Stan Victoria, dzięki swemu łagodnemu klimatowi, jest idealnym miejscem na letnie wakacje. Można tam uciec od upałów Południowej Australii.
Do Cape Bridgewater pojechaliśmy na całodniową wycieczkę podczas tygodniowych wakacji w Mount Gambier. Stamtąd to już tylko, jak na australijskie warunki „rzut beretem” - niecałe 200 kilometrów.
Przylądek Cape Bridgewater słynie z pięknych widoków, wysokich klifów, ciekawych formacji skalnych oraz fok, których, niestety, nie udało nam się spotkać. Zatoka Bridgewater Bay ma prawie idealnie okrągły kształt ponieważ stanowi cześć ogromnego krateru wulkanu, który istniał tam u zarania dziejów.
Linia brzegowa przylądka jest bardzo urozmaicona. W wielu miejscach występują tzw. blowholes - miejsca gdzie uderzające w brzeg fale wystrzeliwują w górę kaskadami wody. Ciekawostką geologiczną przylądka jest formacja skalna zwana Petrified Forest czyli Skamieniały Las. Postępująca przez miliony lat erozja piaskowca nadała skałom kształt pni. Przez wiele lat panowało przekonanie, że jest to skamieniały, prehistoryczny las.
Oprócz Cape Bridgewater pojechaliśmy również na przylądek Cape Nelson, po drugiej stronie zatoki - krateru. Atrakcjami Cape Nelson, obok pięknych widoków, są kolorowe skały (m.in. Yellow Rock) oraz stara latarnia morska. Obydwa przylądki leżą na terenie Discovery Bay Coastal Park.
Drugim naszym wypadem do Victorii był wyjazd na długi weekend w Góry Grampions - jedno z naszych ulubionych miejsc - zwane przez australijskich Polonusow „Australijskimi Pieninami”. Tym razem wybraliśmy się większa grupą wraz z rodzicami mojego szwagra Staszka - Travelmaniaka i gościem z Polski - moją mamą.
Wynajęliśmy dom na farmie koło Pomonal, w bardzo pięknym i pełnym dzikich zwierząt miejscu położonym kilkanaście kilometrów od miasteczka Halls Gap w sercu Grampians. Dniami robiliśmy sobie obowiązkowe wycieczki po górach (wodospad McKenzie Falls, szczyt Pinnacalconies, punkty widokowe, Venus Bath, Halls Gap, przejażdżka naokoło gór, itp.), a wieczorami spędzaliśmy czas spacerując po farmie albo siedząc przy kominku. Na farmie było też boisko do siatkówki, stół do ping ponga i rowery, wiec nudzić się nie było czasu.
Podczas jednej z nocy był pożar buszu kilka kilometrów od Pomonal. Słyszeliśmy syreny wozów strażackich i widzieliśmy krążący helikopter, a powietrze przesączone było dymem. Rano zastaliśmy nasze samochody pokryte mieszaniną rosy, sadzy i popiołu.
Brak komentarzy. |