Kostaryka - - relacja z wakacji

Pomysł wyjazdu do Kostaryki zrodził się w naszych głowach w listopadzie ub. roku, kiedy błądząc palcem po mapie świata, szukaliśmy interesującego miejsca na spędzenie tropikalnego sylwestra. Kraj położony w Ameryce Środkowej, nad Morzem Karaibskim i Oceanem Spokojnym urzeka różnorodnością flory i fauny oraz malowniczymi widokami. Długo się nie zastanawialiśmy, gdyż klimat nam odpowiadał (temp w grudniu-styczniu, to 30-38 stopni Celsjusza), dodatkowo mnóstwo atrakcyjnych miejsc do zobaczenia.

Zatem 28 grudnia godz. 11.10 liniami Thomson Fly opuszczamy zimny Londyn. Lot, pomimo tego, iż trwał 12 godzin nie był aż tak męczący. Każdy z nas miał własny mini TV zamontowany w siedzeniu, a tam do wyboru mnóstwo kanałów telewizyjnych, filmów, gier oraz kreskówek dla dzieci. Dodatkowo nasze brzdące dostały zestaw kolorowanek, kredek i kart do zabawy. Z okien samolotu rozpościerał się niesamowity widok na zaśnieżony Boston, Nowy Jork, Miami, Key West oraz Hawanę.

Godzina 17 czasu lokalnego i ukazuje nam się Kostaryka - skąpana w słońcu, przepiękna, górzysta i zielona kraina.

Po wyjściu z samolotu, poczułam na twarzy promienie słońca oraz cudowny świeży zapach, który mogę porównać jedynie do zapachu majowej łąki, cos cudownego!

Transfer z lotniska w Liberii do naszego hotelu przebiega szybko i sprawnie, po ok. 30 minutach jesteśmy w hotelu Occidental Allegro Papagayo.

Pierwsze dni z racji zmiany strefy czasowej (-6h) oraz klimatu, przeznaczamy na aklimatyzację. Chociaż rwiemy się do zwiedzania, bo teren wokół hotelu jest urzekający a widok na Zatokę Papagayo zapiera dech w piersiach. Nie mogąc się oprzeć na pierwszy spacer wybraliśmy się na plażę i o dziwo była czarna, ale przepiękna, ogromna i dzika. Czarny piasek pomieszany z drobnymi muszlami i resztkami skorupiaków, niesamowicie błyszczał w słońcu, niczym pokruszone i rozsypane diamenty, chociaż bardzo brakowało nam fal.