Drugi dzień pobytu w Salwadorze upłynął mi nie wesoło, czyli na kurowaniu się.
W nocy się pochorowałam, znowu żołądek się odezwał. Leki, herbatka i zdrowaśki, żeby w drodze nie musiano się zatrzymywać na moje zadanie. Jakoś droga od Juayua do Santa Ana minęła spokojnie. Leki działały, tylko że humor mi nie dopisywał i byłam słaba. Dosłownie powłóczyłam nogami, nie mówiąc, że nie chciało mi się nawet robić zdjęć.
Sami wiecie, że jak coś dolega, to na nic się nie ma ochoty. A tu na takim wyjeździe trzeba być na chodzie cały czas.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Tazumal i zwiedzili kolejne ruiny Państwa Majów. Mniejsze niż te które żeśmy widzieli. Ale też piramidy z podziemnymi tunelami i grobowcami. Mała strefa archeologiczna ale warta zobaczenia.
Santa Ana - miasto położone w zachodniej części kraju. Około 70km na zachód od stolicy San Salwador, na północ od wulkanu Santa Ana.
Założone w 1708 r. W samym mieście można zobaczyć XVIII w. kolonialnej architektury hiszpanskiej. Głównym punktem jest neogotycka katedra - Catedral de Santa Ana, ratusz miejski - Alcaldia Municipal, teatr - Teatro de Santa Ana i mnóstwo kościołów które położone są od placu w formie krzyża.
Ja w duchu modliłam się, żeby wrócić do hotelu i położyć się do lóżka. Nic mnie nie interesowało. Chodziłam za grupą jako ostatnia. Miałam tyle siły żeby wejść do katedry, ratusza i teatru, porobić parę zdjęć. A potem siadłam w knajpce przy herbacie na tarasie i z góry przyglądałam się miastu.
Wreszcie wróciliśmy do hotelu, który po Juayua był dla nas pałacykiem pięciogwiazdkowym z basenem i czystymi pokojami i łazienkami. Co za ulga dla ciała.
Wiedziałam, że prędko nie pójdę na odpoczynek. Jedna z moich koleżanek miała urodziny, okrągłą datę i impreza była przewidziana w basenie.
Pode mnie kupiła Finlandię (która była cholernie droga) i możecie nie wierzyć, ale wypiłam dwie setki i chyba woda ognista przeżarła moje meksykańsko-salwadorskie bakterie. Oczywiście oprócz bułeczki samej nic nie jadłam, ale uczestniczyłam w basenie i całym przyjęciu. Zabawa była nie zapomniana dla solenizantki i dla nas.
Hotel cacuszko, milo było w nim pobyć chociaż jedną noc.
To cały Salwador w tym wyjeździe. Zobaczyliśmy jedne z najpiękniejszych miejsc. Inne może kiedyś!
Nic się nam nie przytrafiło i nie stało. A kraj ciekawy dla włóczykija.
magda111 | Piękna relacja! |