„... a szóstego dnia, BÓG zakończył swe dzieło i rad, iż udało mu się ono tak pięknie, wziął je w obie ręce i ucałował. To miejsce właśnie, co ustami dotknął, to Sycylia.”
I stało się... i w końcu tu jesteśmy..... Witajcie na wyspie słońca, pięknej przyrody, historii, kultury, pysznego jedzenia i doskonałych win.
Witajcie na Sycylii :):):)
Sycylia - wyspa, będąca wrotami Europy, najeżdżana i zawłaszczana w swej trzytysiącletniej historii przez wszystkie ludy, które miały znaczenie w tym rejonie: Fenicjan i Greków, Kartagińczyków, Rzymian, Arabów, Normanów, Wandalów, Cesarstwa Bizantyjskiego, Hiszpanów - dla których wyspa była spichlerzem od 3 wieku p.n.e., a potem jeszcze kolejnych dynastii francuskich i pruskich, aby w II połowie XIX w. połączyć się w końcu z jednoczącymi się Włochami.
Tak po krótce w pigułce można by zdefiniować wyspę w jednym zdaniu, ale kulturowych naleciałości i pozostałości po tych wszystkich tu panujących przez wieki nie da się tak po prostu przelać na papier w takiej powierzchownej Relacji jak ta, bo w innym razie powstało by z tego jakieś potworne tomiszcze:)); a do tego jeszcze należałoby dodać bogatą kulturę, fenomenalną przyrodę, bardzo różnorodną kuchnię i te wszystkie panujące tu tradycje- dopiero wtedy można by opisać Sycylię jako tako, no ale wtedy nikt z Was by tego nie zmordował (znaczy się: nie przeczytał:), bo całość zamknęła by się może na 500 stronach :))).
Powrót do słonecznej Italii chodził za mną już od jakiegoś czasu, bo mimo, że kilkakrotnie odwiedzałam już ten kraj, ale zawsze to była część północna: jak to się mówi: ”to, co powyżej Rzymu”; bo dotąd nigdy nie byliśmy na dalekim południu Italii, ale od zawsze wiedziałam, że kiedyś w końcu i tam dotrzemy, nie wiedziałam tylko dokładnie kiedy to nastąpi i który region tego południa wybrać na pierwszy raz?
Mojemu małżowinkowi było w zasadzie wszystko jedno: - Włochy to Włochy, wszędzie będzie pięknie!- co wybierzesz- tam pojedziemy! Ot i doradca się znalazł :)), ech, jak Ci chłop doradzi... :)).
Skupiłam się więc głównie na Kalabrii, potem zaświtała mi w głowie Sardynia i to nawet na tyle poważnie że kliknęłam rezerwację :), ale beznadziejne, nocne godziny przelotów przesądziły o sprawie; W końcu po sprawdzeniu godzin przelotów w obie strony zaczęłam knuć, że chyba jednak będzie to Sycylia. I tym sposobem dobrnęłam do samego końca „włoskiego bucika”:).
Padło więc na Sycylię, (zastawiając Kalabrię i Sardynię może na następny rok, lub za dwa...), ale tym razem pod uwagę braliśmy wyłącznie wyjazd stacjonarny, bez żadnych objazdów; po tajskiej eskapadzie zimą, tym razem chcieliśmy tak spokojnie zanurzyć się trochę w tej Sycylii, tak ciutek w bardziej własnym tempie, tak bez grupy, bez budzika i bez tego ciągłego targania walizek....
Zanim jednak zacznę moją pisaninę na dobre, to od razu na wstępie Wam się przyznam, że z założenia miało być tak spokojnie tak raczej leniwie i powoli, a skończyło się jak zawsze :).
Sycylia jest za piękna, zbyt ciekawa, za smaczna i za bardzo fascynująca na taki zwykły plażowo-leżakowy urlop!, to zupełnie nieodpowiednie miejsce na leniwy wyjazd! ; dlatego jeśli zamierzacie się wyłącznie relaksować i fundnąć sobie urlopik w typie „leżaken-dupen-klapen”:)- to wybierzcie raczej po raz kolejny Egipt, Tunezję, Turcję, itd... czyli miejsca, gdzie pewnie wielokrotnie już bywaliście i wszystko co tam jest naj, już zwiedziliście wcześniej, (no chyba, że jedziecie na Sycylię po raz któryś, to co innego...:)), wtedy można w końcu będzie odpocząć:).
Oczywiście jak zawsze przy takich krótkich urlopach, po powrocie odczuwamy ogromny niedosyt, bo jeden krótki tydzień w miejscu TAKIM jak Sycylia- to zdecydowanie i stanowczo za mało!!!; szczególnie jak się tam było tak jak my - pierwszy raz.
Ten wyjazd tylko rozpalił chęci i rozbudził zmysły do dalszego odkrywania tej fascynującej wyspy.
Wiem, że muszę tu jeszcze wrócić bo mimo, że odkryliśmy tu w tak krótkim czasie naprawdę sporo, to jednak dwa albo i trzy razy więcej nieodkrytych miejsc wciąż tam na nas czeka.
Szukając już jakiejś konkretnej oferty na Sycylii, doszłam do wniosku, że większość oferowanych przez Biura hoteli (tych takich naprawdę fajnych, klimatycznych ,w przepięknych ogrodach, z dobrą infrastrukturą, itd.) znajduje się niestety w środku niczego, czyli mówiąc wprost na jakichś „totalnych zadupiach”, gdzie do jakiejkolwiek najbliższej mieścinki jest 10, 15, 20km, a więc jesteśmy z góry skazani na siedzenie w hotelu albo ciągłe jeżdżenie samochodem lub komunikacją lokalną; i o ile to z reguły nie stanowi jakiegoś problemu w ciągu dnia, bo i tak zawsze gdzieś jeździmy i docieramy na mnóstwo sposobów do celu, to tym razem chodziło jednak o coś zupełnie innego....
Chodziło nam bardziej o swobodę, o ranki i o wieczory poza hotelem, żeby można było gdzieś iść. Chciałam być gdzieś blisko..., ba, w samym sercu jakiejś średniowiecznej mieścinki... tak, żeby można było wieczorami i po nocy łazić po klimatycznych zakamarkach do woli nie martwiąc się czym i o której wrócimy do hotelu, nie chcieliśmy uwiązywać się wyłącznie do wynajętego samochodu, bo wtedy wieczorami ani piwka, ani lokalnego winka napić się nie można ,a jak przesiedzieć wieczór we włoskiej knajpce bez winka? :) no nijak się nie da:), chciałam też mieć możliwość wyjść po prostu z hotelu o świcie jeszcze przed śniadaniem, jeszcze jak cały hotel śpi łącznie z moim małżonkiem:), żeby za kilka chwil znaleźć się w miasteczku i poczuć, zobaczyć jak rankiem budzi się Sycylia....
Uwielbiam obserwować jak takie małe miasteczka budzą się do życia...posłuchać porannej krzątaniny zamiataczy ulic..., popatrzeć na rybaków w porciku, poczuć zapach porannego wypieku chleba, pobuszować po targu z owocami i warzywami, itd...., ale żeby mogło tak być, konieczny był hotel w samym miasteczku, a takich jest niestety stosunkowo niewiele w ofertach.
Wybór ograniczyłam więc do kilku niewielkich miejskich hoteli: w Letojani, w Taorminie, w Compofelice i w Cefalu.
Letojani jest malutkie, nawet zbyt malutkie; to taki przyjemny kurorcik w pobliżu Taorminy; sama Taormina to prawdziwe cudo, ale to już całkiem spore miasto, położone na stromych zboczach i niestety z tłumem turystów;
Compofelice di Rocella to w zasadzie tylko nazwa i nic wokół ale tam wpadł mi w oko fajny hotel (Accacia Resort), który w pierwszym odruchu chciałam zarezerwować, no ale z tym hotelem właśnie wyszedł klops... piękny, klimatyczny, elegancki, zatopiony w ogrodzie, ale poza ogrodzeniem totalne zadupie i chaszcze wokół, to przesądziło o wyborze hotelu znacznie skromniejszego i bez żadnych ogrodów, za to w sercu średniowiecznego Cefalu.
Padło więc na Cefalu, do którego mogliśmy sobie chodzić pieszo dowolną ilość razy o dowolnej porze dnia i nocy w ramach kilkunastominutowego spaceru. To jest właśnie ten lokalizacyjny plus o który nam chodziło.
A samo Cefalu, ach..., to cudo trudne do opisania!!!
To malutka rybacka miejscowość, schowana gdzieś na kartkach naszego przewodnika, który niezbyt dokładnie opisuje to miejsce, okazała się jednak być absolutnym strzałem w dziesiątkę. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to mój numer jeden wśród odwiedzonych na Sycylii miejsc (no może jeszcze bić się o to miano z cudownym Erice...ale o tym napiszę Wam później).
Cefalu to typowo sycylijska, malownicza mieścinka słynąca ze średniowiecznych zabytków i niezwykle pięknego położenia. Przez wielu miasteczko uważane jest za najpiękniejszą miejscowość kąpieliskową na wyspie. Małe kamieniczki i domki w typowo włoskim stylu, wąskie, kręte uliczki ozdobione kwiatami i górująca nad miastem Katedra są tu wciśnięte pomiędzy błękity morza tyrreńskiego a potężną, malowniczą Skałę. To wszystko wygląda razem po prostu baśniowo.
(W tym miejscu przypomniał mi się zeszłoroczny wyjazd do Andaluzji; oczywiście nie będę tu teraz porównywać Sycylii z Andaluzją, choć oba miejsca są arcyciekawe i przepiękne, choć takie różne, ale tak z perspektywy - porównując miejsca samego pobytu -owe cudowne włoskie Cefalu, z paskudną, betonową, nowoczesną Benalmadeną na Costa del Sol, wiem już że długo nie wybiorę na urlop podobnego miejsca jak Benalmadena!, która mimo, że cieszy się ogromną popularnością wśród odwiedzających ją turystów; to ja mówię takim betonowym kurortom - stanowcze NIE! :))
Wróćmy jednak na Sycylię, do miejsca bez porównania o wiele piękniejszego od Benalmadeny - do Cefalu:
Miasteczko jest malutkie, ale ma naprawdę niesamowitą atmosferę, z tym typowym, sennym klimacikiem włoskiego, gorącego południa ze średniowiecznymi murami... z uroczymi, piaszczystymi plażami, z maleńkim porcikiem w starej części zabudowy, gdzie stare, pomalowane kolorowymi farbami kutry kołyszą się na wietrze i to zjawiskowe położenie u stóp blisko 300-metrowej pionowej i rozłożystej skały-fortecy La Rocca w błękitnej zatoce o lazurowej wodzie....
Ach...już opisując to wszystko się rozmarzyłam....:))
Nie potrzebowałam wiele czasu do namysłu, żeby w ciemno wybrać to właśnie miejsce. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.
Mogliśmy tam godzinami obserwować ten widok z tarasu hotelu, mogliśmy godzinami przechadzać się po tajemniczych, wąskich zaułkach pełnych ciekawych zakamarków. Cefalu to jest też prawdziwy raj dla fotografów i foto-amatorów; nie brakuje tu wspaniałych plenerów, a widoki z góry ze skały La Rocca wynagrodzą męczącą wspinaczkę w upalnym słońcu i zapewnią piękne zdjęcia.
Cefalu ma wiekową historię; te rejony były zamieszkiwane już na kilka wieków p.n.e. Na przestrzeni kolejnych stuleci miasto przechodziło kolejno w ręce Fenicjan, Greków, Kartagińczyków, Rzymian, Bizantyjczyków, Arabów, Normanów, a nawet Hiszpanów.
Ważnym momentem w historii miasta był rok 1064, gdy Normanowie odbili miasto panującym tu arabom; oraz rozpoczęcie przez Rogera II budowy Katedry w 1131 roku, która do dziś uchodzi za jeden z najpiękniejszych normańskich zabytków na Sycylii.
Spacerując często stromymi uliczkami Cefalu na pewno natkniemy się na tę Katedrę, która niepodzielnie góruje nad miasteczkiem i ciekawie kontrastuje z otoczeniem: Skałą, palmami, okolicznymi kawiarniami i restauracjami; jest ciekawą mieszaniną różnych stylów i kultur: zobaczymy w niej elementy bizantyjskie, arabskie i normańskie, a wchodząc do środka, mimo, że nie jest to największa Katedra na Sycylii można poczuć jej potęgę i majestat. Uwagę przykuwają bizantyjskie mozaiki w kolorze złota, w cudowny sposób odbijające sycylijskie słońce, tutaj w Katedrze na pewno nikt nie przejdzie obojętnie obok przeszywającego wzroku Chrystusa Pantokratora, który spogląda na nas z góry z głównej absydy.
Nie sposób wymienić te wszystkie ciekawe obiekty warte zobaczenia w Cefalu, te wszystkie kamieniczki, mnóstwo starych, malutkich kościółków czy wspaniałe Palazza, ale wspomnieć należy o ciekawym miejscu jakim jest tutejsza Pralnia Publiczna.
To średniowieczny przybytek zwany tu po prostu z włoska: Lavatio Medievale. Płynąca tędy podziemna rzeczka Cefalino wypływa sobie spod skały i wpada wprost do morza. Koryta do prania są zaś wykute bezpośrednio w skale. Przed wejściem do pralni widnieje tablica z napisem : „Tutaj płynie Cefalino, zdrowszy niż inne rzeki, najczystszy, czyste srebro, zimniejszy niż śnieg” oraz data 1655 rok.
Te słowa były napisane przez tutejszego poetę Vincenzo Auria, a legenda głosi, że wody Cefalino zostały uformowane z łez nimf, które płakały po stracie swoich kochanków. Oczywiście jest to legenda, ale zawsze w takowych jest ponoć ziarenko prawdy :). Pralnia była w średniowieczu używana przez tutejsze kobiety jako publiczne miejsce prania, gdyż w niewielu miejscach był wtedy dostęp do słodkiej wody, ale wiadomo jak to jest też przy okazji: gdzie baby-tam i plotki, więc tutejsze kumoszki chętnie tu prały i plotkowały lub wręcz odwrotnie :).
Po „lajtowym” dniu polegającym na swobodnej szwędaczce po zaułkach Cefalu, po knajpkach, kawiarniach , sklepikach, lodziarniach i cukierniach przyszedł czas na nieco eksploracji wyspy.
Kolejny dzień rozpoczynamy więc od flagowego miejsca na wyspie - czeka na nas Jej Wysokość Etna, a potem pobliska perełka Sycylii - cudowna i klimatyczna Taormina.
Włosi pięknie tu mawiają o swoich wulkanach: że Etna jest Kobietą: często się burzy, grzmi, hurgocze, tupie nóżką i krzyczy, ale w sumie jest delikatna i całkiem niegroźna:) i jak złość jej przejdzie jest cichutka, spolegliwa i bardzo miła:); natomiast Wezuwiusz jest jak 100% facet: długo jest spokojny i opanowany, ciężko go wnerwić, bardzo rzadko daje poznać swoje prawdziwe oblicze ale jak już raz się wku.... , to staje się bardzo agresywny i niebezpieczny- spustoszy cały dom, narobi mnóstwo szkód i doprowadzi do tragedii:)).
My wjeżdżamy na Etnę od strony Katanii; jedziemy przez interior wyspy przemierzając przepiękne Góry Miedonie; podziwiamy też okolice urokliwej Enny, a roztaczające się widoki są tu urzekające i przepiękne,mijane widoczki bardzo przypominają mi malownicza Toskanie, tylko brak tu tych strzelistych cyprysów. Im bardziej zbliżamy się do Katanii i wyżej wjeżdżamy, tym widać coraz większe góry lawy; mijamy porzucone domostwa zupełnie zniszczone i zalane tym co wypluła z siebie Etna.
Busikami wjeżdża się tu na wysokość 2000 m do tzw. Kraterów Silvestrii gdzie ok 1-1,5 godziny można sobie spokojnie potrekingować po tych kraterach. W tym miejscu należy wspomnieć, że Etna to nie jest taki typowy wulkan z pięknym, regularnym stożkiem zwieńczonym kraterem na szczycie jak na obrazkach.
Etna wygląda nieco nietypowo, dokładnie tak jak odwrócony durszlak, a każda dziurka tego durszlaka to jeden krater :)), jest ich tu więc setki, w każdym razie bardzo dużo; a każdy jest inny w swym księżycowym majestacie, wiele z nich syczy, z kilku wydobywa się dym i gorąca para, coś bulgocze, nocą pięknie ponoć wyglądają wypuszczane regularnie iskry.
Jest tu też opcja wjazdu kolejką wyżej do głównych kraterów na wysokość 3,000 m n.p.m., ale pogoda jest dziś nieco pochmurna; tuż nad nami z poziomu Silvestrii wiszą nisko złowieszcze chmury i wyższe stożki są zupełnie niewidoczne; opcja wjazdu kolejką to dość droga przyjemność, bo 62 Euro za osobę to chyba lekka przesada jak za pół godziny przyjemności, choć oczywiście takie atrakcje kosztują i pewnie są tego warte (w tej cenie jest też 15 minut jazdy dużymi jeepami po kraterach głównych), i o ile warunki pogodowe są pewne, słoneczne i klarowne, to przynajmniej widoki wtedy są gwarantowane, ale przy tej pogodzie jak dzisiaj nie ma wielu chętnych na widoki chmur za 124 Euro za parę :).
Po godzinie łażenia po czarnym żużlu i żwirze i wspinaniu się pod górę na kratery niższe, schodzimy na dół i tu fundujemy sobie tu niesamowitą, (jak się potem okazało) atrakcję pod hasłem SIÓDEMKA, czyli: 7 minut ekstremalnych przeżyć za 7Eur/od osoby w kinie 7D :)).
Film jest kapitalnie zrobionym wjazdem jeepem do wnętrza Etny no i tu zaczyna się jazda.... :) (tak na marginesie: to w życiu nie byliśmy dotąd w kinie 7D, bo nasze dotychczasowe doświadczenia kończyły się na 3D);
- czujemy, że zaczynamy jechać..., siedzimy przed szybą za sterem jeepa; kokpit mamy przed sobą, zaczyna cos trząść; w pewnym momencie strasznie przyspieszamy, czuć te wszystkie przyspieszenia i przeciążenia; fotele trzęsą się niemiłosiernie na wszystkie strony i podskakują tak, że trzymam się kurczowo poręczy żeby nie wypaść:); w szybę jeepa walą nagle z impetem wulkaniczne głazy, szyby samochodu się tłuką, czuć potworny pęd powietrza i brzęk oprysków szkieł, robimy nerwowe uniki :)), bucha ogień, robi się gorąco, cały czas trzęsie nami potwornie jak na jakimś rodeo, jeździmy po wystających głazach, wertepach i wulkanicznych grotach w samym sercu piekła; we wnętrzu wulkanu wprost na nas walą szczury, nagle czujemy jak gryzą nas po kostkach, Aaaa!!! ; przejeżdżamy przez wulkaniczny wodospad, nagle woda leje się nam głowę, jestem cała mokra, psia krew!
No i cały czas fundują nam same takie tego typu atrakcje....:); darłam się tam niemiłosiernie (zresztą jak wszyscy:) ale ubawiliśmy się przednio:); jeśli tam będziecie- to koniecznie sobie to zafundujcie - macie zapewnione 7 minut niezapomnianej, ekstremalnej zabawy na takiej adrenalinie, że długo czegoś takiego nie przeżyjecie :).
Zjeżdżamy z Etny z innej strony; z przerażeniem patrzę tu na wysokogórski drzewostan, na którym wiszą tysiące jakichś kokonów; są ogromne i gęsto spowijają sosny sycylijskie które są tu w katastrofalnym stanie; drzewa umierają bardzo szybko, a to za sprawką tej wyjątkowo żarłocznej larwy, która wysysa sosnowe soki; ta larwa ma tu lokalną nazwę ”procesja”; jak dogrzebię się w sieci jak się fachowo nazywa- to Wam tu napiszę.
Po wulkanicznych atrakcjach na Etnie zmierzamy w kierunku Taorminy- zwanej Perłą Sycylii- to naprawdę śliczne, tonące w kwiatach niewielkie historyczne miasto będące jednocześnie znanym kurortem; to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miejsc na Sycylii. Miasto posiada przede wszystkim fantastyczne położenie na zboczach wysokich wzgórz, mając u swych stóp błękitną toń morza jońskiego, a w tle malownicze góry z majestatyczną i dymiącą Etną.
Stare Miasto wyłączone jest z ruchu samochodowego, co jest mądrym posunięciem tutejszych władz, gdyż dzięki temu staromiejska część Taorminy zyskuje spokój i specyficzny klimacik. Z dolnych rejonów miasta można dostać się do starej części kolejką, ale my wjeżdżamy tu uliczną windą 7 poziomów w górę; wyjeżdża się na duży Plac tuż przy jakby mauretańsko-wschodnim hotelu „Excelsior Palace”; stamtąd jeszcze trochę schodków pod górę i już jesteśmy z zaczarowanym świecie.... Należy tu dodać, że poza urokiem tego miejsca- jest tu też mnóstwo duchów historii - Miasto bowiem jest naprawdę stare - zostało założone w IV wieku p.n.e. przez uciekinierów z Naxos najechanego przez Dionizjosa I.
Przechadzamy się spacerkiem przez urokliwe uliczki; najpierw główną arterią Taorminy: Corso Umberto, która w połowie długości przecina mozaikowy Plac Piazza IX Aprille z panoramicznym tarasem i kościołami Sant’Agostino i San Giussepe. Ukazuje nam się tu miejsce niezwykle piękne.Ten placyk jest po prostu śliczny a widoki z tarasu niezapomniane. Stąd kierujemy nasze kroki do najbardziej znanego miejsca i zabytku Taorminy- do Teatru Greckiego. Łatwo tam trafić; trzeba w pewnym momencie skręcić w Via Teatro Greco i już jesteśmy pod ogromnym i dobrze zachowanym antycznym zabytkiem.
Teatr został zbudowany w III- lub IV w. p.n.e. (różne źródła różnie to podają) a jego położenie po prostu zwala z nóg; wkomponowany spektakularnie we wzgórze, częściowo wykuty w skale pozwala podziwiać stąd fenomenalną panoramę z Etną na czele, z otaczającymi górami oraz z morskim lazurem. Najlepiej skwitował ten fenomen widokowy Goethe mówiąc, że ”żadna widownia, w żadnym teatrze, nie miała przed oczami takiego spektaklu”.
Taorminę odwiedziło mnóstwo znanych ludzi: był tu i zachwycał się tym miejscem Jarosław Iwaszkiewicz, Adam Asnyk napisał piękny wiersz „Taormina”, bywały tu też gwiazdy takie jak Greta Garbo czy Marlena Dietrich; artyści: Salvador Dali, Klimt; pisarze : Goethe, Aleksander Dumas, Oscar Wilde, Guy de Maupassant, który napisał: ”Jeśli ktoś, kto będzie mógł spędzić tylko jeden dzień na Sycylii spytałby Cię, co trzeba zobaczyć, odpowiedz bez zastanawiania, że : Taorminę!” ; Truman Capote napisał tu ”Śniadanie u Tiffany’ego” i ”Z zimną krwią”, a Tennessee Williams ”Tramwaj zwany pożądaniem” i ”Kotkę na gorącym, rozgrzanym dachu”.
Udało nam się tu jeszcze jedno: mawia się, że Taormina jest nieludzko zatłoczona; tłumy turystów potrafią niestety bardzo zepsuć przyjemność zwiedzania, ale jeśli przyjedziecie tu poza sezonem, to będzie naprawdę zaskakująco pusto. My byliśmy tu w drugim tygodniu czerwca i wszędzie było naprawdę bardzo luźno, łącznie z plażami. Oczywiście że są tu turyści, ale nie jakieś dzikie tłumy; wszędzie spokojnie można się delektować widokami, nikt na nikogo nigdzie nie wpada, nie ma gigantycznych kolejek za biletami do głównych atrakcji, a znalezienie gdziekolwiek wolnego stolika w kawiarni czy restauracji nie stanowi żadnego problemu.
Szwędając się po urokliwych uliczkach i placykach Taorminy nie sposób nie zauważyć mnóstwa sklepów z piękną sycylijską ceramiką, której wyrób sięga tu wielowiekowej tradycji, jednakże ceny naprawdę powalają: byle talerz, czy piękna misa kosztuje tu od 50Eur w górę, a oryginalne sycylijskie ceramiczne głowy znane z mitologii to już wydatek rzędu kilkaset do nawet tysiąc kilka Euro.
Na Sycylii wielokrotnie natknąć się można i to dosłownie wszędzie na symbol wyspy - to słynna TRINAKRIA, będąca herbem wyspy, dumnie zdobiącą jej flagę. To starożytny symbol słońca przedstawiany jako głowa meduzy z trzema jednakowymi nogami, które mają symbolizować szczęście i pomyślność. Trinakria nawiązuje również do trójkątnego kształtu wyspy z trzema opływającymi ją morzami: śródziemnym, jońskim i tyrreńskim. Warto zakupić sobie taką pamiątkę, czy to w postaci magnesiku na lodówkę, czy grafiki, ryciny, lub ceramicznej ozdoby na ścianę: zawsze będzie przypominać nam tę słoneczną wyspę i nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Z Taorminy jedziemy przez Messynę i wracamy na zachód do naszego Cefalu. Podziwiamy widoki na cieśninę messyńską, która ma tu ok 3 km szerokości, więc jest dość wąska. Plany budowy mostu łączącego Sycylię z kontynentalną częścią Włoch-z Kalabrią odchodzą coraz bardziej w siną dal... Unia kilkakrotnie przeznaczała już na ten cel fundusze, ale mafia działa na tyle sprawnie, że gdzieś się ta kasa skutecznie zawieruszyła i mostu jak nie było tak nie ma; za to ciekawostką jest fakt, że wszędzie można kupić tu pocztówki z widokiem cieśniny i słynnym mostem którego w realu nie ma:)).
Kolejny dzień na Sycylii to małe wyzwanie: postanawiamy się wspiąć na 300-metrową skałę La Rocca w Cefalu:); mówiąc wyzwanie- mam na myśli nasz średni już niestety wiek:)), ale co tam: spróbować na pewno warto.
Wejście na skałę jest wprawdzie dość wyczerpujące, szczególnie że to miejsce jest otwarte dopiero od godziny 9.00 rano (wstęp 3 EUR), a o tej porze słońce grzeje tu już bardzo mocno (Włosi za długo przesiadują nocami w knajpach, i dlatego nie spieszą się rano z otwieraniem takich atrakcji:), ale latem powinna być jednak możliwość wejścia tu od 7 rano; im później tu przyjdziemy tym potem gorzej się wchodzi w tym upale; a koniecznie pamiętać należy o nakryciu głowy i zapasie wody.
Wspinaczkę na tę Skałę uznajemy niemalże za obowiązkowy punkt warty nieco wysiłku; roztaczają się stąd cudowne widoki na lazurowe Morze Tyrreńskie. Poza wspaniałymi panoramami, cudną i ciekawą roślinnością, szczególnie bujnie rosnącymi na murach kaparami możemy tutaj także podziwiać pozostałości po zamku bizantyjskim i fortyfikacjach, które pamiętają jeszcze przybycie Normanów w XII wieku. Znajdziemy tu także malownicze ruiny Świątyni Diany (z V wieku p.n.e.), malutki kościółek z XI wieku i sporo innych ciekawych rzeczy.
Ciekawostką są tu (zresztą nie tylko tu) wszędzie na murach i murkach przepięknie rosnące, zwisające kapary, które na początku czerwca cudownie kwitną; a czemu one rosną zwisając z murów? to jest sprawka tutejszych jaszczurek, które poutykały nasionka kaparów w szczeliny murów na całej Sycylii i dziś kapary dosłownie wszędzie zwisają kaskadowo zdobiąc wszelkie murowane powierzchnie pionowe na wyspie :)).
Mam dla Was jeszcze sporo smakowitych ciekawostek kulinarnych z Sycylii, ale o tym napiszę w następnej części moich sycylijskich opowieści, bo ta Relacja zrobiła się już chyba nieco jakby przydługa... :).
Soniza89 | Alu super ta Twoja Sycylia , zabieram sie za czesc 2 :) |
texarkana | Przez to forum (i szczególnie te naszej Ali relacje) zaczynam się załamywać. Życia nie wystarczy, żeby w te wszystkie miejsca pojechać! Goni mnie już Tajlandia, Hiszpania, Kanary, Madera, Sycylia... I zawsze mam dylemat: robić powtórki z danego kraju, czy nie? |
texarkana | Przez to forum (i szczególnie te naszej Ali relacje) zaczynam się załamywać. Życia nie wystarczy, żeby w te wszystkie miejsca pojechać! Goni mnie już Tajlandia, Hiszpania, Kanary, Madera, Sycylia... I zawsze mam dylemat: robić powtórki z danego kraju, czy nie? |
kawusia6 | Piea - szczęściaro :) Mogłaś nie tylko zwiedzać, ale też chłonąć prawdziwe życie opisywanego miejsca. To lubię najbardziej. Ja raczej nie poleniuchuję - pewnie będzie dość szybkie tempo, ale cóż. Może za rok... Zdjęcia świetne :) |
piea | Kasia, fotek bedzie jeszcze cała fura:)) do San Vito lo Capo i Schodów Tureckich niestety nie dotarliśmy, mimo, że cały tydzień byliśmy w jakiejs "trasie":), no ale my bylismy tam tylko 1 marny tydzień, a ta Sycylia taka ogromna.... |
katerina | Alicja za malo fotek :)Poprosze o ujecia Cefalu z La Rocca,Scala dei Turchi,Taorminy,San Vito lo Capo,no i Erice z perspektywy zamku :) Pewnie bylas tez w Parku Zingaro?! Czekam na ciag dalszy :) W jakim hoteliku stacjonowaliscie w Cefalu? Czym dotarlas z lotniska w Palermo do hotelu? Gdzies tam mi sedzi Sycylia w glowie,a co z tego bedzie to sie zobaczy :) |