Wiele można powiedzieć o Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, ale nie to, że są w nim miejsca nieodkryte. Praktycznie każdy, kto odwiedził to urokliwe miasteczko na Lubelszczyźnie, pokochał je od pierwszego wejrzenia i wraca tu nie raz. A Kazimierz Dolny odwdzięcza się powracającym, odkrywając swoje kolejne tajemnice, następne urocze zakątki i coraz głębszą historię. Czasem wystarczy kilka dni, by zatopić się w jego klimacie - artystycznym, przesyconym przyrodą i piękną, wielokulturową historią. Dlatego to jedno z najczęściej polecanych miasteczek na weekend, zwłaszcza we dwoje.
Kazimierz Dolny leży w zachodniej części województwa lubelskiego w powiecie puławskim, vis a vis podobnie historycznego miasteczka - Janowca, znajdującego się po drugiej stronie Wisły. Jednak to Kazimierz nad Wisłą zgarnia praktycznie cały splendor związany z położeniem. Wszak właśnie on był i jest miejscem, gdzie odbywają się liczne imprezy kulturalne, festiwale, koncerty czy spotkania osób związanych ze sztuką, malarzy, rzeźbiarzy, muzyków, pisarzy, aktorów i wielu innych. Raczej nie trzeba przedstawiać Festiwalu Kapel Ludowych, całkiem młodego Kazimiernikejszyn, czy Festiwalu Dwa Brzegi. Jednak jest to przede wszystkim miejsce wypoczynku. Dlatego większość przybywających do miasteczka turystów ogranicza swoje odwiedziny do najbliższych lokalizacji skupiających się wokół rynku.
Rynek jest centralnym miejscem Kazimierza Dolnego ze swoją zabytkową studnią oraz leżącymi wokół niego wiekowymi kamienicami i Kościołem Farnym. Niewiele dalej zwiedzamy odnowione ruiny Zamku i Baszty z XIII i XIV wieku. Jeśli dobrze zaplanujemy pobyt, może trafimy na liczne ostatnio imprezy kulturalne organizowane na dziedzińcu Zamku. Występował tam już Zakopower, Kayah, liczne grupy kabaretowe i wielu innych bardziej i mniej znanych artystów. Kto ma więcej siły, wejdzie na Górę Trzech Krzyży - w końcu to obowiązkowy kazimierski punkt widokowy. Chociaż może ciężko się tam wspiąć, ale wspaniałej panoramie miasta i królowej polskich rzek trudno odmówić. Na rynku zasiądziemy w jednej z licznych kawiarenek, wypijemy kawę, zjemy obiad. Na straganie kupimy kazimierskiego koguta, który robiony z tradycyjnego ciasta maślanego rozpływa się w ustach jeszcze zanim zdążymy wyjechać do domu. Przejedziemy się po "kocich łbach" bryczką zaprzęgniętą w piękne konie. Szukając ochłody w letnie gorące dni zmierzymy nad Wisłę, gdzie obowiązkowym jest spacer po wale, a nawet rejs jednym z kilku statków wycieczkowych. Tam też zjemy pyszne, przygotowywane wg tradycyjnej receptury lody i obejrzymy piękny zachód słońca.
Jednak z każdym kolejnym pobytem Kazimierz Dolny pozwala nam odkryć jeszcze więcej siebie. Wtedy nieśpiesznie możemy poznać miejsca, które choć opisane w podróżniczych katalogach, zawsze zaskakują swym pięknem, niezależnie od pory roku. Gdy już zdecydujemy się porzucić - brzydko mówiąc - oklepane miejsca, w których roi się od turystów, a zapragniemy poczuć bardziej naturalny klimat tego miasteczka zacznijmy od wąwozów.
W czasach Średniowiecza, gdy Kazimierz pełnił rolę ważnego portu rzecznego, w jego okolicach tworzyły się liczne drogi, którymi podróżujący nad Wisłę musieli się przeprawić. Specyficzne ukształtowanie terenu oraz siły natury sprawiły, że drogi te przekształciły się w wąwozy. Choć Kraina Lessowych Wąwozów obejmuje niemal całą zachodnią część województwa lubelskiego to właśnie w okolicach Kazimierza Dolnego lessowych wąwozów jest najwięcej. Kontrastujące z gwarnym rynkiem, zachwycające swoim pięknem i naturalnością, pełne urokliwych zakątków, a niekiedy też mrocznych tajemnic stanowią doskonałe miejsce spacerów we dwoje jak też prawdziwych wypraw z plecakiem.
Na tę pierwszą okazję wybieramy zwykle Korzeniowy Dół. Ten wąwóz ma około 500 metrów długości, a w najpiękniejszej swojej części - środkowej - nawet 8 metrów wysokości. Ściany wąwozu są zdobione wystającymi z lessu korzeniami starodrzewu. Rosną tu dęby, lipy i graby, a ich wieloletnie korzenie to idealne tło do pamiątkowego zdjęcia. Wyobraźmy sobie piękne zdjęcia ślubne, jakie tu powstają, zwłaszcza, gdy parę młodą otaczają liczne odcienie złota jesiennych liści i popołudniowe słońce, przedzierające się przez gałęzie - prawdziwa magia. Nie każdy wąwóz jest tak urokliwy jak Korzeniowy. Widocznie tajemnica tkwi w jego długości. Weźmy za przykład Wąwóz Czerniawy. Ma długość niecałego kilometra, a dno wyłożone asfaltem. Tam przebiega ulica Czerniawy, która prowadzi nas w górę, na południową stronę Kazimierza. Warto jednak i ten wąwóz odwiedzić, może nie dla zapierających dech w piersiach widoków, ale chociażby ze względu na znajdujący się tam Cmentarz Żydowski, przy którym warto zatrzymać się choć na chwilę.
Na bardziej odważnych lub wielbicieli mrocznej odsłony przyrody czeka Głęboczyzna. Wielokrotnie opisywany w książkach, między innymi w twórczości Błotnickiej, głęboki i wąski wąwóz, który dzieli dwie części cmentarza kazimierskiego - nową i starą. Głębocznica kończy się wyjściem po drugiej stronie cmentarza. Stamtąd już tylko krok do dębu króla Kazimierza, miejsca schadzek jego i jego lubej - Esterki. Romantyczności temu miejscu dodaje mostek projektu Karola Sicińskiego, który łączy obie części cmentarza i pozwala przejść nad Głęboczyzną. Kilka kroków od wspomnianego dębu znajduje się wejście w kolejny wąwóz. Zaraz za polną drogą znajduje się zaś Plebanka - głębocznica opisywana od XVI wieku. Ze względu na swoją lokalizację wąwóz ten jest ulubionym miejscem spacerów większości turystów. Prowadzi bowiem obok klasztoru reformatów do ulicy Nadrzecznej, czyli prawie pod sam rynek.
Jest takie miejsce przy Plebance, które mimo tego, że jest ruiną, ma swoją magię i obojętnie obok niego nie da się przejść. To willa Graffa - modernistyczny budynek, którego budowę przerwała wojna. Jej właścicielem był Tadeusz Graff, dyrektor fabryki broni w Radomiu. Willa po wyjeździe właściciela działała jako pensjonat i to nie byle jaki. Jego gośćmi byli ambasadorowie, dyrektorzy dużych zakładów przemysłowych, aktorzy. W późniejszych latach niestety budynek został pozostawiony sam sobie i wręcz zmarniał w oczach.
Wychodząc z Plebanki i skręcając w prawo po pewnym czasie natrafimy na ulicę Małachowskiego, a później w wąwóz pod tym samym imieniem. To kolejne, silnie związane z historią miejsce, które warto w Kazimierzu Dolnym odwiedzić. Wąwóz Małachowskiego swą nazwę otrzymał po Hrabim Małachowskim, dowódcy batalionu Strzelców Sandomierskich. To tutaj bowiem w 1831 roku batalion ten bronił miasteczka przed wojskami rosyjskimi. Niestety dowódca batalionu w wąwozie poległ, o czym zaświadcza znajdująca się w Wąwozie Małachowskiego tablica upamiętniająca.
Jeśli mówimy o wąwozie Małachowskiego, trudno nie wspomnieć o znajdującej się na jego końcu Kuncewiczówce. Jest to jeden z oddziałów Muzeum Nadwiślańskiego, a zarazem dom Marii i Jerzego Kuncewiczów. Początkowo nazywał się Willą pod Wiewiórką, a pierwotnie miał być domem letniskowym Kuncewiczów. Pisarka wraz z mężem prawnikiem, literatem oraz politykiem ruchu ludowego okres wojenny spędzili na emigracji. Willa została przejęta przez niemieckich nazistów, a następnie przez żołnierzy Armii Czerwonej. Piękna i przestronna, zbudowana z białego kamienia służyła wtedy jako miejsce sztabu wojskowego. Następnie stała się ośrodkiem wczasowym dla dzieci pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Kuncewiczowie wrócili do kraju w latach 60. XX wieku i po odzyskaniu domu stworzyli w nim miejsce spotkań wybitnych malarzy, pisarzy, dziennikarzy, jak i polityków. Warto wybrać się do Kuncewiczówki i poczuć klimat tamtych lat oraz zobaczyć niezwykłą kolekcję zgromadzoną przez Kuncewiczów, mebli i rodzinnych fotografii.
Gdy już mówimy o budynkach z duszą, to w Kazimierzu jest ich tak wiele jak obrazów z namalowanym rynkiem czy widokiem z Góry Trzech Krzyży. Nie zapomnijmy więc o Albrechtówce - przepięknym punkcie widokowym, który kiedyś nosił nazwę Kamiennej Góry. Pod urokiem tego miejsca znalazł się inżynier Jan Albrych, właściciel puławskiej faryki wyrobów betonowych i na początku XX wieku wystawił tu dom zwany Albrechtówką. Kilkanaście lat później dom zmienił nazwę na Szukałówkę, od nazwiska nowego właściciela. Stanisław Szukalski, rzeźbiarz i założyciel Szczepu Rogate Serce niestety na początku lat 30. wjechał z kraju i willa popadła w ruinę. Ciekawostką jest natomiast bliska znajomość rzeźbiarza z rodziną Di Caprio, a dokładniej z ojcem aktora Leonardo DiCaprio. Niedawno aktor przyznał, iż uważał Szukalskiego za swojego przyszywanego dziadka. W czasie wojny willa służyła Niemcom do przetrzymywania aresztowanych chłopów, by następnie pozostawić po sobie jedynie mury w ruinie, za to w bardzo malowniczej scenerii. Albrechtówka okazuje się bowiem bardzo romantycznym miejscem na spotkania we dwoje. Do Albrechtówki dojdziemy trasą wzdłuż wału wiślanego na południe miasteczka. W pewnym momencie musimy wspiąć się na górę, ale sam widok z tego punktu zapiera dech w piersiach: Wisła z jej doliną, Janowiec i Mięćmierz - nic dodać, nic ująć.
Weekend dla dwojga w Kazimierzu nad Wisłą jest doskonałym wyborem o każdej porze roku. Warto jednak wybrać się tam już teraz, kiedy pogoda nastraja do długich wędrówek. Upał w Kazimierzu niestraszny, gdy schowamy się w chłodnym cieniu lessowych wąwozów, a na dobre zakończenie dnia wypijemy lampkę wina na Dużym Rynku, gdy gwar nieco przycichnie. Romantyczna sceneria Kazimierza sprawia, że weekend w tym urokliwym miasteczku może być doskonałym prezentem dla drugiej połówki. Wybierz hotel, w którym będziecie mogli spędzić romantyczny wieczór i odpocząć po całym dniu wrażeń, np. https://www.wyjatkowyprezent.pl/prezent/noc-dla-dwojga-w-willi-murka, a za dnia korzystajcie z uroków Kazimierza i odkrywajcie jego kolejne tajemnice. A jeśli weekend w Kazimierzu to dla Was za mało, wybierzcie się tu na dłużej. Na pewno nie będziecie się nudzić.
Brak komentarzy. |