Nowa Zelandia jest jakby trochę takim antypodalnym odbiciem lustrzanym niektórych europejskich niezwykłości... Południowa wyspa ukształtowaniem terenu łudząco przypomina Norwegię - z jej fiordami i lodowcami. Natomiast Rotorua, z północnej wyspy, nieodparcie przywołuje Islandię - z całą specyficzną aktywnością zjawisk geotermalnych, wydobywających się z głębi ziemi: gejzery, ciągle bulgoczące jeziorka błotne, zapachy...
Ale poza podobieństwami do tego, co mamy i w Europie jest tu jeszcze coś wyjątkowego i specyficznego wyłącznie dla Nowej Zelandii.
To kultura polinezyjska, której korzenie sięgają 3 - 4 tysięcy lat. Kultura maoryska (podobnie jak aborygeńska, zresztą) posiada skomplikowany system wierzeń mitologiczno - religijnych, dla których przez wiele wieków jedyną formą zapisu była niepowtarzalna sztuka tych terenów.
I z tą kulturą mogliśmy się zapoznać w wielu miejscach Nowej Zelandii, jednak najpełniej właśnie w Rotorua: najpierw w Te Puia (dawne Whakarewarewa), a po zachodzie słońca - uczestnicząc w specjalnym wieczorze maoryskim.
Ale po kolei. Najpierw Te Puia. To rozległy teren, który obejmuje zarówno spuściznę kulturową - w New Zealand Maori Arts and Crafts Institute - Whakarewarewa, jak i bogactwo naturalnych zjawisk tego miejsca. Znajdują się tu zbiory muzealne, swego rodzaju skansen maoryski, jest też szkoła rzeźbiarska, w której można obejrzeć proces powstawania rzeźb maoryskich, obserwując młodych Maorysów uczących się sztuki rzeźbiarskiej od mistrzów rzemiosła. W warsztatach udostępnionych zwiedzającym jest również dział „jubilerski”, prezentujący jak przycinane, rzeźbione i polerowane kamienie diorytowe oraz kości zwierzęce zmieniają się w tradycyjną biżuterię.
Następnie można przespacerować się pośród paproci drzewiastych doliną źródeł geotermalnych Te Puia, spotykając gejzery, małe wulkany błotne, jeziorka z błotem i wrzącą wodą, bezustannie parujące gorące źródła, i wszechobecny zapach siarki... Wrażenia niezapomniane!
Na koniec dnia, podczas trwającego ok. 3 godzin wieczoru maoryskiego mogliśmy jakby przenieść się w czasoprzestrzeni, uczestnicząc w wycinku życia starożytnej maoryskiej wioski. Zaczęło się od spaceru po lesie, w którym dominowały paprocie drzewiaste wielu odmian i na własne oczy widzieliśmy też taką odmianę, której liście właśnie wieczorem, w świetle latarek, od spodu mają najlepiej widoczny srebrny kolor (w świetle dziennym kolor ten nie jest tak wyrazisty). Ten rodzaj paproci, jest spotykany - o ile mi wiadomo - wyłącznie na Nowej Zelandii i jest narodowym symbolem tego kraju (podobnie, jak np. cedr dla Libanu). Spotykaliśmy też flagi ze srebrną gałązką paproci na ciemnym tle - jako nieoficjalne, ale używane tu flagi Nowej Zelandii... Może kiedyś zostaną również oficjalnie przyjęte do łask? Pożyjemy, zobaczymy.
Spacerując po tym tajemniczym, jakby zaczarowanym lesie, wypatrywaliśmy w ciemnościach fruwające świetliki, a w wodach niewielkiego jeziora - pływające węgorze.
Potem było widowisko na scenie: tradycyjna muzyka i tańce, m.in. wojenny taniec „haka” - z prezentacją broni maoryskiej, inscenizacja życia wioski i znowu tańce.
Na kolację - również w stylizowanych maoryskim wystrojem namiotach - jedliśmy tradycyjne hangi czyli mięso i warzywa pieczone przez kilka godzin na gorących kamiennych płytach.
To był bardzo interesujący wieczór! Polecam wszystkim zatrzymującym się w Rotorua dłużej niż 1 dzień.
Z innych ciekawostek z naszego pobytu w Rotorua wymienię jeszcze:
Rotorua mieści się w szczelinie pochodzenia wulkanicznego, która rozciąga się na przestrzeni 200 km od Wyspy Białej, przez Zatokę Bay of Plenty, po Jezioro Taupo i wulkany Tongariro National Park na płaskowyżu Central Plateau na Wyspie Północnej. Rotorua to centrum leśnictwa, rolnictwa, przemysłu lekkiego i kultury maoryskiej.
Noclegi mieliśmy w DEWONWOOD MANOR ROTORUA.
Brak komentarzy. |