Overbooking - niepozornie brzmiące słowo, które przyprawia o ciarki każdego rezydenta, a dla większości turystów jego znaczenie pozostaje słodką tajemnicą... Do momentu w którym doświadczą owego znaczenia na własnej skórze.
Późne godziny nocne, jak co środę jedni turyści opaleni i wypoczęci żegnają kurorty w których spędzili swoje urlopy, zaś na ich miejsce przybywają nowi spragnieni relaksu wczasowicze. Transfer z lotniska do hoteli, check-in, i wakacje uznać można za rozpoczęte... Niestety, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
Jeden rzut oka na recepcjonistę i tym razem wystarczy, żebym odgadła, że coś jest nie tak. Czyżby po raz kolejny pokoje nie zostały posprzątane na czas po poprzednich gościach? - liczę, że z dwojga złego tym razem natrafię na to mniejsze. Kiedy jednak speszony chłopak odciąga mnie na bok i szepcze do ucha „overbooking” wiem już, że być może zapowiada się bezsenna noc, a w każdym razie niezła przeprawa z turystami.
Bo jak wytłumaczyć grupie ludzi, którzy od tygodni planowali swoje wakacje, wybierali wymarzony hotel, kierując się radami przyjaciół, opiniami z Internetu, dziesiątkami obejrzanych zdjęć, że akurat dla nich w owym hotelu zabrakło miejsca, a dokonana nierzadko z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem rezerwacja nic nie znaczy, bo hotel i tak jest przepełniony?
Jakkolwiek absurdalna nie wydaje się wam taka sytuacja, w szczycie sezonu bardzo łatwo paść jej ofiarą. Przyczyną zjawiska overbookingu jest oczywiście chęć zwiększenia zysku przez hotelarzy i lęk przed stratami w szczycie sezonu.
Hotelarze zwykli zakładać, że z setek rezerwacji dokonanych przez biura podroży i indywidualnych klientów nie wszystkie dojdą do skutku - anulowanie przyjazdu z przyczyn najróżniejszych nie jest przecież niczym niezwykłym. Aby zabezpieczyć się przed następującą w efekcie stratą, hotelarze zwykli przyjmować nieznacznie więcej rezerwacji, niż faktycznie mogą zrealizować.
Dopóki zgodnie z przewidywaniami jakaś część klientów rezygnuje z wyjazdu, dla pozostałych przyjeżdżających overbooking wciąż pozostaje tajemniczo brzmiącym słowem. Jednak gdy zdarzy się, że na wakacje przybędą wszyscy, którzy wcześniej to zaplanowali, pojawia się nietrudny do odgadnięcia problem - potencjalnych gości jest więcej niż wolnych pokoi, a hotel nie może rozbudować się w magiczny sposób w ciągu jednej nocy. I co wtedy?
Choć zawsze staram się ukazać turystom możliwe plusy takiej sytuacji, to sama raczej nie chciałabym paść jej ofiarą. Z zasady to hotel jest odpowiedzialny za wystąpienie overbookingu, a więc siłą rzeczy odpowiada także za znalezienie innego miejsca dla chwilowo „bezdomnych” turystów. Reguła jest jedna - alternatywny hotel musi mieć standard taki sam lub wyższy niż ten, który pierwotnie zarezerwowaliśmy.
W większości przypadków ów proces przypomina nieco ruletkę. Jeśli fortuna sprzyja nam w tej wakacyjnej grze, może się zdarzyć, że zamiast zarezerwowanego przez nas najtańszego pokoju w trzygwiazdkowym hotelu trafimy do pięciu gwiazdek i apartamentu o podwyższonym standardzie. Równie dobrze jednak możemy zostać przeniesieni do hotelu o takiej samej liczbie gwiazdek, za to o standardzie odczuwalnie niższym, w dodatku w niezbyt odpowiadającej nam lokalizacji.
Tym razem moi turyści mają dużo szczęścia (siłą rzeczy mam je i ja, bo nikt nie próbuje swojej złości wyładować na mnie). W wygodnym, pięciogwiazdkowym kompleksie zabrakło dla nich miejsca, ale przeniesieni zostają do znajdującego się po drugiej stronie ulicy hotelu należącego do tej samej sieci, za to bardziej luksusowego i wzbogaconego o własny AquaPark. Dla nich overbooking kojarzyć się będzie ze szczęśliwym splotem okoliczności i kto wie, czy jadąc kolejny raz na wakacje nie ucieszą się słysząc, że znowu padli jego ofiarą.
Co zrobić, jeśli i wy znajdziecie się w sytuacji overbookingu?
Pozostaje mi życzyć zarówno Wam, jak i sobie samym i innym rezydentom, żeby nikogo z nas klątwa overbookingu nie dotknęła w nadchodzącym sezonie. A jeśli już się zdarzy, to niech jej efekty będą wyłącznie pięciogwiazdkowe!
Brak komentarzy. |