Oferty dnia

Włochy - Ciao, Ciao Mezzogiorno! - opowieści z Apulii... - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Ciao, Ciao Mezzogiorno! - opowieści z Apulii...
Ach, i znowu ta ”moja” Italia.... kraj, za który dałabym się ”pokroić” :) choć dokładnie wiem, że żaden Włoch nie dałby się pokroić za kogokolwiek:)
he he, tak oczywiście historycznie mam na myśli:) - a rozwijając tą myśl: my Polacy jako Naród od zarania dziejów byliśmy zawsze chętni ”do bitki i szabelki”; jak tylko coś się działo (bitwy, powstania, rebelie i wojny) - a u nas od zawsze działo się dużo i często..., potrafiliśmy się zjednoczyć w obliczu zagrożenia w takich momentach i walczyć wspólnie ramię w ramię jak bracia do upadłego! - przecież to nikt inny, tylko Polacy podczas II Wojny Światowej rzucali się z końmi na czołgi... :)
natomiast Włosi..... :)) oni mają wpisane w swoją mentalność, coś, co dla Polaka jest niepojęte, czyli dokładnie odwrotnie:)) : żaden Włoch nigdy nie poszedł i nie pójdzie ”walczyć” za kogokolwiek, prędzej uciekną z tą ich ”dezerterską” naturą :) najlepiej żeby dać im święty spokój! i żeby nikt od nich niczego nie chciał, co wymaga jakiegoś wysiłku:) (Ci waleczni Rzymianie chyba przewracają się w grobach! :) a Garibaldi... ten ich narodowy, ukochany bohater! - to niezmiernie waleczny był człowiek! ale pamiętajmy, że on nie był Włochem:) był Francuzem który pokochał Włochy i ”z czasem stał się Włochem”:)

sorry za tą dygresje we wstępie, ale to się potem ”zazębi” w dalszej części Relacji - jako moja odpowiedź na pytanie Małżonka mego, który nie pojmuje: jak można aż tak bardzo uwielbiać ten kraj - tchórzy i nierobów! :):):)) (kraj przepiękny skądinąd!); - a no można! ja uwielbiam! wręcz Kocham te Włochy i Włochów:)

********

Dokładnie w tegoroczne Boże Ciało 30 maja AD 2024 wybrałam się z moją przyjaciółką do odkładanej od lat wymarzonej Apulii (o której rozmyślałam odkąd w 2018 roku zobaczyłam niewielki jej fragmencik przy okazji innej wycieczki na której byłam z Małżonkiem) ;
tym razem chciałam zobaczyć więcej Apulii w samej Apulii i już nie kombinować z innymi regionami ”tuż obok” ; początkowo wybrałyśmy zupełnie inną wycieczkę, niż tą na której de facto byłyśmy; miało być : ”Południe na Dzień Dobry” z Itaki (którą to imprezę zarezerwowałyśmy i częściowo już nawet opłaciłyśmy), ale pewne zdarzenia losowe pokrzyżowały nam nasz termin wyjazdu i trzeba było go przesunąć o blisko 2 tygodnie ; termin udało nam się zamienić na inny ale niestety już nie na ten sam program - brak miejsc:(, zatem musiałyśmy zamienić na coś innego, podobnego, i tym sposobem padło na ”Turkusową Granicę” z Itaki, program nieco inny, choć ze sporą ilością podobieństw ; tu było nawet nieco więcej włoskiego ”Obcasa” .

Co tu w Apulii rzuca się w oczy jako pierwsze?: poza swoistym włoskim ”klimacikiem” panującym na południu niestety już gołym okiem widzimy, że to południe Włoch jest zdecydowanie biedniejsze a Apulia, mimo, że z roku na rok coraz bardziej zyskuje na popularności, to wciąż jeszcze pozostaje w cieniu innych regionów;
bo włoskie Mezzogiorno - to jest jakby kompletnie inny kraj! diametralnie różniący się od bogatych, zasobnych Włoch północnych (ja sobie stosuję podział tego kraju na to co: na północ i południe od Rzymu!:)
Fakt bowiem pozostaje faktem, że jest tu dużo biedniej i skromniej niż na bogatej północy; infrastruktura tutejszych dróg pozostawia wiele do życzenia; choć o ile większe miasteczka (hmm, poza Bari w zasadzie wszystkie inne są tu duuużo mniejsze) połączone są całkiem przyzwoitymi trasami po których jeździ się szybko, o tyle już na prowincji i wioskach - tutaj to już Pan Bóg mówi: Dobranoc! :)

W Apulii życie biegnie z pewnością dużo wolniej... przynajmniej na pewno Apulijczykom;
tutaj rytm życia wciąż wyznaczają jeszcze słońce i dzień z nocą; tutaj czas płynie lente..., czyli baaardzo spokojnie a ludzie są serdeczni, radośni i oczywiście bardzo głośni (he he, jak to Włosi); tutaj nie ma żadnych siedzib wielkich firm i korporacji jak w Rzymie czy Mediolanie; tutaj rzesze ”białych kołnierzyków” nie biegną w pośpiechu rankiem do biur z laptopami pod pachą, i-phonem przy uchu i kawą w drugiej ręce :)) ; tutaj w ogóle nie ma ”białych kołnierzyków” czy bussiness-women w korpo-garsonkach ani czegoś takiego jak pośpiech:) bo jest wręcz odwrotnie; na przystanku autobusowym nie patrzymy na rozkład jazdy (o ile w ogóle coś takiego tu znajdziecie:)) ,tylko raczej ”modlimy się” żeby ten autobus w ogóle dziś przyjechał :); podejście do pracy też mają wielce ”no stress” :) Włoch nie przejmuje się zbytnio przestrzeganiem godzin pracy i wcale się do niej za bardzo nie spieszy... jak przyjdzie to będzie:) przecież musi się wyspać:))

Apulia jest wciąż jeszcze taka trochę ”dzikuska”, taka nie do końca poznana..., choć z roku na rok i tutaj przybywa coraz więcej zagranicznych turystów, którzy z zachwytem ją odkrywają, ale jednak nie jest to region na top listach włoskich must see. We Włoszech jeśli chodzi o masową, ”tłumną” turystykę - wciąż brylują: Rzym, Wenecja, Toskania, Liguria, rejony Piemontu, Amalfi, Sycylii... , a taka rolnicza Apulia czy jej sąsiadki: Kalabria i Basilicata - to takie nieco jeszcze ”zapomniane” rejony ale dla nas turystów, to dzięki Bogu za taki stan rzeczy! i niech tak pozostanie jak najdłużej! (oczywiście nie dotyczy to samych Włochów, bo Ci dopisują tutaj często i ochoczo tworząc prawdziwe tłumki:);

Apulia widokowo to region przepiękny, taki mały magiczny świat... bo tu jest jak w bajce.... to mikro-świat jakby namalowany czterema kolorami farb:
- błękitną - żeby oddać piękno morza i nieba,
- zieloną- żeby ukazać barwę apulijskich malowniczych winnic i oliwnych gajów
- rudo-żółto-brązową - dla ukazania spalonej i wymęczonej niemiłosiernym słońcem
ziemi
- i białej - dla niezwykle urokliwych la Citta Bianche - uroczych białych miasteczek, których całą masę znajdziemy szczególnie w malowniczej dolinie Valle d'Itria;
do tego wszystkiego jak dodamy bardzo, ale to prze-bardzo smaczną kuchnię, która zadowoli najwybredniejszych, połączenie historii z tradycją, kulturą i naturą; ciekawe obyczaje, dialekty i te wszystkie tutejsze ”smaczki” - tworzą tutaj istny mozaikowy tygiel naprawdę warty poznania.
Tu w Apulii, oprócz wyżej wspomnianych - znajdziemy wiele interesujących zabytków i to z przeróżnych epok! normańskie zamki i fortece, romańskie i gotyckie katedry, starożytne pozostałości - co może nawet zaskoczyć, bowiem Apulia stanowi prawdziwy raj dla miłośników starożytności, jest bowiem prawdziwym zagłębiem stanowisk archeologicznych (uchodzi pod tym względem za najbogatszy region Włoch!) ,a uchodzącym za unikatowy skarb regionu są kamienne domki typu trullo, których największe skupisko ulokowało się w Alberobello i jego okolicach;

Z tych wszystkich wyżej wymienionych powodów naprawdę warto odwiedzić Apulię, choć trzeba mieć świadomość, że latem bywa tutaj niestety niemiłosiernie gorąco!;
zatem słówko o pogodzie: uwierzcie, że nawet jak portale pogodowe podają że danego dnia jest 30C, to poprzez wilgotność i ukształtowanie terenu - temperatura odczuwalna jest tu wówczas bliska 40! (my na początku czerwca mieliśmy tu już mały gorąc (było 28-30C!, ale odczuwało się męczące dużo więcej! bo Apulia to najgorętszy region we Włoszech i warto o tym pamiętać!; latem w najbardziej popularnych miasteczkach typu Polignano Mare, Alberobello, czy Matera - oprócz gorąca zastaną Was tu też istne tłumy, (zwłaszcza samych Włochów) dlatego warto rozsądnie rozważyć czas odwiedzin w tym regionie;
W miesiącach chłodniejszych Apulia z pewnością przedstawia się zupełnie odmiennie niż w szczycie sezonu, znacznie przyjemniej; ja nie toleruję już ani upałów ani tłumów, więc wyjazdy w takie miejsca w czasie ścisłych wakacji jak dla mnie są raczej nieakceptowalne, głównie z uwagi na te ekstremalne temperatury (tłumy to jeszcze jakoś przeżyję, ale takiego skwaru jaki tam panuje - to już nie) ;

Czy Apulia mi się podobała? - ba! mało powiedziane! ona mną totalnie zawładnęła!!! :)
i to bardzo! choć oczywiście wiem, że ja sama, jeśli chodzi w ogóle o Italię nie potrafię być obiektywna, bo każdy mój wyjazd do tego kraju, sprawia, że będąc już tutaj na miejscu, sama jakoś automatycznie zamieniam się w ”Włoszkę” :))
wiem oczywiście o tych wszystkich, licznych wadach Włochów!, ale jakoś nic mi tutaj za bardzo nie przeszkadza :)) ani ten ich tumiwisizm (czytaj słodkie, włoskie dolce farniente), ani totalny, wszechobecny chaos i ”bałagan”, ani te obdrapane tynki, te zdezelowane samochody ani ich wybitnie donośne krzyki (bo Włosi są bardzo głośni!), ani to dyndające wszędzie pranie (które tylko dodaje uroku i klimatu), ani nawet niekoniecznie czyste ulice, czy te niestety zalegające tu i ówdzie śmieci.... no może poza samą mafią! (bo istnienia tejże zupełnie nie pochwalam!) i choć sama na szczęście nigdy bezpośrednio nie miałam styczności z żadnym mafiosem, to jednak świadomość jak to wszystko tutaj funkcjonuje (a raczej nie funkcjonuje przez mafię:) mocno razi, mierzi i wręcz ”boli”;
a mafia tutejsza.... a i owszem - jak wszędzie we Włoszech jest i tutaj i działa prężnie i nawet pięknie się nazywa - Santa Corona Unita:) niczym jakieś świętobliwe stowarzyszenie a nie bandycka organizacja:)) - ale mimo tego wszystkiego... nic na to poradzę, że kocham ten kraj za to, że jest taki jaki jest!... z jego wszystkimi wadami i nie mam bladego pojęcia cóż takiego mają w sobie te Włochy (czego np. nie ma Hiszpania, i wiele innych krajów Śródziemia)!; ale wiem na pewno, że ofiarowałam tej Italii część siebie na wieczne ”nieoddanie” i mam nadzieję, że jeszcze długo będziemy tak sobie wzajemnie ”flirtować” :) bo mam zamiar odwiedzać te Włochy wciąż jeszcze i jeszcze... chyba tak aż do śmierci!:)

Pierwszy dzień to przylot do Bari (Warszawa leciała o świecie o 6 rano) i jak to na wycieczkach, cały ten dzień był wolny, a że lot do Bari trwa dość krótko (coś ok niecałe 2,5 g) więc było sporo czasu na połażenie po miasteczku, na plażę, na kawki, aperole itd...:) ;
Na tej wycieczce hotel był jeden, co jest o tyle wygodne, że nie trzeba codziennie targać się z tymi walizami, ale na tyle niewygodne, że codziennie jeździmy w kółko tą samą trasą i niepotrzebnie tracimy czas na te same kilometry!

Nietrafiona była też lokalizacja hotelu; bowiem mieścinka w której ulokował się ten nasz hotel- to Castelanetta Marina nad zatoką Tarencką od strony morza jońskiego jakies +/- 20 km od Tarentu; mieścinka typowo turystyczna, jakich setki wszędzie, bez niczego szczególnego ale urokliwie zabudowana w ładnych lasach piniowo-sosnowych ; hotel mieścił się kilometr od plaży; obiekt posiadał 4*-gwiazdkowy standard! (”Nicotel Pineto”), ale pamiętajmy, że to włoskie 4* :) , czyli w standardach np.hiszpańsko-portugalskich to powinien mieć w porywach 2* gwiazdeczki:) bowiem obiekt ten nie miał kompletnie niczego wspólnego ani podobnego do np. 4* hoteli hiszpańskich!); pokoje wprawdzie były duże, wygodne choć mega skromnie wyposażone jak na ten standard, łazienka za to wielka i ok, ale to w końcu objazdówka, więc nikt nie oczekiwał przecież Ritza Carltona i wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że na tej wycieczce zwiedzaliśmy głównie wszystko to, co po adriatyckiej stronie włoskiego obcasa:); te odległości nie były wprawdzie duże ani uciążliwe (max godzinka), ale jednak Itace przydałby się jakiś solidny fachowiec od logistyki:); wystarczyłoby zmienić lokalizację na jakiś obiekt po drugiej stronie włoskiego obcasa i mielibyśmy codziennie do 2 godzin (w obie strony) więcej czasu na inne atrakcje niż autokarowe:)

mało tego, nie wiadomo dlaczego Itaka skrzętnie ukrywa ten ”hotelowy” fakt, bo w żaden sposób nie da się uzyskać od nich informacji o lokalizacji hotelu na tej wycieczce! dzwoniąc- ciągle słyszymy to samo, tłumaczą, że nie wiedzą...., że nie wiadomo jaki obiekt będzie na której wycieczce?, że to jest kwestia zmienna. itd...; a tymczasem na miejscu okazuje się, że jest to hotel stały, niezmieniany od lat i zawsze ten sam nas na KAŻDEJ ”turkusowej” wycieczce:), a hotelarz ma zarezerwowane pokoje dla Itaki i opłacone posiłki do końca sezonu! :) hmm... czyżby Itaka bała się, że jak ujawnią lokalizację hotelu, to ludzie zrezygnują i nie pojadą? to zamiast ”się bać” i ukrywać- to nie lepiej to po prostu zmienić? ech... no comment

Kolejny dzień to już zwiedzanie, ale pierwszego dnia mieliśmy ”dzień ostatni”:) bo pozamieniano nam kolejność (pomieszano dni) i nic nie było wg programowej kolejności ... ot Włochy! :) , zatem na początek była Matera... cudowna, wspaniała Matera, którą z ogromną przyjemnością odwiedziłam ponownie i ponownie popadłam tam w zachwyt! ; (nie pojmuje tylko, dlaczego na każdej wycieczce objazdowej wrzucają w program jakiś fakultet ? - przecież to jest objazdówka, więc tworzenie na siłę fakultatywnych opcji mija się zupełnie z rodzajem wyjazdu; a Matera była właśnie takim dodatkowo płatnym fakultetem, na który pojechało 100% uczestników!:)
(czy Itaka/czy inne Rainbow myślą, że w ten sposób ”ukryją” nieco koszty tej i tak drogiej jak diabli wycieczki? , sądzą, że ludzie to niepotrafiący liczyć idioci!? - strasznie mnie to wkurza i zaczyna zniesmaczać coraz bardziej!
(ale dość narzekań:))

Tym razem nie będę jednak dokładnie opisywać wstydliwej historii Matery, bo to już opisywałam dość dokładnie we wcześniejszej mojej relacji z 2018 roku, podobnie jak z Barii czy Alberobello- bo te miejsca powtórzyłam po raz drugi, ale w każdym z nich odnalazłam coś, czego nie widziałam poprzednim razem:) ;

(wiecie, że ja generalnie opisuję dość dokładnie moje wyjazdy, ale głównie wtedy, gdy zwiedzam jakiś kraj czy region po raz pierwszy; a tych moich włoskich relacji jest już tutaj całkiem sporo, wiec taka ”dogłębna analiza” mija się nieco z celem:)

Kolejne dni i miejsca miejsca to już te wszystkie cudne Citta Bianche, dla których tu tak bardzo chciałam przyjechać...i nie zawiodłam się... poczynając od uroczego Polignano a Mare, wspaniałej, przeciekawej Altamury, słodkich Otranto i Ostuni, klimatycznego Lecce i ślicznego, cukierkowego, najpiękniejszego z apulijskich - Locorotondo ( które znalazło się na zaszczytnej liście: Borghi piu belli d'Italia, czyli najpiękniejszych małych miasteczek Włoch), na punkcie którego można dosłownie zwariować! a na koniec jeszcze (już prywatnie, w czasie dnia wolnego)- niezwykle zaskakujący pobliski Tarent! miasto stare jak stare potrafią być włoskie miasta! ; Tarent pamiętający starożytnych Rzymian; miasto które początkowo może wprowadzać nas dosłownie w szok i OSŁUPIENIE! bowiem nie jest odnowione, ani ukwiecone ani wybielone, czy w jakikolwiek sposób zadbane - jak wszystkie wyżej wspomniane.... wchodząc na wyspę na której ulokowało się stare Taranto doznajemy ”ściśnięcia w dołku” na pierwszy widok (momentami można się tu poczuć jak w Hawanie na Kubie!:)! ;
tutejsze kamienice są w opłakanym stanie totalnego ”strupienia” wszystko wokół się wali, kruszy i opada:) ilość pustostanów kompletnie nienadających się do użytku wprowadza w totalną trwogę! i rodzi pytanie: czy Włochy zapomniały o Tarencie? dlaczego nikt o to nie dba, nie prowadzi tu żadnych renowacji? te mury i tynki aż krzyczą o fundusze! fundusze, które przyznawano tu już kilkakrotnie, ale które jakoś tajemniczo zawsze lądują w ”łapach” Santa Corony Unity! :) ale mimo to, można znaleźć w starej części Tarento miejsca niezwykle urokliwe, klimatyczne, prawdziwe, nie koloryzowane pod turystów, nie ubarwiane i nie ukwiecane i nie udające niczego....! tutaj można poczuć zupełnie inne oblicze tego małego regionu - to prawdziwa Apulia z krzątającymi się mieszkańcami i co najbardziej zaskakujące: tutaj w ogóle NIE MA TURYSTÓW! ; tutaj nie docierają żadne wycieczki zorganizowane (z żadnego kraju!) a indywidualni turyści zapuszczają się tu raczej rzadko...; dla mnie Tarent to prawdziwe odkrycie, taka ”Terra Incognita” w dosłownym tego słowa znaczeniu;

uff... i to chyba wszystko tak w skrócie co chciałam Wam napisać; resztę dopiszę sukcesywnie pod zdjęciami, które tak na dobre zacznę wrzucać dopiero za czas jakiś..., bo właśnie jadę się nieco schłodzić od tych naszych tropików:) - w kierunku zupełnie odwrotnym jak większość ”wakacjujących” naszych rodaków:))
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Porady i ważne informacje
podróz na przełomie maja/ czerwca 2024
Autor: piea / 2024.06
Komentarze:

papuas
2024-07-29

no to poczekam (z niecierpliwością) na dalsze foto, a zwłaszcza z tego "Terra Incognita" :) podczas mojego obcasa w autokarze podczas dłuższego przejazdu puszczono fajny film (tytułu nie pamiętam) o urzędniku, który za próbę oszustwa został z Centrum karnie przeniesiony na Południe. I tak jak na początku denerwował go tam styl życia i pracy to w końcu się zaadoptował i zrozumiał, że nie ma potrzeby denerwować się i spieszyć, a miejscowi pomogli mu w perypetiach z żoną i kochanką.

papuas
2024-07-29

aaaaa to Danuta też Włochy pożiwiom to i relację chyba uwidim
u mnie to zwykle lato nie jest od jeżdżenia na objazdówki, no chyba że do Eskimosów
jedynie w tym roku tak wyszło, że lipiec u króla Ludwika, a sierpień u króla Karola

danutar
2024-07-24

Cieszę się, że już dajesz tę relację. Wkrótce będzie można porównać obie nasze wycieczki. Ja wyjeżdżam w najbliższą niedzielę - też do Apulii, też z Itaki, tylko z nieco innym programem. Chętnie jeszcze przed wyjazdem obejrzę trochę Twoich fotek.

P.S. Nie boję się upałów. Byłam w środku lata w Grecji, w Egipcie, na Kalabrii, na Majorce, w Turcji (nie ma chyba bardziej uciążliwej pogody niż latem na tureckiej riwierze). Dam radę i w Apulii - tak myślę :))