Jeden dzień w czasie naszego kalabryjskiego wyjazdu poświęciłyśmy na rejs na pobliskie Wyspy Liparyjskie i postanowiłam opisać ten dzień jako osobną relację, jako, że to miejsce będące poza ścisłą Kalabrią, choć leżące na tyle bliziutko, że mogłoby stanowić jej część:) ;
O dwóch wulkanicznych wysepkach Liparyjskich położonych na południowym krańcu morza tyrreńskiego- pisałam Wam już kiedyś (w 2015 roku) przy okazji odwiedzin z
Sycylii , skąd popłynęliśmy tam wówczas z Małżem na dwie wysepki archipelagu: Lipari i Vulcano, ale Wyspy Liparyjskie (zwane też bardziej romantycznie: Eolskie) to nie tylko te dwie (choć te są najbardziej popularne i zdecydowanie najczęściej odwiedzane).
Moja psiapsiółka bardzo chciała popłynąć na te wyspy; bo nigdy wcześniej na żadnej nie była, a ja w sumie też z przyjemnością chętnie bym sobie powtórzyła, bo pamiętam, że te wysepki bardzo mnie wtedy zauroczyły, zwłaszcza śliczna Lipari; miałam tylko jeden warunek: wybierzmy taką opcję, żeby można było popodziwiać wieczorne wybuchy wulkanu Stromboli, do którego poprzednim razem nie dotarłam, a od zawsze bardzo chciałam; nasza Itaka, z którą podróżowałyśmy do Kalabrii - miała w ofercie fakultatywnej taki rejs na Wyspy Liparyjskie ale tylko w 1 opcji: Lipari, Vulcano i Stromboli, więc w sumie to powtórzyłabym poprzednią wycieczkę + półgodzinna obserwacja wybuchów na Stromboli widziana z odległości 1 km od brzegu, ale bez wpływania na wyspę; buu ):( jakoś mi się taka wersja nie za bardzo uśmiechała; a mojej kumpeli było wszystko jedno, więc w końcu wybrałyśmy się na spacerek do Tropei i poszukałyśmy tam po prostu odpowiadającej nam opcji w lokalnych agencjach turystycznych, których w miasteczku jest bardzo dużo; w jednej z Agencji była w ofercie dość kusząca i ciekawa propozycja, która od razu wpadła mi w oko (Salina, Filicudi i Alicudi - czyli wszystkie 3 wysepki, na których poprzednio nie byłam, ale niestety w tej konfiguracji bez opcji ze Stromboli :( w końcu po długich namysłach co wybrać? zdecydowałyśmy się na wycieczkę na 3 wyspy: najpierw popłynęłyśmy na Lipari i mimo, że to moja druga wizyta na tej wysepce, to dopiero teraz doceniłam uroki tego ślicznego miasteczka, może dlatego, że poprzednim razem byliśmy tu z Małżem zbyt krótko (ponieważ wykupiliśmy na statku opcję wycieczki ”dookoła Lipari” gdzie podziwialiśmy głównie inne atrakcje tej wysepki i na samą stolicę czasu wolnego do dyspozycji nie zostało nam już za wiele;
Tym razem cały pobyt na Lipari przeznaczyłyśmy już tylko na samo to miasteczko, będące stolicą wyspy; a kolejne wyspy to już dla mnie zupełne novum;
Archipelag wysepek Liparyjskich obejmuje łącznie aż 17 wysepek: 7 głównych i większych wysp i 10 takich malutkich, a są to: wspomniane Lipari, Vulcano, i kolejne: pobliska Salina, dalej Filicudi i Alicudi, jeszcze dalej Panarea i najbardziej oddalona od pozostałych - Stromboli i właśnie te dwie ostatnie odwiedziłyśmy tym razem ;
Po odwiedzeniu Lipari, popłynęliśmy na kolejna wyspę: uroczą, luksusową i totalnie inną niż pozostałe śliczną Panareę;
To malutka wysepka o powierzchni niespełna 3,5 km 2 zamieszkana przez ok 300 stałych mieszkańców, choć ta liczba w czasie sezonu turystycznego wzrasta tu aż 10-krotnie!
Panarea jest efektem dość skomplikowanej historii wulkanicznej, rozpoczętej 200 tysięcy lat temu; zbudowana głównie z bazaltowej skały i wapienno-potasowych skorup zastygłej magmy, ale mimo wulkanicznej budowy ostatnia poważniejsza erupcja miała tu miejsce około 10 tysięcy lat temu, której wynikiem jest powstanie tych pomniejszych, niezamieszkałych wysepek: m.in.: Dattilo, Lisca Bianca, Lisca Nera, Bottaro, Panarella i Basiluzzo niektóre z nich są niezwykle urodziwe; takie wystające z tafli morza skalne twory w typie faraglioni o bardzo fantazyjnych kształtach.
Panarea to najmniejsza wyspa z pośród wysepek liparyjskich; jest bardzo zielona i słoneczna, to taki malutki klejnocik archipelagu; mały, nieznany Raj, wysepka śliczna jak ze snu, z takim romantyczno sennym krajobrazem białych domków zatopionych w gęstwinie zieleni na tle lazurowych wód morza tyrreńskiego; to ulubione i popularne miejsce elit północnych Włoszech, które często spędzają tu czas w swoich willach lub wynajętych luksusowych apartamentach (najczęściej kupują tutaj swoje wakacyjne wille zamożni ludzie z
Mediolanu i
Rzymu i tutaj spędzają swoje urlopy); a w głównej miejscowości San Pietro znajdują się piękne hotele i eleganckie ośrodki wypoczynkowe, trzeba jednak nastawić się na bardzo wysokie ceny za nocleg czy nawet za zwykły obiad; (he he nawet zwykły aperol, jest tu najdroższy jaki piłyśmy we Włoszech!- wszędzie kosztuje +/- od 4-7 Eur/za kieliszek; tutaj na Panareii - ta przyjemność to wydatek 12 Jojo :( i to w trzeciej knajpce jaką znalazłyśmy ze względnymi cenami; w innych miejscach - lampeczka naszego ulubionego drinka - nawet 17 E!;
Cała Panarea jest bardzo malownicza; jej niska i urocza zabudowa jest w typowym tutaj stylu eoliańskim; wokół w tych żyznych wulkanicznych glebach rośnie niesamowicie obfita i piękna flora ukwiecona barwnie wszystkim tym, co rośnie w rejonie ”Mare Nostrum”;
Przybywających na Panareę zaskoczą na pewno dominujące tu kolory niebieski i biały, które bardzo przypominają krajobrazy z wysp greckich, bo właśnie o ile przykładowo: urocza Lipari jest taka stricte włoska, bardzo przypominająca klimatem zabudowę miasteczek włoskiego Mezzogiorno), o tyle Panarea jest kompletnie odmienna widokowo w sensie zabudowy; stworzono tu właśnie taki nieco ”grecki styl” ale w jej włoskiej odmianie:), więc miłośnicy Grecji wyspiarskiej z pewnością się tutaj odnajdą:)
Wyspę jednak warto odwiedzić, choćby dla samych widoków; a wielkość Panarei (a raczej jej ”maleńkość”) to główny atut tej wysepki, bo będąc tak małą, nie ma tutaj żadnych samochodów, na wyspie istnieje zakaz poruszania się pojazdami z silnikami spalinowymi a ruch odbywa się tu wyłącznie taksówkami elektrycznymi podobnymi do meleksów jeżdżących po polach golfowych.
Wyspę zwiedza się więc wygodnie na piechotę lub takim meleksem, odkrywając w ten sposób wszystko, co ciekawe i warte zobaczenia. Panarea jest idealnym miejscem na romantyczny wypad czy miesiąc miodowy nowożeńców. Wyspę upodobali sobie szczególnie młodzi ludzie (z obfitymi portfelami zamożnych rodziców:), ze względu na dość bogate tu życie nocne, liczne kluby, puby, bary i restauracje. Głównym centrum życia wyspy jest San Pietro i wszystko to, co w pobliżu jego portu pełnego jachtów i małych łódek;
Miłośnicy plaż znajdą tu w pobliżu z pewnością kilka urokliwych plażyczek, do niektórych z nich, takich jak znana piaszczysta Cala degli Zimmari można dotrzeć dosłownie na piechotę; dla tych co jednak niekoniecznie chcą poświęcić na plaże ten krótki czas jaki tu mamy w ramach jednodniowej wycieczki - innym ciekawym miejscem, do którego warto się wybrać, jest prehistoryczna wioska znajdująca się na przylądku Punta Milazzese, wioska zabezpieczona naturalnie przez strome klify, przez co oferuje wspaniały widok na morze; prawdopodobnie historia tej wioski, sięga epoki brązu (1300 lat p.n.e.).
Możemy tutaj znaleźć 23 owalne kamienne szałasy, a dokładnie ich fundamenty w kształcie owalu, zniszczone jednak przez upływający czas i sól morską; jeden z takich kamiennych szałasów nie jest owalny, posiada kształt kwadratu i jest uznawany za miejsce szczególnego kultu; znaleziono tutaj ceramikę, amulety i kuchenne moździerze ale wszystkie te tutejsze znaleziska zawędrowały do Muzeum Eoliano w Lipari.
Panarea jest naprawdę piękna, a w końcówce września bardzo spokojna i cicha (poza samym centrum miasteczka), taki romantyczny, nie zadeptany tłumem turystów skrawek ziemi, ale jest tu bardzo drogo, istnieją we Włoszech miejsca szczególnie drogie, to taka nieco jakby ”powtórka” z Capri, Portofino czy Porto Cervo na
Sardynii a Panarea dołącza do tego peletonu:); wyspę z powodu tych wysokich cen określa się nawet jako ”Małą Capri” :) ; jednak mimo tych cen - warto tu wpaść choćby na te kilka godzin - jak my:)
Kolejna wyspa to TEN słynny wulkan! Wyspa chyba najbardziej ”przyciągająca” wśród liparyjskich klejnotów, która nico mnie jednak ”rozczarowała”.
Stromboli jest prawie 4-krotnie większa od Panarei (ma 12,5 km 2 powierzchni, a stałych mieszkańców jest ok.... nie wiadomo ile? :) ;
(Wikipedia podaje, że zamieszkuje ją na stałe około 400 mieszkańców, ale jak dowiedzieliśmy się z informacji od angielskiej pilotki, w okresie zimowym wyspę zamieszkuje około 200-300 osób; latem ta liczba wzrasta 10-krotnie, na wyspie przebywa wówczas ok 3 tys. osób, a to głównie za sprawą studentów wracających do domów czy Sycylijczyków pracujących na lądzie, a mających tutaj rodzinne domy oraz tych, którzy przyjeżdżają tu na wakacje i ”jednodniowych” turystów.)
Całą powierzchnię wyspy tworzy stratowulkan o wysokości blisko 1000 m n.p.m., (dokładnie ma 926 metrów) choć jego ”podwodna” wysokość to kolejne 2300 metrów; Stromboli jest bardzo aktywnym wulkanem, znanym z seryjnych, cyklicznych wybuchów (regularnie co 10-12 minut wyrzucając w powietrze tzw.lapille, bomby wulkaniczne i popioły a widok strumienia dymu stale unoszącego się ze szczytu stał się charakterystycznym elementem krajobrazu tej wyspy, która jest uważana za najstarszą na świecie latarnię morską i chyba rzeczywiście coś w tym jest, ponieważ Stromboli to właściwie jeden wielki czynny wulkan, o permanentnej aktywności gdzie już w starożytności rozbłyski rozgrzanej lawy wydobywającej się z krateru wykorzystywane były jako znak nawigacyjny dla ówczesnych.
Ostatnia znacząca (ale nie z tych bardzo groźnych) erupcja miała miejsce w 2019 roku, a od czasu osunięcia się lawy do morza w 2003 roku, działa tu system ostrzegania zarządzany przez obronę cywilną; nad jego stożkiem stale unoszą się dymy; te erupcje bywają tutaj niezwykle widowiskowe, zwłaszcza wieczorem i nocą, stąd duża tu popularność wycieczek statkiem o tej porze; my wybrałyśmy właśnie taką opcję wieczorną, aby dotrzeć tu tuż przed zachodem słońca, choć widokowo liczyłam na coś znacznie więcej... ; ale i tak mimo wszystko warto było tu być, bo...
Iddu, czyli ”ON” - tak mieszkańcy nazywają wulkan Stromboli - jest z pewnością jednym z najaktywniejszych wulkanów na Ziemi, i jest on nieprzerwanie aktywny od niepamiętnych czasów i choćby dlatego warto postawić stopę na tej wyspie :)
Dobijając do Stromboli mamy tutaj wyłącznie czas wolny; nie ma tu żadnego oprowadzania ani zorganizowanego spaceru z przewodnikiem; Na wyspie są trzy miasteczka: San Vincenzo, San Bartolometo i Ginostra - i wszystkie malutkie; Największe z nich, San Vincenzo, składa się malowniczych, wąskich uliczek z pomalowanymi na biało domkami, odnawianymi z powodu pyłów wulkanicznych co roku (inaczej domki stałyby się czarne:)) mnóstwo tu też przepięknych, kontrastujących z tym wulkanicznym krajobrazem kolorowych bugenwilli; a wszystko to z widokiem na czarne, wulkaniczne plaże.; mnóstwo tu restauracji, kawiarni i niewielkich klimatycznych hotelików i pensjonatów; warto jednak wziąć pod uwagę, że nocleg na Stromboli nie należy do najtańszych, choć nie jest tu aż tak drogo jak na sąsiedniej Panarei, ale i tutaj w tych księżycowych krajobrazach, swoją letnią rezydencję posiadają Domenico Dolce i Stefano Gabbana, czyli właściciele słynnej firmy Dolce & Gabbana;
Większość odwiedzających wyspę decyduje się na taką jednodniową jednodniową wycieczkę jak nasza, wyjątek stanowią Ci, którzy szykują się na trekking po wulkanie (jest to tu też dość popularna forma turystyki trekkingowej dla miłośników plenerowych wędrówek trwająca około 5-6 godzin (wejście i zejście); w cenie takiej wyprawy lokalne agencje i biura podróży zapewniają zazwyczaj nocleg z posiłkiem i konieczną usługę przewodnika, bez którego taka wycieczka nie jest możliwa, bo indywidualne zdobywanie wulkanu jest tutaj zabronione,.
Podczas pobytu na wyspie poszłyśmy na plażę po kamyczki do kolekcji, wszak nie często bywamy przecież na wulkanie:) (po Teneryfie, Lanzarote, Vulcano, Etnie i Wezuwiuszu -Stromboli to ”mój” szósty wulkan:)); potem pokręciłyśmy się chwilkę po uliczkach i miałyśmy spory dylemat: czy zanurzyć się głębiej i połazić po zakątkach miasteczka na dłużej, czy iść coś zjeść? bo po całym dniu ”na wodzie” byłyśmy głodne jak wilki:) a na Panarei niczego nie jadłyśmy co by za bardzo nie opustoszyć portfeli ;) więc poszłyśmy na jakieś jedzonko i piwko i nieubłaganie dobiła godzina odpłynięcia od brzegów wyspy-wulkanu; na sam koniec opłynęliśmy wyspę częściowo dookoła a opływając Stromboli widać małą wysepkę, przypominającą z wyglądu ”średniowieczny zamek” - to wysepka Strombolicchio, na której w 1926 roku postawiono latarnię morską; lokalesi twierdzą, że Strombolicchio powstała przez oderwanie się wierzchołka wulkanu Stromboli podczas jednej z erupcji.
Miejscami, w których statki zatrzymują się w pobliżu Stromboli są: Ficogrande, Scari i Ginostra; nasz statek zatrzymał się ok 1000 metrów od brzegu wyspy od strony północno-wschodniej w miejscu z którego ponoć widowisko iskier i lawy widać najlepiej z miejsca o nazwie ”Sciara del Fuoco” i już w zupełnych ciemnościach obserwowaliśmy widowisko ognistych wybuchów i żarzącej się na czerwono spływającej lawy;
zawsze chciałam zobaczyć ten spektakl i choć samo przeżycie było fantastyczne, to jednak zbyt mało efektowne były te wybuchy; te spektakularne widoki znane z setek zdjęć zamieszczanych w internecie tego dnia nie za bardzo nam dopisały:( oczywiście widziałyśmy te żarzące się gejzery tryskających iskier na tle czarnej nocy, ale szczerze mówiąc nie tego się spodziewałam, myślałam błędnie, że statek zatrzyma się dużo bliżej i widoki będą bardziej zjawiskowe; a było jak było... :( (statki z turystami ze względów bezpieczeństwa zatrzymują się około 1 km od brzegów Stromboli; odległość bliższa uznawana jest za niebezpieczną i jest niedopuszczalna, ale jak ta logika ma się ma do samej wizyty na wyspie? przecież gdyby miało nieoczekiwanie coś tu ”walnąć” to będąc na samej wyspie miałybyśmy chyba i tak mniejsze szanse niż nawet 400 czy 500 metrów od niej? :)
Faktem jest, że kiedyś te statki z turystami podpływały znacznie bliżej, ale przez to, co stało się tutaj jakieś 5 lat temu zaostrzono wymogi bezpieczeństwa (wówczas 35-letni włoski turysta, który znajdował się zbyt blisko krateru, zginął przygnieciony kamieniami wyrzuconymi z wnętrza wulkanu a troje innych turystów, którzy uciekali do łodzi, doznało poważnych obrażeń); zresztą może pamiętacie z najnowszych doniesień o czym głośno donoszono w wiadomościach w telewizji pokazując zdjęcia z 2 kilometrową chmura dymów i pyłów, o ostatniej poważnej i dość gwałtownej erupcji powodującej również wstrząsy sejsmiczne na początku października 2024, mimo, że nie było większego zagrożenia, to lokalne władze zdecydowały o wstrzymaniu ruchu turystycznego i ewakuacji turystów z wyspy;
ale marzenie o zobaczeniu Stromboli udało mi się w końcu zrealizować, mimo, że wizyta była krótka a widoki na spodziewane gejzery iskier i ognia z krateru nie spełniły do końca oczekiwanych wrażeń....
może dlatego że statek stał za daleko? a może dlatego, że naoglądałam się wcześniej mnóstwa ”podrasowanych” zdjęć robionych profesjonalnymi aparatami-rakietami, które często zafałszowują widok realny powodując potem spore rozczarowanie....;
(przekonałam się kiedyś o sile programów do edycji zdjęć w podobnym klimacie odwiedzając słynny zamek Neuschwanstein w Bawarii, gdzie media i internetowe zdjęcia wbiły mi w głowę widok budowli tak nierealnie baśniowej, że wydawała się jakby nie z tego świata, a rzeczywistość na miejscu zweryfikowała to ”oszustwo”, że prawda na miejscu jest mniej baśniowa... :) tutaj można odnieść bardzo podobne wrażenie....;
Oczywiście takie mega fantastyczne widowiska jak sylwestrowe fajerwerki też się tu zdarzają, ale niecodziennie, a raczej niezwykle rzadko; pytałam o to naszą Włoszkę-pilotkę, która pływa z turystami na Stromboli od lat i przyznała szczerze, że takie fajerwerki zdarzają się może 2, 3 razy w sezonie;
ale i tak uważam, że warto było się wybrać na ta wycieczkę; przypomniałam sobie uroczą Lipari i spędziłam więcej czasu w samej stolicy tej wysepki, zobaczyłam uroczą Panareę i postawiłam stopę na groźnym Stromboli z widokiem na ”fajerwerki” :) wprawdzie mniej widowiskowe, niżbym chciała , ale zawsze to coś:) ; to był bardzo przyjemny i mile spędzony dzień wśród wulkanicznych krajobrazów....