Właśnie wrócilismy z organizowanej przez BP ITAKA wycieczki do Włoch Północnych pt: „Włoskie Delicje”.
Uff... całe mnóstwo wrażeń - to rzeczywiście delicje... takie prawdziwe perełki.
To była moja piąta wizyta we Włoszech - ale te Włochy są jakże inne od tych klasycznych, które większość z nas zna. Przede wszystkim Północ - to najbardziej rozwinięte przemysłowo i najbogatsze rejony Włoch - i to widać nawet po infrastrukturze; ale i klimat małych miasteczek w rejonie Trydent-Górna Adyga jest taki... stricte mało włoski, dużo tu przenika się jeszcze ”germańszczyzny” co związane jest dość silnie z historią tego regionu. Liguria natomiast to kraina przypominająca do złudzenia riwierę francuską i prowansalskie wioski i małe miasteczka.
Generalnie trasa wycieczki prowadzi nas bardzo pięknym, malowniczym szlakiem, ale może zacznę od początku...
Jeśli chodzi o znane miejsca na trasie (jak Werona, Mediolan czy Bolonia - ograniczę się tu do krótkiej wzmianki - jako że są to miejsca popularne, znane i wielokrotnie już dokładnie opisywane. Natomiast Ligurię i Region jeziora Garda postaram się opisać dokładniej - jako tereny mało jeszcze uczęszczane przez naszych turystów i nie za bardzo znane Polakom.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Trydentu - urokliwego miasta położonego w regionie Trentino-Górna Adyga.
Trydent znany jest głównie z Soboru trydenckiego, który miał tu miejsce w XVI wieku. Miasto ma piękna Katedrę, śliczny Plac z fontanną Neptuna, mnóstwo urokliwych zakamarków, uliczek, jak to włoskie miasteczka... i wspaniały potężny zamek Buonconsiglio (Zamek Dobrej Rady), który mieliśmy szczęście zwiedzać - ze wspaniałą kolekcją różnych dzieł sztuki (mnie najbardziej przypadła do gustu sala z fenomenalnymi piecami kaflowymi - z przepięknymi kaflami z XV-XVII wieku). Z balkonu Zamku roztacza się wspaniały widok na pobliskie Dolomity.
Kolejny dzień spędziliśmy jeżdżąc i zatrzymując się w przeróżnych letniskowych miejscowościach nad zjawiskowo pięknym jeziorem Garda. Teren wokół jeziora jest niezwykle malowniczy - szczególnie jego część północna, gdzie wysokie góry stromo wpadają wprost do wody tworząc tym samym spektakularne obrazy; na południowym wybrzeżu Gardy zbocza są znacznie łagodniejsze.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od przepięknie położonego na cyplu miasteczka Sirmione.
Najpierw pływaliśmy motorówkami wokół półwyspu podziwiając potężne zamczysko rodziny Scaligerich, ruiny rzymskich łaźni - Grotta di Catullo czy podziwiając po prostu piękne wille (m.in. dom Marii Callas), potem był czas, żeby samodzielnie pospacerować po uroczym miasteczku skąpanym w kwitnących bugenwilliach.
Kolejną miejscowością na trasie naszego spaceru było Salo - równie urocze miejsce, z przepiękną promenadą, mariną, i całym mnóstwem urokliwych sklepików i wszechobecnych caffeterii.
Salo było założone w okresie rzymskim, a od 1943 r. do 1945 r. było siedzibą rządów faszystowskiej republiki o oficjalnej nazwie Repubblica Sociale Italiana (zwanej „Repubblica di Salo”) - tu również przebywał i dość długo mieszkał sam Duce - czyli Mussolini.
Następną perełką nad Gardą - była urocza mieścinka Limone - mnie Limone podobało się zdecydowanie najbardziej - może dlatego, ze tu wyraźnie bardzo juz wysokie góry wpadały wprost do wód Gardy - a ja uwielbiam takie widoki. Dzisiaj Limone jest jedną z najczęściej odwiedzanych miejscowości turystycznych okręgu miasta Brescia. Miasteczko słynne jest ze swych gajów cytrynowych, oranżerii i doskonałego oleju z oliwek. Specjalnością regionu jest mocny likier cytrynowy o pięknie brzmiącej nazwie - Limoncella, który jest masowo kupowany przez turystów jako pamiątka z Limone, ale tez jako doskonały środek na trawienie i dolegliwości żołądkowe.
(Oczywiście również zakupiłam Limoncellę w ślicznej butelce, że aż żal będzie ją otwierać!).
Przemknęliśmy jeszcze przez Riva del Garda i mijając setki tuneli nad urwiskami i klifami Gardy - podziwiając przepiękne widoki na malownicze góry schodzące wprost do wody, zakończyliśmy ten malowniczy i naprawdę wspaniały dzień.
Następnie zwiedzaliśmy Weronę i kolejnego dnia piękny, elegancki Mediolan - ale ponieważ na forum jest mnóstwo opisów tych miast, więc ograniczę się tylko do ogólnikowej wzmianki, że Werona to pięknie położone wspaniałe miasto, z bogatą historią sięgającą czasów etruskich, z mnóstwem wspaniałych zabytków, legend (Dom Romea, dom Julii - słynna Casa di Giulietta) oraz ze wspaniałym rzymskim Amfiteatrem - Arena di Verona.
Mediolan natomiast zachwyca Katedrą i wspaniałą Galerią Vittorio Emmanuele - poza tym rozczarowuje - szczególnie widok z dachu Katedry na miasto, które o dziwo z góry jest rozczarowująco nijakie. Natomiast sam dach z tysiącami figur, ze sterczynami, gargulcami, rzygaczami robi olbrzymie wrażenie! Spacer wśród tych wszystkich rzeźb na dachu ogromnej świątyni dostarcza wielu emocji.
Tymbardziej, że po dachach Katedr Europy raczej rzadko mamy przyjemność się przechadzać! W każdym bądź razie Milano - wielka stolica mody - bardzo mnie rozczarowało! Takie odniosłam wrażenie, a po innych znanych mi włoskich miastach - po prostu się wręcz zawiodłam! - ale to oczywiście moje subiektywne odczucie.
W Mediolanie rozczarowuje też słynna La Scala - z zewnątrz to naprawdę nic ciekawego - ot budynek powtarzalny jakich wiele, a pięknych loggi wewnętrznych niestety nie widzieliśmy - ale mam wiedzę na ten temat - i wiem, że to wspaniałe imponujące wnętrza. Szkoda, że nie miałam możliwości zobaczenia tego cudeńka.
Przytłacza też gigantyczne zamczysko potężnej rodziny Sforzów - zamek jest imponujący, kilku dziedzińcowy - potężne średniowieczne mury otaczają ogromne powierzchnie ze wszechstron, ale jest dziwnie pusty, wręcz nudny, nie ma niczego co przełamałoby te przepastne powierzchnie, a zwiedzanie jest długie, męczące i takie sobie. Ciekawa i warta zobaczenia jest ostatnia niedokończona Pieta Michała Anioła i sala z Arrasami.
Zawiedziona byłam, że będąc tak blisko, nie mieliśmy niestety możliwości zobaczenia fresku mistrza Leonarda - „Ostatnia Wieczerza” w kościele Santa Maria della Grazie, ponieważ rezerwacja biletów odbywa się z dwumiesięcznym wyprzedzeniem! (Skandal!) - założę się że większość oglądających ten fresk - to miłośnicy twórczości Dana Browna, a nie malarstwa mistrza da Vinci!
Po męczącym dniu pojechaliśmy znów drogą wijącą się wśród gór, i zatok i przez setki tuneli do prześlicznej Ligurii. Juz sam dojazd tu dostarczał nam cały czas ochów i achów! To wyjątkowo malowniczy zakątek Włoch! Riwiera Włoska podzielona jest na Riwierę zachodnią i wschodnią - czyli Riviera di Ponente i Riviera di Levante. Zwiedzaliśmy liguryjskie perełki na obu tych wybrzeżach.
Rozpoczęliśmy od Genui - ogromnego, największego portu we Włoszech. Genua - to miasto wielu kontrastów i o różnych obliczach. Może zachwycać, ale i może zniechęcać, wręcz przerażać. Pięknie położona jak antyczny teatr z portem Nowym i Starym (Porto Antiquo) jakby na scenie.
Generalnie Genua jest chaotyczna, z całą masą starych obdrapanych kamienic, walących się kościołów i szarych ponurych uliczek, z brudnym i hałaśliwym portem, ale jest tez jej drugie oblicze z elegancką Via Garibaldi przy której stoją wspaniałe ville i pałace zamożnych starych genueńskich rodów (słynne Palazzo Bianco i Palazzo Rosso - z nieprawdopodobnie zdobionymi wejściami - bramami dekorowanymi bezcennymi, barokowymi freskami), wspaniałą Katedrą, Pałacem Dożów genueńskich. Jest tez Casa di Colombus - czyli domek, w którym mieszkał Krzysztof Kolumb - ale to nie jest potwierdzona informacja czy to dom rodziny Kolumbów - lecz turystów są tu tłumy.
Zachwycają natomiast słynne genueńskie wąskie, kręte i wijące się jak wstążki mroczne uliczki zwane tu - caruggi. Warto się nimi po prostu trochę poszwędać, aby poczuć klimat tej prawdziwej Genui.
Można też odwiedzić wspaniałe akwarium stojące w porcie - ponoć największe w Europie z odtworzoną florą i fauną z Morza Czerwonegi i karaibską rafę koralową.
No i oczywiście dużą atrakcją turystyczną jest gigantyczna replika pirackiego statku z XVII wieku - stojąca dziś w porcie i z pewnością bardzo go zdobiąca - a sam statek został stworzony do celów filmu Romana Polańskiego „Piraci” - naprawdę robi duże wrażenie!
Kolejnym punktem zwiedzania Ligurii był znany, elegancki kurort San Remo - miejsce spotkań elity i arystokracji Europy w XVIII i XIX wieku. Jednak czasy świetności San Remo dawno ma juz za sobą, ale i tak do dziś zachwyca. Ci co znają Lazurowe Wybrzeże: Menton, Antibes, Nicea, etc - to tu znajdą podobne klimaty.
San Remo słynie z festiwalu piosenki, ale również z Casyna, gdzie można wejść i zarejestrować się jako gracz i wyrobić sobie kartę identyfikacyjną Casino Royale, choćby na pamiątkę (ja sobie taką wyrobiłam!).
Miasto ma wspaniałą promenadę Corso Imperiatice - ufundowaną niegdyś przez Imperatorową Wszechrusi, obsadzona potężnymi dziś juz palmami - robi ogromne wrażenie. San Remo ma również uroczą starówkę położoną na wzgórzu, tzw. „La Pigna” - skąd roztacza się wspaniała panorama na port i okolicę.
W centrum promenady stoi cerkiew - z charakterystycznymi kopułami - to tez pamiątka po carowej, oraz piękna willa Alberta Nobla - który mieszkał w San Remo dość długo.
Kolejny dzień pobytu w prześlicznej Ligurii rozpoczęliśmy od urokliwego Rapallo - miasteczko jest znanym ośrodkiem turystyczno-wypoczynkowym nad morzem. Jest tu duże i znane kąpielisko morskie na włoskiej Riwierze. Turysta znajdzie piękną promenadę zakończoną małym zamkiem Castello di Mare. mnóstwo urokliwych zakątków, skwerków, placyków.
Z Rapallo płynęliśmy dużą łodzią do znanej liguryjskiej perełeczki - słynnego Portofino, ale zanim tam dotarliśmy - statek zatrzymał się w niezwykłej urody nadmorskim kurorcie Santa Margerita Ligure - typowo liguryjska, klimatyczna mieścina włoskiej riwiery.
Portofino po prostu powala na kolana każdego, kto tu przybędzie. To malutki a raczej maciupeńki port będący do niedawna rybacką wioską. Kiedyś cumowały tu tylko rybackie łódki - dziś w porcie chwieją się na wodzie ekskluzywne jachty miliarderów.
Urok Portofino polega chyba na jego wielkości - a raczej maleńkości- to dosłownie kilka kamieniczek z restauracjami i sklepikami. Nie ma tu nawet plaż, a jednak miejsce jest pełne nieokreślonej magii.
O urodzie Portofino się nie deliberuje! Trzeba tam pojechać i je samemu zobaczyć, żeby wiedzieć o czym mowa..., nad wioseczką, wysoko na klifie góruje imponujący Zamek Brauna skąd rozpościerają się wprost oszałamiające widoki. Wejście tam wymaga pewnego wysiłku - schodów jest dużo i są dość strome, za to widoki z góry w pełni zrekompensują absolutnie te trudy wspinaczki.
Na riwierze mieszkaliśmy w dość obskurnym (jak na biuro „Itaka”) hotelu nieopodal Savony - jednakże w urokliwej liguryjskiej nadmorskiej miejscowości Varazze z piękną plażą, promenadą, fontannami i pięknymi secesyjnymi kamieniczkami.
Zwiedzaliśmy jeszcze Carrarę - gdzie oprócz kamieniołomów marmuru - działających nieprzerwanie od 2000 lat - to nie ma tam zupełnie nic ciekawego, oraz piękną Bolonię - naszpikowaną zabytkami, wspaniałym kościołem św. Petroniusza i Dwiema Krzywymi Wieżami - pozostałość po rywalizujących średniowiecznych rodzinach bolońskich, tzw. Due Torri i czyli Torre Asinelli (87 m wysokości) i Torre Garisenda (48 m wysokości). Najwyższe z ponad 180 średniowiecznych wież, jakie kiedyś istniały w Bolonii. Obie pochodzą z XIV w. i są odchylone od pionu, co trudno jednak uchwycić na zdjęciach, ze względu na brak właściwej perspektywy (wieże znajdują się w bardzo ciasno zabudowanym centrum miasta). A podobnie jak o Mediolanie - nie będę rozpisywała się o Bolonii bo to miasto powszechnie znane i będące na trasie większości Klasycznych wycieczek do Włoch - a wiec były dokładnie juz wcześniej opisane.
Mnie się Bolonia bardzo podobała - szczególnie słynny Uniwersytet Boloński z setkami herbarzy i przepiękną Aulą Medyczną z boazeriami z XVI wieku (to tu odbywały się pierwsze na świecie lekcje anatomii).
Bolonia też słynie ze swoich smaczków: kiełbas, pierożków i słynnej szynki prosciutto ze sklepu Tamburini (gotował tu nasz Makłowicz), oraz wielu, wielu znanych dań... a la bolognese.
Ogólnie ten wyjazd podsumowuję jako bardzo udany. A ten zakątek Włoch szczególnie urokliwy.
Co do organizacji Itaki, to ok., 2 hotele (w Bovologne i w Montecattini rewelacyjne! jeden w Varazze - taka typowa norka, ale ja nie przywiązuje do tego aż takiej uwagi na objazdówkach, bo korzystam z hotelu w formie minimum). Autokar, posiłki - wszystko ok., natomiast przewodniczka - no niestety... po raz pierwszy spotkałam się na wycieczce Itaki z tak przeciętnym przewodnikiem, z książkową, wręcz momentami żenującą wiedzą. Pilotka była miłą i bardzo sympatyczna osobą, niestety jako przewodnik ”nie dała rady” ; w dodatku jakieś prywatne, sprawy rodzinne (ciągłe telefony do Polski w sprawie mamy, która wylądowała akurat w szpitalu) spowodowały nieco po łebkach traktowanie turystów; oczywiście takie zdarzenia losowe są to sprawy zrozumiałe, ale dlaczego trafiło akurat na naszą grupę? No cóż, zawsze trafiałam na rewelacyjnych pilotów! , tym razem było inaczej :((
Ale Włochy Północne piękne i warto tam naprawdę pojechać - czy to z Itaką na „Delicje...”, czy w jakiejkolwiek innej formie. Bardzo, bardzo polecam ten kierunek i zyczę bardziej profesjonalnego pilota !!!
Brak komentarzy. |