Niecałe 60 km od stolicy Czech leży Kutna Hora - miasto, które było kiedyś drugą stolicą królestwa. Dzisiaj wąskimi uliczkami kamiennego miasteczka przemykają cienie górników, w zaułkach słychać czasem brzęk srebrnych monet. A w białych tunelach starej kopalni mieszka... krokodyl.
Złote srebrne miasto
Patrząc na senne miasteczko z wąskimi uliczkami, trudno uwierzyć, że Kutna Hora konkurowała kiedyś z Pragą. Wąskie uliczki i kamienne domki pamiętają jeszcze gwar, jaki panuje w wielkim mieście i dźwięk, jaki towarzyszy wybijaniu monety - swego czasu jednego z najwartościowszych pieniędzy Europy Środkowej. Kiedy w XIII w. odkryto tu złoże srebra (według legendy przyczynił się do tego pewien zakonnik, któremu przyśniło się, że na pobliskiej łące zamiast trawy rośnie srebro) na tereny Kutnej Hory zaczęli ściągać osadnicy z różnych stron Europy. Złoże okazało się tak bogate, że kopalnia rozwijała się błyskawicznie, górników przybywało. Ze srebra bito monety zwane groszami czeskimi lub praskimi. Wzorowane na groszu francuskim miały 27 mm średnicy i ważyły ponad 3 gramy. Zyski z kopalni budowały potęgę władców czeskich, w 1300 r. Wacław II wydał prawo górnicze, dzięki któremu mennica w Kutnej Horze stała się jedyną oficjalną mennicą Królestwa Czeskiego. Miasto kwitło. Spływały na nie kolejne łaski królewskie, a górnicy cieszyli się licznymi przywilejami. Wdzięczni za królewską i boską opiekę w czasie pracy postanowili ze składek wznieść kościół. Dzisiaj katedra św. Barbary - ich patronki - to jeden z najlepszych przykładów architektury gotyckiej w Europie. Górnicy chcieli, żeby jej kształt był wyrazem nie tylko wdzięczności wobec Nieba, ale również przywiązania do króla. Architekt, Jan Parléř, nadał jej więc kształt przypominający koronę cesarską. Temu, kto wejdzie do środka, na pewno zesztywnieje szyja od wpatrywania się w kunsztownie rzeźbione sklepienie żebrowe i zdobiące sufit malowidła przedstawiające codzienne życie górników. Proponuję na chwilę spuścić głowę i na odmianę postarać się znaleźć dwa jednakowe zdobienia snycerskie na drewnianych ławach chórowych. Przewodnicy twierdzą, że dwóch identycznych nie ma. Cóż, w końcu snycerze mieli dużo czasu na wymyślanie wzorów, budowa katedry trwała bowiem 150 lat i zakończyła się dopiero w 1558 r. Po kolejnych 430 latach budowlę wpisano na listę zabytków UNESCO.
Ciężkie czasy
Wojny husyckie zahamowały rozwój Kutnej Hory. Mieszkańcy nie umieli się zdecydować, po której stronie się opowiedzieć, więc miasto zostało spalone dwa razy, najpierw przez wycofujące się wojska katolickie, a dwa lata później przez husycką armię Jana Żiżki. Po krwawych wojnach pozostała nieco makabryczna pamiątka. Poległych w licznych bitwach chowano na cmentarzu przy kościele Wszystkich Świętych w miejscowości Sedlec. Dzisiaj jest to dzielnica Kutnej Hory. W podaniach ludowych można znaleźć opowieść o mnichu, który we wnętrzu kościoła zbudował z ludzkich kości sześć piramid. Później z tego niezwykłego budulca tworzono również inne elementy wyposażenia kościoła: kielichy, świeczniki, monstrancje. Wykorzystano w ten sposób ok. 40 tysięcy ludzkich kości. Zwiedzanie kościoła wymaga mocnych nerwów.
Powrót do chwały
Mimo zniszczeń miasto z wojennej pożogi wyszło zwycięsko. Mieszkańcy Pragi zgrzytali zapewne zębami ze złości, kiedy na miejsce elekcji kolejnych władców Czech wybrano właśnie Kutną Horę. Koronę Wacława włożono tu m.in. na skroń Władysława II Jagiellończyka, brata Zygmunta Starego. Wtedy wybudowano również kościół św. Jakuba, niestety nie mógł być on tak wspaniały jak życzyliby sobie tego mieszkańcy. Z powodu szkód górniczych grunt był niestabilny i zgodzono się tylko na jedną wieżę kościelną. Powetowano to sobie, odnawiając tzw. Włoski Dwór. Dawny budynek mennicy królewskiej, nazwany tak na pamiątkę mistrzów, którzy na zaproszenie króla przybyli z Włoch, przekształcono w ratusz i pałac królewski. W ogóle panowanie Jagiellonów było nazywane „złotymi czasami” Kutnej Hory i całych Czech. Z tego okresu pochodzi również kolejna gotycka perełka miasta, bogato zdobiony Kamienny Dom, doskonały przykład, jak bogaci byli mieszczanie Kutnej Hory.
i upadek
Niestety wszystko co dobre się kończy. Złoża srebra zaczęły się wyczerpywać, nie pomogło nawet wydrążenie rekordowo głębokiego jak na tamte czasy szybu o głębokości 600 metrów. Ostatni praski grosz wybito w 1547 r. Można go obejrzeć w muzeum numizmatycznym we Włoskim Dworze. Później przyszła wojna 30-letnia i kolejne zniszczenia. Blask miastu próbowali jeszcze przywrócić jezuici, którzy uczynili z niego centrum kontrreformacji. Pozostało po nich kolegium zbudowane w kształcie litery „F” z tarasem podobnym do praskiego Mostu Karola, z którego roztacza się wspaniała panorama miasteczka. Fakt, że budowana w XIX w. linia kolejowa ominęła Kutną Horę, ostatecznie zdecydował o jej dzisiejszym, nieco prowincjonalnym charakterze.
Zwiedzanie kopalni srebra
Mylą się jednak ci, którzy myślą, że nic tu nie może podnieść poziomu adrenaliny. Uwadze polecam kolejną atrakcję miasta - pałac Hradek, w którym mieści się Muzeum Srebra. Zarządza ono również zabytkową kopalnią, którą udostępniono zwiedzającym. W drewnianym budynku, po zapoznaniu się z topografią kopalni, ubieramy się we wzorowane na oryginalnych ubraniach średniowiecznych górników białe „wdzianka”, do ręki dostajemy reflektor, na głowę kask i ruszamy za przewodnikiem w stronę wejścia do szybu. Ponieważ znajduje się ono nieco wyżej niż pałac, po drodze niechcący sami stajemy się chętnie fotografowaną atrakcją turystyczną. Cóż, górnicze wdzianka może nie są szczególnie twarzowe, ale za to jakie malownicze! W samej kopalni panują dwie rzeczy: ciemność i wilgoć. Przejścia są wąskie i niskie, w najciaśniejszym miejscu szerokość przejścia wynosi zaledwie 30, a wysokość 20 centymetrów. I ta świadomość ton skały nad naszymi głowami. Naprawdę można poczuć, co znaczyło być górnikiem w tamtych czasach. Z powodu warunków panujących w kopalni, lepiej żeby nie schodziły tam osoby z chorobami serca, bo w pewnym momencie, za załomem wąskiego korytarza, wychodzimy na wprost otwartej paszczy... krokodyla. Dopiero po chwili bijące dziko serce uspokaja się, a my zdajemy sobie sprawę, że patrzymy na oświetloną reflektorem przewodniczki formację skalną. Po wyjściu z kopalni powietrze pachnie naprawdę inaczej.
Żeby uspokoić skołatane nerwy, najlepiej zajrzeć do mieszczącej się w jednej z wąskich uliczek zielarni, w której na półkach piętrzą się słoje z ziołowymi specyfikami, flakony i buteleczki z aromatycznymi nalewkami. Obok w mydlarni na drewnianych stołach leżą bryły ręcznie wyrabianych mydeł zawierających zasuszone kwiaty i owoce. Z Kutnej Hory można również przywieźć gliniane kubki lub miseczki ręcznie wyrabiane i zdobione przez panią w maleńkim sklepiku tuż obok kopalni. No i oczywiście przed wyjazdem trzeba spróbować miejscowego piwa, którego nie można kupić nigdzie indziej. Wniosek? Trzeba tu wrócić.
Brak komentarzy. |