Nie jesteś zalogowany.
Hej,
ostatnio rozmawiałam z kimś, kto nie zna żadnych obcych języków, od czasu do czasu podróżuje (nawet całkiem daleko) i twierdzi, że nie bęzie się już niczego uczył, bo zawsze daje sobie radę. Jęyk migowy, mowa ciała, te sprawy... Jakie są Wasze doświadczenia i refleksje w tej dziedzinie? Czy podróżnik musi znać obce jęyki? Jeśli tak, to ile, albo jeśli jeden, to jaki?
Ja uważam, że parę słów/zwrotów warto znać, chociażby przez szacunek dla ludzi, których się odwiedza. Zwroty "dzień dobry", "proszę" , "dziękuję" uważam za niezbędne. A z własnego doświadczenia wnioskuję, że znajomość podstaw językowych opłaca się również z ekonomicznego punktu widzenia, np: będąc w Wenezueli, prosząc o coś do picia po angielsku zapłaciłam o 1/3 ceny więcej niż koleżanka prosząc o to samo w języku hiszpańskim. Poza tym nauka języków obcych dobrze zrobi naszemu umysłowi. Tak więc - same korzyści
W pełni zgadzam się z opinią Klaudii
Zwroty: "dziękuję", "dzień dobry" - to dla mnie podstawa w języku lokalnym każdego kraju, jaki odwiedzam!!! Nawet gdy nie poznam ich wcześniej, pytam przekraczając granicę, żeby też usłyszeć poprawną wymowę (zaraz sobie zapisuję fonicznie, żeby nie zapomnieć!). To - wg mnie - minimum niezbędne z szacunku dla ludzi, z którymi się stykam w ich kraju.
Względy praktyczne - też b.ważne. W Europie - generalnie - j. angielski wystarczy, lecz po pierwszej wizycie w Ameryce Pd, przy zerowej znajomości j. hiszpańskiego, po prostu po powrocie zaczęłam się go uczyć. Tam - poza hotelami (niektórymi!) i Biurami informacji turystycznej mało kto zna j. angielski. Z konieczności - j. "migowy" czy obrazkowy ratuje sytuację , lecz nie zawsze to jest wystarczające. Przynajmniej podstawy j.hiszpańskiego - to na wyjazd do jakiegokolwiek kraju Am.Pd warunek bardzo, ale to bardzo pomocny
Nawet w Brazylii - używającej jak wiadomo j. portugalskiego - po hiszpańsku łatwiej się porozumieć niż po angielsku...
Więc, podsumowując, j. angielski - konieczność, drugi język (hiszpański) - choćby podstawy. To z moich doświadczeń (kierunków podróży). Ale to przecież nie koniec. Kraje w kier. na wschód od PL - to nadal j.rosyjski - powszechnie tam używany...
Ha, z kolei z braku znajomości j.francuskiego - miałam trochę komplikacji na granicy do Tunezji (indywidualnie wjeżdżaliśmy samochodem z promu z Włoch), obsługujący pogranicznicy chcieli rozmawiać tylko po arabsku lub francusku, na j.angielski słyszałam tylko docinki, że to nie Anglia i tu nie mówi siępo angielsku... Różnie bywa.
Im więcej języków znamy, tym łatwiej
body language to fajna sprawa, ale ja myślę i robię podobnie jak Klaudia ; zawsze warto poznać kilka podstawowych zwrotów w języku kraju do którego się jedzie; choćby z szacunku dla mieszkańców, bardzo się zawsze cieszą jak słyszą swój język kaleczony przez obcych ) ;
nieodzowny angielski, (którym sama władam dość dobrze), nie zawsze niestety sie przydaje, są miejsca, że nijak nie idzie się dogadać); wtedy wyginam śmiało ciało i na migi )
a teraz właśnie uczę się nowych słówek kraju, do którego właśnie wkrótce zmierzamy:)) ale narazie nauczyłam się tylko : fonetycznie : saładii )
No to teraz mam zagadkę ...gdzie mówią : "saładii"...słyszałam to słowo ale nie mogę skojarzyć do której części Świata je przypiąć....wybaw mnie proszę od niepewności, bo będę myśleć w nieskończoność
Myślę, że znam rozwiązanie tej zagadki... Co prawda nie byłam (jeszcze?) w Tajlandii, lecz właśnie tam - za 2 tygodnie - Ala wybiera się na urlop więc pewnie to język Tajów.
Klaudia, jest dokładnie tak jak napisała Ania )
Saładii kaa - to Dzień dobry (w formie żeńskiej) po tajsku ) i po zagadce
A ja myślałam, że to jakaś naleciałość z Kanarów
Wydaje mi się, że da się zwiedzać świat nie znając języka, chociaż ja osobiście uważam, że chociaż podstawowe zwroty w języku kraju do którego przyjeżdżamy należy znać
Wbrew pozorom nie we wszystkich krajach europejskich swobodnie można używać angielskiego, mimo że ludzie znają go dobrze np. Francja, Włochy, Niemcy. Nie wiem czemu, ale istnieje tam przekonanie, że ich język jest najlepszy na świecie i zdecydowanie może zapunktować ten kto zna podstawowe zwroty w tych językach. Wiadomo, że nie każdy ma talent do swobodnego rozmawiania w obcym języku czy nawet zapamiętania zwrotów, więc można ze sobą zabrać rozmówki. Występują chyba we wszystkich możliwych językach
U Francuzów to chyba w ogóle nie można zapunktować. Jak sie człowiek odezwie po angielsku, to jego problem (tu Francja i tu się mówi po francusku). A jak próbuje po francusku to się krzywią, że kaleczy, a nawet udają, że nie kumają. Chyba nie znoszą cudzoziemców...
Na pewno można zwiedzać nie znając języka, ale co to za doświadczanie kultury obcego kraju bez jakiejś bazowej znajomości danego narzecza? Człowiek dogada się nawet zwykłymi kiwnięciami głową, aczkolwiek nie jest w stanie zrozumieć cudzej mentalności nie znając logiki jego mowy, a moim zdaniem dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Jeżeli ktoś nie chce się uczyć nowych języków w dobie, kiedy można to robić całkowicie za darmo to jak na mój gust albo ma przepełniony grafik, albo jest zwyczajnym leniem
Może gościu w rozmówki lubi inwestować bo na migi ciągle to jednak trudno. Ja myślę że ten angielski chociaż to jednak podstawa umożliwiająca w miarę sensowne dogadanie się ze sobą. Przecież nikt od razu nie każe nikomu uczyć się biegle języka każdego kraju do którego podróżuje.