No i jesteśmy w małym państewku Ameryki Północnej - Hondurasie. Kraju niebezpiecznym, słynącym z handlu narkotykami, z band walczących między sobą o władzę państwową i terytorialną związaną z produkcją białego proszku.
Kiedy czyta się o tym kraju i na każdym kroku piszą: nie jedz do stolicy bo Nie Bezpiecznie dla turystow, trzymaj wszystko przy sobie gdzieś głęboko schowane itp. Człowiek zaczyna się wahać i bać. Ale z drugiej strony jest to kraj z dużą historia pierwszych mieszkańców tego kontynentu i są miejsca do których się ciągnie, bo są ciekawe i jedyne... Dla podróżnika, który kocha poznawanie nowych krajów i miejsc ciekawość wygrywa, a bezpieczeństwo mu towarzyszy.
Po opuszczeniu Gwatemali, późnym rankiem przekraczamy granice między tymi państwami. Granica spokojna, budynek nowoczesny z zapleczem sanitarnym i miejscem do wypełnienia dokumentów. Płacimy groszowe opłaty z jednej i drugiej strony, wbijają nam pieczątki i możemy wjeżdżać do Hondurasu.
Obok budynku granicznego stoją małe uliczne stragany z jedzeniem. Na poczekaniu, i na oczach jedzonko jest przygotowywane. Cinkciarze próbują nam zaoferować swoje usługi wymiany waluty. Odmawiamy grzecznie. W Hondurasie można płacić dolarami amerykańskimi.
Od granicy do Copan mamy 10km. Po pól godzinie nawet dość dobrej drogi, tylko bardzo krętej dojeżdżamy do miasteczka. Jak na naszego minibusa uliczki są na styk. Ale jakoś się mieścimy i stajemy przed hotelem mieszczącym się przy głównej ulicy. Hotel bardzo fajny, czysty, pokoje pierwsza klasa jak na te strony. Wrzucenie bagażu do pokoju i biegiem do busa. Jedziemy do Copan Ruinas - stolicy Państwa Majów.
Copan Ruinas jest położone w zachodniej części Hondurasu nad rzeka Rio Copan. Copan było stolicą Państwa Majów, największym miastem i ośrodkiem władzy państwowej i sakralnej. Największy rozkwit miasta był związany ze świetnością kultury Majów od V-VIII w. naszej ery. Miastem władała wówczas dynastia 17 królów, której założycielem był K’inch Yox K’uk M’b, który przybył do Copan w 426 r n.e. Wówczas miasto liczyło około 200 tys. mieszkańców.
Było miastem tętniącym zżyciem przez około czterysta lat. Na początku IX w. zaczęło się chylić ku upadkowi. W 822 r. władze objął ostatni król imieniem Klux Todr. Podczas jego rządów doszło do całkowitego upadku miasta. Co było przyczyna? Tak naprawdę nie wiadomo. Są domysły i mniemania, ze nadmierny wzrost demograficzny. Copan stało się nie wystarczalne, zaczęło brakować zrywności, wody, pojawiły się choroby i powoli ludność wyginęła.
Analiza odnalezionych szczątków - szkieletów na terenie miasta, po badaniach potwierdziła o wyginięciu ludności przez wyniszczenie organizmu z niedożywienia i chorób.
Po wizycie w strefie archeologicznej mieliśmy przyjemność i szczęście poznać główna Panią Dyrektor wszystkich miejsc archeologicznych na terenie Hondurasu. Opowiedziała nam dużo ciekawostek z tego okresu i historii. Ale tak naprawdę jak wyglądało życie Majów i dlaczego tak nagle wymarli to tylko domysły i interpretacje poszczególnych archeologów!
A sama strefa archeologiczna jest piękna. W budynku przy wejściu znajduje się spora makieta przedstawiająca ówczesne państwo, butik z pamiątkami, toaleta i biuro do wynajęcia przewodnika. Ponieważ my byliśmy grupą liczącą dziewięć osób, musieliśmy mieć tamtejszego przewodnika. Wszyscy przewodnicy są tam licencjonowani, maja dużą wiedzę na temat ruin. Raz w roku każdy obowiązkowo uczestniczy w kursie, na którym omawiane są najnowsze ciekawostki archeologiczne dotyczące Copan. Mówią po angielsku i hiszpańsku.
Po przywitaniu się z naszym przewodnikiem ruszamy droga w dżunglę do wejścia na teren ruin. Kupujemy bilety i już z daleka widać ruiny. Po drodze przelatuje nad naszymi głowami stado czerwono-zielono-żółtych papug Ar. Skrzeczą przeokropnie, słychać trzepot skrzydeł i nie boją się turystów. Okazało się, że na terenie ruin jest hodowla tych papug. Są dokarmiane przez dzieci i strażników, stadko liczy około 20 sztuk. Są prześliczne i towarzyszą podczas całego pobytu. Człowiek jest na górze piramidy, zwiedza zabudowania mieszkalne, a tu nagle papugi przelatują nisko nad głowami.
Po spotkaniu z Arami wkraczamy do Państwa Majów na główny plac, czyli Akropol, na którym znajdują się budowle w formie piramid. Jesteśmy w samym sercu miasta. Budowle w tym miejscu pochodzą z lat 100-400 n.e. Są to piramidy, które były wielokrotnie modyfikowane i dobudowywane, składały się z całej ilości budowli wniesionych jedną na drugiej. Na tym placu pod daszkami (chronią przed deszczem) można zobaczyć ołtarze w formie tronu i z wizerunkami władco.,Stele jest ich ok 36 i są wykonane z tufu wulkanicznego, są to pomniki kolejnych władców w strojach ceremonialnych.
W centrum również znajdowały się świątynie na piramidach schodkowych, zespoły palacowe, 5 wielkich dziedzińców, boisko do gry w pelota.
Najważniejszym obiektem tego miejsca jest piramida ze schodami, na których wyryto hieroglify Majów. Nazywają to Schodami Hieroglifów, cała budowla jest pod dachem, żeby chronić przed deszczem. Schody zbudowane ssą 63 stopni, o wysokości 45cm,i 16m szerokości, na których wyryto 2500 znaków Majów. Jest to najdłuższy zabytek piśmiennictwa Majów, reliefy wyryte są na podstopnicach przedstawiających sceny z życia kolejnych władców. Robią wrażenie, do tej pory nie odczytano hieroglifów dosłownie. Majowie nie pozostawili żadnej wskazówki po sobie zęby odczytać ich pismo. Są archeologowie, którzy latami się zajmują zrozumieniem znaków i są to tylko domysły.
Przez dwie godziny spacerowaliśmy po tym miejscu. Po placu i przejściu przez boisko do pelota, najsłynniejszą grą Majów. Spacerowaliśmy między budynkami mieszkalnymi, dziedzińcami z pałacami królewskimi. Na niektórych kamieniach i budowlach zachowane są jeszcze kolory. Kompleks położony jest w dżungli, która nieustannie rośnie i jak zobaczycie na zdjęciach drzewa wrastają w budynki, piramidy. Strażnicy i osoby od porządku codziennie walczą z przyrodą, żeby można było coś zobaczyć. Na wzgórzach wokół strefy w dżungli jest jeszcze setki piramid do odkrycia, tak pokazują zdjęcia satelitarne. Jest to worek bez dna dla archeologów i dla nas turystów. Majowie pozostawili po sobie wielką kulturę i zabytki, które dotrwały do dziś. Dla mnie ta wycieczka była wspaniała i dzięki odpowiednim osobom moja wiedza została pogłębiona na temat pierwszych mieszkańców tego kraju.
Wychodząc z ruin spotkaliśmy na naszej drodze zwierzątko żyjące w sąsiedztwie piramid. Niespodzianka mila.
Po takich mocnych wrażeniach powrót do hotelu i wyjście do miasteczka, które poszczycić się może kościołem, muzeum archeologicznym, hotelami i paroma kafejkami.
A wieczorem byliśmy na dobrej kolacji w restauracji - knajpce prowadzonej prze sympatycznego Belga. Jedzenie dobre, ale ceny europejskie. Miasteczko żyje dzięki turystyce i Copan Ruinas, wiec nie zdziwiło nas, że ceny windują.
Przed powrotem jeszcze każdy chciał zaopatrzyć się w wodę butelkowa i coś na ząb na śniadanie. I tu przeżyliśmy szok. Przed sklepem policjant z giwerą, do sklepu wchodzi się jak otworzą kratę i zaraz zamykają. Koło drzwi stoi osoba, która jest odpowiedzialna za tą czynność. Na wierzchu broni nie miała, ale pewnie pod ubraniem!
Obsługa bardzo grzeczna, towar europejski, jest w czym wybierać. Ale bezpieczeństwo w stu procentach zachowane. To była jedna tylko taka sytuacja podczas naszej podróży. Ale zapamiętam ją długo.
A Honduras spokojny i bezpieczny w cudzysłowie. Jak to mówią „strzeżonego Pan Bóg strzeże”.
kawusia6 | No,no...u Ciebie to już pełna egzotyka! Dzięki za relację z tak odległego i mimo wszystko chyba jeszcze nie do końca spokojnego i bezpiecznego całkiem kraju. Zuch kobieta :) |