Po tygodniowym Rejsie po Nilu pojechaliśmy jeszcze na tydzień odpoczynku do Hurghady, a raczej w jej okolice, ponieważ nasz kompleks hotelowy znajdował się ok. 20 km od miasta.
Jeśli chodzi o sam hotel (Desert Rose - 5 egipskich gwiazdek), to owszem, był całkiem przyzwoity, duży, sympatyczny, itp., aczkolwiek pamiętajmy, że to egipski standard (i dlatego nie należy się dziwić że 2* hotel np. w Szwajcarii - zapewne będzie miał wyższy standard niż ten 5-cio gwiazdkowy w Egipcie - tylko trzeba to wiedzieć).
Jedzonko hotelowe było naprawdę pyszne, było go dużo i było naprawdę urozmaicone, a te ich lokalne drinki (Brrr!) w mało apetycznych szklaneczkach: no cóż nie każdy musi to lubić, ja nie lubię!
Okolica hotelu cicha, spokojna, widoki piękne, dużo basenów, woda czysta, piękna hotelowa laguna. Bezpośredni dostęp do Rafy z drewnianego mola na hotelowej plaży.
Hotel ogromny, ale czyściutki, pokoje ok. 30 m2 bardzo gustownie urządzone. Czego można chcieć jeszcze?
W końcu to urlop! I trzeba być naprawdę malkontentem, żeby się mieć do czego przyczepić! ale byli i tacy co biegali z aparatami fotograficznymi i szukali pękniętych płytek przy basenie, albo cykali fotki jakimś robakom przechadzającym się akurat przy basenie. (Malkontenci najlepiej niech siedzą w domu i tam polerują swoje złote klamki!)
Pobyt nad morzem czerwonym był dla nas po prostu czasem na odpoczynek i absolutne nicnieróbstwo po dość intensywnym Rejsie po Nilu (sam Rejs nie był zbyt męczący, jednakże dość intensywny w zwiedzanie, zważywszy że wykupiliśmy wszystkie dodatkowe wycieczki fakultatywne tam dostępne); dlatego ten tydzień błogiego wylegiwania się na plaży pod palmami w hotelu gdzie nie brakowało nam ptasiego mleka wspominam bardzo sympatycznie. Po prostu - to były Bardzo Udane Wakacje!
Brak komentarzy. |