Ja i „Zygmunt” - małpka z którą się zaprzyjaźniłem. Pobyt w Langkawi miał być typowo wypoczynkowym. Po przyjeździe do resortu byliśmy trochę rozczarowani. Niby wszystko było ale nie robiło to na pierwszy rzut oka wrażenia, domki były w dżungli, teren nierówny, wszystko zrobione z drzewa na stary styl. Zabrało nam kilka dni zanim doceniliśmy urok tego wszystkiego co nas otaczało.
Obsługa była znakomita, siłownia z oknami wychodzącymi na samo morze, sałna, spa, piękny basen i oczywiście zwierzęta. Ilość dzikich zwierząt nas oszołomiła, czuliśmy do nich respekt wiedząc że małpy mają choroby którymi można się zarazić, nie mówiąc o dużych jaszczurach, które wchodziły do wody w tym samym miejscu co i my pływaliśmy.
Moja przygoda z Zygmuntem - dziką małpką to czysty przypadek. Ja przechodziłem kolo wielu małpek i nie okazywały one większego zainteresowania mną a także ja nie starałem się postawić w sytuacji że wyląduje w szpitalu. Zygmunt przez parę dni był jakoś zawsze w pobliżu, wyglądał przyjaźnie więc wracając z posiłków zdecydowałem że go poczęstuję bananami, wziął je odemnie ale nie był nimi zachwycony, dopiero później dowiedziałem się, że małpy wolą jabłka i owoce które są słodkie i maja dużo soku.
Na następny dzień znowu się spotkaliśmy kilka razy, ponieważ Zygmunt trzymał się w okolicy basenu. Biegał po drzewach, czasami polował na kraby na plaży. Kilka razy jak go zawołałem to do mnie przyszedł mimo że był na czubku drzewa. Postraszył moją żonę - która nie była zbyt zadowolona z mojego nowego kolegi. Ponieważ blisko do mnie przychodził to usiadłem na kamieniu a on zdecydował że wejdzie na moje ramie i sprawdzi czy mam cos ciekawego w moich włosach. Od tego czasu nasza znajomość rozwinęła się - w jakiś dziwny sposób. Zygmunt czuł się bezpieczny ze mną i zawsze przychodził kiedy go wolałem (musiał poznawać mój glos bo nie mam innego wytłumaczenia), ja także nie czułem zagrożenia z jego strony.
Zostaliśmy kumplami mimo ze on Malezyjczyk a ja Polsko/Australijczyk :-)))
Brak komentarzy. |