Jakie niezapomniane widoki pozostały w pamięci - przepiękne malownicze dachy Dubrownika i ta czerwień górująca nad twierdzą - przepiękny widok z murów obronnych na wyspę Lokrum i inne sąsiednie wysepki.
Po udanej wycieczce, wycieńczeni i bezsilni zasiedliśmy w przepięknej klimatycznej restauracji pod gołym niebem, ale na szczęście pod parasolem, w jednej z wąskich, malowniczych uliczek miasta - Ulicy Prijeko. Zjedlismy obfity rybny posiłek i po dniu pełnym nowych wrażeń pędem udaliśmy się do aut, aby zdążyć na ostatni powrotny prom na wyspę. Pędem - znaczy „szybko”, zatrzymani przez patrol, długo musieliśmy negocjować aby nie zapłacić mandatu ale się udało. Obiecując, że będziemy dostosowywać się do prędkości, pojechaliśmy jak tylko można było najszybciej po tych ostrych, górskich zakrętach - daję słowo, teraz bym na takie coś mężowi nie pozwoliła - i dosłownie na ostatnią chwilę wjechaliśmy na prom. A teraz to juz mogliśmy „spacerkiem” do apartamentu.
WSZYSTKO...
Parkować auto w miarę daleko od murów miasta. Im bliżej, tym mniej miejsc parkingowych. W pełni lata konieczne jest okrycie głowy - słońce grzeje niemiłosiernie. Najlepiej zabrać ze sobą coś do picia, jeszcze nigdzie nie kupowałam tak drogiej wody butelkowej.
Brak komentarzy. |