MEKSYK - JUKATAN część II
Po pierwszym dniu zwiedzania noc spędziliśmy w bardzo klimatycznym hoteliku w mieście Valladolid. Jest to nieduże miasteczko, bardzo kolorowe - nie tylko ze względu na wygląd budynków, ale również ze względu na stroje mieszkańców. Życie w miasteczku toczy się wolno i spokojnie. W mieście obecnie mieszka około 50.000 mieszkańców. Miejsce to dobry punkt wypadowy do Chichen Itzy, a do Cancun jest stąd tylko około 70 km. Dawniej istniała tu osada Majów zwana Zaci; po zdobyciu jej przez Hiszpanów miejsce to stało się ważnym ośrodkiem religijnym. Zdobywanie miasta nie było proste, Majowie bronili się zaciekle. Jednak Hiszpanie, a zwłaszcza mężczyźni z rodziny de Montejo w końcu podbili miasto burząc piramidy, świątynie i pozostałości cywilizacji Majów. Franciszkanie zbudowali tu pierwsze budowle sakralne na Jukatanie. Całe życie towarzyskie, wieczorne koncentruje się wokół zocalo - czyli rynku głównego. Zresztą podobnie jest w innych miastach meksykańskich, gdzie zocalo stanowi punkt centralny, wokół którego odbywa się handel, usadowione są małe, lokalne restauracyjki. Nad placem góruje katedra oraz Palacio Municipal - czyli ratusz. My spacerując wieczorem uliczkami Valladolid trafiłyśmy do meksykańskiej knajpki; gdzie mogłyśmy się raczyć Margaritą... a nad naszymi głowami widoczne było hasło &dquo;Viva Mexico”. Nic dodać, nic ująć...:)
Rano, po krótkim spacerze uliczkami miasta udaliśmy się najpierw w stronę dawnej hacjendy czyli majątku ziemskiego, które najbardziej rozwinęły się w okresie kolonialnym. Część z nich nastawiona była na hodowlę bydła, inne na uprawę kukurydzy, a jeszcze inne na uprawę trzciny cukrowej lub agawy, z której wyrabia się słynną tequilę. Ten alkohol jest znany na całym świecie, aby go otrzymać trzeba zebrać agawę 8-10 letnią przed jej pierwszym kwitnieniem i usunąć liście, a zostawić rdzeń zwany pina. Rdzeń następnie miażdży się i gotuje w celu uzyskania soku, do którego dodaje się drożdże. Po fermentacji płyn się oczyszcza, a następnie butelkuję. Popularne i dobre tequilę to Don Julio. My byliśmy w pozostałości po hacjendzie Yaxcopoil. Obecnie raczej nie robi wrażenia czegoś wspaniałego, ale poruszając wyobraźnię można domyślać się, że kiedyś w tym miejscu żyło się wspaniale i zasobnie- oczywiście tylko właścicielom. Tak naprawdę żyli oni trochę jak w przysłowiowej &dquo;złotej klatce”. Bogaci, nie znający problemów dnia codziennego, wykorzystujący poddanych im ludzi często bali się przekraczać bramy swego &dquo;raju”. Po zwiedzeniu hacjendy ruszyliśmy w stronę Uxmal ( wymawia się Uszmal) - czyli do wspaniałego miasta Majów, &dquo;budowanego po trzykroć” bo tak tłumaczy się nazwę tego miejsca. Na pewno jest to jedno z najciekawszych miejsc na meksykańskim półwyspie Jukatanu; położone 70 km od stolicy tego stanu- Meridy. Nazwa &dquo;trzykrotnie budowane” oznacza, że stosowano tutaj praktykę polegającą na wznoszeniu budowli na innych, które istniały już wcześniej. Prawdopodobnie było tam wcześniej aż 5 innych osad.
Miasto, a w zasadzie jego ruiny powstało między VI a X wiekiem naszej ery. Mieszkali tam początkowo Majowie, a potem Toltekowie. Najważniejsze budowle, które zachowały się do naszych czasów powstały za panowania króla Chan Chaka. Najważniejsze zabytki, które mogliśmy podziwiać na terenie Uxmal to : Piramida Wróżbity, Czworokąt Mniszek, Pałac Gubernatora. Niestety domów na terenie Uxmal nie można już zobaczyć, gdyż zostały dawno pogrzebane warstwą ziemi na obrzeżach miasta. Zaraz po wkroczeniu na teren Uxmal powitała nas Piramida Wróżbity. Według legendy jest ona dziełem karła Itzamna- syna czarodziejki, któremu udało się ją stworzyć w ciągu jednej nocy. My raczej przychylaliśmy się do informacji, że prace nad nią trwały ponad 400 lat. Wygląda ona wspaniale i dostojnie.
Ma nietypową budowę z eliptyczną podstawą, na kształt jaja- z którego to ponoć wykluł się karzeł. Piramida ma 5 kondygnacji, a jej wysokość osiągnęła 38 metrów. Od zachodu z piramidą sąsiaduje duży kompleks jednopoziomowych budynków wzniesionych na kamiennym podwyższeniu o kształcie czworokąta, z dużym kwadratowym placem pośrodku zwany Czworokątem Mniszek. Budowla ta składa się z 74 małych pomieszczeń. Nie wiadomo dokładnie jakie było ich przeznaczenie- niektórzy upatrują w nich cel zakonnych, inni twierdzą, że były tam koszary lub szkoła. My wpatrywaliśmy się w ściany budynku, pokryte ornamentami tworzącymi układankę, której głównymi elementami są wyobrażenia boga deszczu Chaca. To bóg deszczu i uosobienie pioruna. Jego charakterystyczne cechy to muszle noszone na uszach, gruba odstająca warga i kosmyk wystający z ust. Oprócz niego mogliśmy zaobserwować podobizny innego boga Majów - Quetzalcoatla inaczej Upierzonego Węża, uważanego za współtwórcę świata, boga wiatru, nieba, płodności. Obok Piramidy Wróżbity i kilku innych budowli na tym terenie jest to jeden z najcenniejszych zabytków architektury Majów w stylu nazywanym Puuc.
Niedaleko od tego miejsca znajduje się Pałac Gubernatora, do którego dotarliśmy i mogliśmy podziwiać ściany pokryte płaskorzeźbami. Tutaj również znaleźliśmy maski boga Chaca. Prawdopodobnie mieszkali tutaj dawni władcy tego miejsca. Dziwne jest to, że wcale nie jest on najwyższą budowlą, za to niezwykle długą i wąską. Imponuje tu niezwykłe bogactwo zdobień fasady, na której znajduje się 20.000 ręcznie dopasowanych rzeźbionych kamieni, w taki sposób, aby tworzyły geometryczne wzory. Pomiędzy Czworokątem Mniszek, a Pałacem Gubernatora położone jest boisko do gry w pelotę. Cóż to takiego? Miłośnicy kultury Majów, Tolteków i Azteków na pewno odszyfrują nazwę. Pelota to inaczej gra w piłkę, ale jaką? Tak naprawdę trudno o jednoznaczną klasyfikację- ręczna, nożna, biodrowa :) Na pewno bardzo popularna- nazywana też czasem pok-ta-pok. Zasady gry w Pok-ta-pok były nieco inne od zasad obowiązujących w piłce nożnej i polegały na podaniach piłki biodrami, udami i łokciami. Nie można było piłki kopać czy podawać rękoma. Oczywiście w meczu uczestniczyły dwie walczące ze sobą drużyny. Wygrywała drużyna, która przerzuciła piłkę przez kamienną obręcz umieszczoną na ścianie boiska. Nie było to wcale łatwe zadanie. Obręcz była zawieszona z reguły na wysokości 2-3m. Pewnie nie bez znaczenia jest też ciężar piłki, ciut ponad 3 kg. Nie odkryliśmy do dzisiaj konkretnych zasad tej gry, wiadomo na pewno, że często miała charakter rytualny. Jak każdy aspekt życia Majów, Azteków czy innych ludów Mezoameryki również rozrywka podporządkowana była religii. Rozgrywka między dwoma drużynami odzwierciedlała walkę między siłami ciemności a siłami światła. W grze uczestniczyli zawodnicy wywodzący się z elity panującej, czy z grupy wielkich wojowników. Gra bardzo często była ceremonialnym zwieńczeniem, potwierdzeniem zwycięstwa gospodarzy w prawdziwej wojnie. Niestety, ci którzy przegrali nie mogli z optymizmem patrzeć w przyszłość...gdyż z reguły takiej przyszłości już nie mieli.
Mimo braku wody mieszkańcy żyli tu ponad 300 lat. Nie wiadomo dokładnie dlaczego Uxmal zostało nagle opuszczone. Na szczęście choć ukryte głęboko w dżungli zostało odkryte przez zakonników hiszpańskich. Najstarsze wzmianki w hiszpańskich kronikach na temat Uxmal pochodzą z XVI wieku. Ich autorem jest ówczesny biskup Jukatanu Diego de Landa. To tutaj od roku 1588 pracował hiszpański misjonarz Antonio de Ciudad Real, który sporządził wiele cennych dokumentów z informacjami na temat miasta. Niewiele później, w roku 1658, odwiedził Uxmal kolejny zakonnik - Diego López de Cogolludo. Pierwszych badań archeologicznych dokonał Frederic von Waldeck w 1838 roku, natomiast w 1841 przybyli tutaj John Lloyd Stephens, Frederick Catherwood i Samuel Cabota.
Dzięki pracy tych ludzi pamięć o Uxmal nie zaginęła, jest to miejsce ze wszechmiar godne odwiedzenia i uwiecznienia na fotografii, przechowywania w zakamarkach pamięci...
Wieczorem strudzeni dotarliśmy do miejscowości Campeche, leżącej trochę na uboczu wielkich szlaków. Miasteczko nadmorskie, łupione kiedyś przez piratów, obecnie nie wzbrania się przez naporem turystów :) Wręcz przeciwnie- jest wesołe, kolorowe, przyjazne. Założone w 1540 przez Francisco Montejo, było ważnym portem z którego do Hiszpanii wysyłano srebro, złoto i inne skarby. Do starej części miasta prowadzą dwie bramy: Morska i Lądowa. Ciekawa jest Calle 59 przy której pyszni się wiele kamieniczek w odcieniach czerwieni, brązu, różu, żółci. Oczywiście centralnym punktem Campeche jest rynek z którego wyruszają otwarte tramwaje którymi można zwiedzać miasto. W północnym rogu placu znajduje się katedra, jeden z pierwszych kościołów zbudowanych na Jukatanie. W Campeche spędziliśmy noc, wędrując trochę po uliczkach miasteczka- jednak niezbyt długo, gdyż czekał na nas fantastyczny rezerwat w Celestun, o którym napiszę w kolejnej części.
Będąc w Meksyku nie zapomnijcie zakupić tequili oraz mezcala czyli alkoholu z zatopionym robakiem. Podobno mezcal jest dostępny tylko w Meksyku i nigdzie indziej. Ceny alkoholi nie są wysokie - cena średniej jakości tequili waha się od 150 do 180 peso.
Jack | Trzydzieści lat temu otrzymałem od swojej dziewczyny potężną butelkę tequili właśnie z pływającym w niej robakiem! Super relacja, może kiedyś tam się wybiorę. |
kawusia6 | Będą, będą- ale za kilka dni. Relacja już spisana, tylko teraz dobieram zdjęcia... Wycieczka w sumie nie była męcząca bo pobudki nie z samego rana, niezbyt długie przejazdy autokarem. Program rzeczywiście dość bogaty- troszkę też dzięki naszej pilotce. Co do kolejnego wyjazdu- to na razie tęsknię za Azją, a w wakacje pewnie będzie coś z Grecji lub Maroka. Zobaczymy :) |
piea | Kasia, widzę, że bardzo bogaty program tam mieliście, jak na tak w sumie lightową wycieczkę. Dużo ciekawostek i mnóstwo naprawdę fajnych miejsc widzieliście; Jukatan Majów masz więc zdobyty, teraz czas na Azteków i kolejne części Meksyku do odkrycia przed Tobą czego serdecznie ci życzę ....:)) czekam na kolejną część: szczególnie na flamingi z Celestun :)) |