Nasza wizyta w Wenecji, podobnie jak i w Monte Carlo - była całodniowym przystankiem w drodze powrotnej z Hiszpanii do Polski. Pobyt w Wenecji rozpoczął się przepłynięciem wodnym tramwajem- (vaporetti) po Canale Grande. Już więc płynąc mogliśmy podziwiać, przepiekną wenecką architekturę włoskiego renesansu! Mijane po drodze architektoniczne perełki: Bazylika Santa Maria della Salute,Casa d'Oro i inne przepiękne kamieniczki, robią niesamowite wrażenie! Po dopłynięciu na miejsce, zwiedzanie rozpoczęliśmy od Placu świętego Marka z oszałamiająco piękną i znaną na całym świecie Bazyliką , później obejrzeliśmy dostojną Kampanillę, popodziwialiśmy również kunsztowną architekturę Pałacu Dożów, pospacerowalismy po słynnym moście Rialto, również po innym - równie uroczym Moście Westchnień połączonym z Pałacem Dożów, (ale jego nazwa, bądź co bądź piękna, jednak była westchnieniem raczej do wolności- most bowiem prowadził do więzienia; to właśnie tym mostkiem szedł słynny Casanowa skazany za frywolne życie i złamanie kilku setek serc pieknych wenecjanek) , podziwialiśmy i chłonęliśmy piękno weneckiego renesansu - te wszystkie zabytki wokół robią ogromne wrażenie - ale największe chyba -widok z tarasu widokowego Katedry na dachy Wenecji i malowniczą lagunę.
Wenecja to niesamowicie wdzięczne miejsce do fotografowania. Tu nie ma fotoamatorów - tu każdy kto trzyma w ręku aparat fotograficzny- to prawdziwy profesjonalista. Czerwień dachówek, szarości i beże starych spękanych tynków, kopuły wspaniałych kościołów, błękity i lazury Canale Grande, wszechobecne, kołyszące się na wodzie gondole, gondolierzy w weneckich nakryciach głowy, liczne, kolorowe pamiątki, karnawałowe weneckie maski i tysiące gołębi... to wszystko robi scenerię tak wdzięczną i bajkową, że aż nie chce się odrywać oczu od aparatu - tylko bez końca chciałoby się utrwalać to piękno na zdjęciach. Wenecja na fotografiach jest wprost przepiękna (osobiście uważam, że wygląda na nich znacznie lepiej jak w realu!).
Niestety czas robi swoje.... Wenecja niszczeje..., rozpada się..., kruszeje..., powoli zatapia... i pomału pochłania ją morze...
Miasto ma wspaniałą atmosferę, bardzo ciekawą historię ( potęga Republiki Weneckiej- chyba każdemu jest znana z lekcji historii) i patrząc na to wszystko wokół, można wciąż jeszcze dziś poczuć tę potęgę. Od wewnątrz zwiedzalismy niestety tylko kościół Św. Marka - zważywszy na czas jaki mieliśmy do dyspozycji, na więcej już by go po prostu nie starczyło.
Zabytków Wenecji ani historii miasta nie będę tu opisywała - ponieważ to już wielokrotnie, dokładnie zostało opisane w przewodnikach,
ale chciałam tu wspomnieć tylko pewną mało znaną a naprawdę fascynującą historię o pieknych czterech spiżowych figurach koni zdobiących dziś taras nad głównym portalem Bazyliki Katedrze Św. Marka! Jeszcze ciekawsza jest wręcz niezwykła historia tych koni (zainteresowanych odsyłam do bardzo ciekawej książki Pt. „Rumaki Lizypa” Zenona Kosidowskiego! ) - Te rumaki- to jest chyba najbardziej „podróżujący” po Europie zabytek!
i to nieprzerwanie od 2300 lat!
Te cztery wspaniałe spiżowe konie częstokroć, co kilaset lat zmieniały miejsce swego położenia. Stworzone w Grecji, co kilkaset lat trafiały w przeróżne miejsca ówczesnej Europy a nawet i Azji- zdobiąc przecież przez kilkaset lat hipodrom w Konstantynopolu!-dzisiejszym Stambule, aby w tych nowych miejscach tkwić kolejne wieki - w końcu trafiły do Wenecji!, ( na krótko ją jednak opuszczając za sprawką Napoleona -pojechały do Paryża), losy historii zwróciły je jednak Wenecji, gdzie dumnie patrzą z Bazyliki do dziś, ale czy to jest ich ostatnie docelowe miejsce......?
czy kolejne wydarzenia dziejowe rzucą je kiedyś znów gdzieś dalej? a może powrócą do miejsca swych narodzin? - do Grecji?
Naprawdę warto zapoznać się bliżej z tą historią, tym bardziej, że w żadnym przewodniku po Wenecji nigdy nie natknęłam się na choćby maleńką wzmiankę o tej historii.
P
Wracając jednak do zwiedzania maista: pięknie błyszczy tam bielą majestatyczny Pałac Dożów; niesamowitych wrażeń estetycznych może dostarczyć widok kościóła Santa Maria della Salute, obserwowany z pokładu płynącego po Canale Grande- vaporetti .
Wenecja jest taka piękna...., ale żeby ją poczuć należałoby tu przyjechać na nieco dłużej, porozkoszować się pięknem miejsca minimum ze 3 dni, tak aby móc dokładnie obejrzeć, pozwiedzać te cuda; popływać gondolą po kanałach i poznawać Wenecję „od strony wody” - bo to zupełnie inna perspektywa i inne doznania, no i oczywiście znaleźć czas, żeby choć troszkę poczuć aromatyczną Wenecję też smakiem.
Niestety nasz pobyt tutaj był stanowczo za krótki, żeby mozna było mówić o poznaniu miasta.
Dziś - opisując tę podróż - z perspektywy lat, przyznać muszę że Wenecja - mimo że taka obdrapana, potwornie zniszczona, śmierdząca wilgocią i kanałami - to jednak ma w sobie coś magicznego, coś niezwykłego w atmosferze! I ta magia jest najpiękniejsza w tym niezwykłym miejscu!
Jest na świecie mnóstwo miast i miasteczek ”wenecjopodobnych” na wodzie, ale Wenecja jest tylko jedna... i dlatego są tam zawsze tłumy turystów!
Bardzo chętnie wróciłabym tam po latach... bo lubię czasami odświeżać stare kąty - i choć to miasto nie należy specjalnie do moich ulubionych - to taka podróż retrospektywna - pozwoliłaby mi spojrzeć na Wenecję inaczej!
Poza tym, po latach jeżdżenia to tu - to tam, też ma się już troszkę inne wyobrażenie o niektórych znanych miejscach.
Wtedy chłonęłam wszystko jak kania dżdżu!- to był pierwszy wyjazd na zachód w ogóle- w dodatku naraz trzy zupełnie inne miejsca: Monte Carlo, Barcelona i Wenecja- więc szokowało mnie urodą absolutnie wszystko - co wtedy zobaczyłam!- teraz umiałabym już bardziej ocenić dane miejsce ( oczywiście wg mojej własnej skali zgodnej z subiektywnymi odczuciami)
I chociaż w tym roku (2010) widziałam we francuskiej Sabaudii - przepiękne, właśnie takie „wenecjopodobne” miasto - Annecy - które jeśli chodzi o urodę - naprawdę bije Wenecję na głowę! - to jednak atmosfera starej Wenecji jest niepowtarzalna i nieporównywalna z żadnym innym miastem świata. Dlatego warto tam jechać... tak po prostu...a może aż dlatego!
Oprócz obowiązkowych zabytków, warto zapuścić się w maleńkie wąziutkie uliczki i podreptać tymi urokliwymi mosteczkami nad siecią kanalików.
AniaMW | ...trza by trza :) i to nie koniecznie raz, i nie koniecznie na końcówce, może by tak ... po prostu; i znowu kiedyś... lubię tam wracać... co jakiś czas :) |
papuas | fakt, zabytków co nie miara i prawie w każdym kśc obraz lub rzeźba jakiegoś znanego artysty trza by jeszcze raz tam wrócić - ale może na końcówce życia jako podsumowanie |