W kwietniu 2008 roku zrobiliśmy sobie kilka jedno i dwudniowych wypadów weekendowych w Południowej Australii.
Wybraliśmy się na dwa dni do miejscowości Moonta na Półwyspie Yorke na ryby i kraby. Z Adelajdy jedzie się tam około 2,5 godziny. Wynajęliśmy w pełni wyposażony domek ok. 10 minut piechota od mola.
Po porannym spacerze i zwiedzaniu miasta większość pierwszego dnia spędziliśmy na molo wędkując. Udało nam się złapać parę jadalnych ryb, kilka squidow (kalmarów, kałamarnic) oraz sporą ilość krabów. W tamtejszych wodach występują dwa główne rodzaje jadalnych krabów: krab błękitny i krab piaskowy. Wolno zabierać tylko osobniki o długości tułowia równej lub większej niż wysokość standardowej puszki coli, mniejsze trzeba wrzucić z powrotem do morza. Jako przynęty używaliśmy skrzydełek kurczaka za którymi kraby przepadają. Obecnie wolno używać tylko mięsa ryb ponieważ kurczak przyciąga rekiny. Na squidy używa się specjalnych „sqiderow” - sztucznych rybek i łapie się je na wędkę. Po wyciągnięciu z wody ośmiornice te plują czarną cieczą - „atramentem”, stad ich polska nazwa - kałamarnice. Robi się z nich pyszne kalmary. Przy okazji złapaliśmy kilka ryb, których się nie jada (ich szczęście) i które powędrowały z powrotem do morza.
Drugiego dnia, po karbowej uczcie, pozwiedzaliśmy okolice a wieczorem trzeba było wracać do Adelajdy.
Na drugą wycieczkę, również dwudniową wybraliśmy się w okolice Mannum, gdzie wynajęliśmy domek kampingowy z kuchnią i łazienką. Czas spędziliśmy na spacerach, zwiedzaniu i biesiadowaniu ze znajomymi, którzy wynajmowali spory dom nieopodal - na farmie nad rzeka Murray.
Próbowaliśmy też wędkować w rzece ale bez przekonania, mimo to znajomym udało się złapać kilka sporych karpii. Wieczorem przeżyliśmy istną inwazję wielkich ciem o nazwie bogong, które, tak jak ich larwy, są wielkim przysmakiem Aborygenów. Myśmy mieli wiele innych przysmaków więc nie byliśmy tymi gigantycznymi ćmami kulinarnie zainteresowani :).
Drugiego dnia wycieczki pojechaliśmy tez do miasteczka Murray Bridge na obiad i spacer wzdłuż rzeki. Oprócz tego zrobiliśmy sobie dwie jednodniowe wycieczki: do Cape Jervis, zatrzymując się po drodze w kilku miejscach przy pięknych zatokach oraz na piknik do lasu Kuipto Forest zwanego przez Polaków „Polskim Lasem” żeby nasycić płuca pachnącym sosną powietrzem i podziwiać kangury spotkane podczas długiego spaceru.
Przebywając w Adelajdzie warto pojechać na Półwysep Yorke. Moonta to tylko jedno z wielu ciekawych miejsc na tym półwyspie.
Moonta to miasto na półwyspie Yorke Peninsula w Południowej Australii, 165 kilometrów od stolicy tego stanu - Adelajdy. Jest to jedno z trzech miast tworzących tzw. „Trójkąt Miedziowy”. Pozostałe miasta „Trójkąta” to Kadina i Wallaroo.
Moonta ma około 3,5 tysiąca mieszkańców. Jedną z dzielnic Moonty jest Moonta Bay z piękną plażą, molem i paroma kafejkami i restauracjami. Jest to popularne miejsce często odwiedzane przez turystów i zapalonych wędkarzy.
W Moonta znajduje się wiele starych budynków jak ratusz, kościoły i domy nadających miastu szczególny charakter i przypominających czasy świetności kiedy jeszcze rozliczne okoliczne kopalnie miedzi pracowały pełną parą. W okolicach miasta można obejrzeć liczne ruiny budynków kopalnianych z XIX wieku.
W odległości kilku kilometrów znajduje się inne ciekawe miasteczko Port Hughes. Dobrze jest pójść piękną plażą na długi spacer do tego miasteczka i z powrotem. Miejscami plaża jest piaszczysta a miejscami skalista i można podziwiać niesamowity koloryt tych skal.
Brak komentarzy. |