Turyn, Torino - Witaj Bella Italia!!!
Jedno przypadkowe rzucenie okiem na fejsa, gdzie trafiłam na ogłoszenie: Dwudniowa wycieczka do Turynu na wystawienie Całunu Turynskiego. Zapraszamy. Chwila koncentracji i intensywnego myślenia: jechać, nie jechać, jak z pracą? Ciekawość i chęć do podróży wzięły górę... Z pracą jakoś pokombinuję, a takiej okazji już w moim ziemskim życiu nie będę mieć. Szybki telefon i już byłam na liście rezerwacji. Wiedziałam, że spędzę dwie nocki w autokarze, po to żeby znaleźć się kilka minut przed Całunem i ze dwie godzinki połazić po mieście, jeśli będzie czas. Ale jestem maniaczką podróży i raczej żadnej okazji nie odpuszczę!
I tak podróż się rozpoczęła. Z Paryża wyjechaliśmy ok. godz.21. Mialo być wcześniej, ale spóźnialscy zawsze się znajdą i opóźniają planowy wyjazd.
Uf, wreszcie znaleźliśmy się na autostradzie. Zerknięcie na zegarek, jeszcze jasno za oknem. Nie ma co oglądać przez szybę, czyli mogę jeszcze się zagłębić w przewodniku po Włoszech i coś przeczytać na temat Turynu (zawsze staram się robić to wcześniej, ale tym razem nie było czasu). Przewodnik okazał się nieciekawy, nawet nie było pół strony na temat Turynu. Mówi się trudno, poszperam w necie po powrocie. Szybka kolacyjka na kolanach, parę słów z moją towarzyszką i wypadałoby popróbować zasnąć (cały dzień w pracy, plus noc w autokarze) żeby być na chodzie następnego dnia.
W sumie podróż trwała ponad dziesięć godzin. Jedynymi atrakcjami w czasie drogi był wjazd do Tunelu Fréjus (który jest granicą miedzy dwoma państwami), jazda nim i w końcu po wyjechaniu z tunelu jesteśmy we Włoszech.
Tunel de Fréjus - tunel drogowy łączący Modane we Francji z Bardonecchia we Włoszech, na trasie Lyon-Paryż, pod przełęczą Col de Fréjus w Alpach Kotyjskich. Tunel ma niespełna 13km długości. Jest to jedna z głównych transalpejskich dróg transportowych pomiędzy Francją a Włochami. Wjazd do tunelu od strony francuskiej znajduje się na wysokości 1228m n.p.m. koło Modane. Dostępny jest z autostrady A43 biegnącej od miejscowości Chambéry. Wjazd od strony włoskiej leżący na wysokości 1298m n.p.m. koło Bardonecchii dostępny jest a autostrady A32 biegnącej od Turynu.
Turyn - miasto w pn. zach. części Włoch. Stolica Piemontu, położona nad Padem. Największy obok Mediolanu ośrodek przemysłowy Italii, między innymi siedziby koncernu Fiata, kawy Lavazza czy tez kropelek nasercowych Martini-Rossi. Turyn to również słynne miasto miłośników futbolu z klubem Juventus, w którym grały takie slawy jak: Michel Platini, Robert Baggio. Ale najbardziej nazwa Turyn wszystkim kojarzy się z miejscem przechowku największej relikwii chrześcijańskiej świata - Całunem Turyńskim.
Nazwa miasta pochodzi od indoaryjskiego słowa Taur, oznaczającego górę. Najczęściej jednak wiązana jest z legendą o byku, który padł pokonawszy mitycznego smoka w pobliżu pewnej wioski. Jej mieszkańcy postanowili się nazwać Taurini, ku czci ofiary. Turyn powstał jako kolonia rzymska. Z tamtego okresu zachowały się ruiny murów obronnych: Wiez Palatyńskich i Bramy Palatyńskiej.
Witaj Italio. Za oknami wszędzie ciągną się pasma Alp. Pogoda deszczowa, pochmurna, góry dymią więc widoki za mgłą, szare a zarazem takie majestatyczne.
Pierwszy parking po stronie na terenie Włoch. Ludziska wysypują się z autokaru. Każdy z głową zadartą do góry patrzy na zaśnieżone jeszcze szczyty, oddycha świeżym powietrzem i słucha świergotu ptaków. Po zachłyśnięciu się widokami, całe towarzycho rusza na stację, z której wydobywają się zapachy...kawy i bułeczek. Hmmm, każdy chce być pierwszy i skosztować specjałów włoskich. Po odstaniu w kolejce nareszcie kosztuje cappuccino. To jest smak i ten aromat, którego w Paryżu się nie uświadczy. Podwójna porcja wzmocniła mnie na tyle, że jeszcze wyszłam i pospacerowałam rozprostować zdrętwiale członki.
Znowu autokar i teraz już bez przystanku trzeba jechać do Turynu. Wejście do katedry mieliśmy na godz.10. Czasu musimy się trzymać, bo cała procedura dostania się przed Całun jest podobna jak wejście do samolotu. Powiedziałabym jeszcze bardziej dokładniejsza.
Autokar wysadził nas przy ogrodach Katedry - Duomo. Ogrody na czas odsłonięcia Całunu zostały przerobione na tunele z namiotami ciągnące się kilometrami, zapleczem sanitarnym, medycznym i gastronomicznym. Po opuszczeniu autokaru i zabraniu z sobą majdanu osobistego na cały dzień, kierunek toaleta i już musimy iść do Katedry.
Naokoło nas, dosłownie wszędzie karabinierzy (chyba sprowadzili na te dwa miesiące wystawienia Całunu posiłki z całego kraju), wolontariusze w fioletowych kamizelkach, którzy skierowują grupy do Katedry. Idziemy i idziemy, najpierw ogrodami. A potem wchodzimy do namiotów i jeszcze idziemy dosyć długo. Najpierw jedna odprawa osobista potem druga. Aż zatrzymujemy się w sali przed wejściem do pomieszczenia w którym mamy obejrzeć film historia Całunu Turyńskiego w 3D. Po nim już wchodzimy do Katedry. Przed sam Całun wpuszczani jesteśmy po kilka osób przez wolontariuszy, którzy odprowadzają nas przed sam Całun. W Katedrze jest ciemno, jedynym światłem jest gablota oświetlona z Całunem, który znajduje się na ołtarzu.
Odczucie niesamowite i nieprawdopodobne zobaczyć materiał, w który owinięty był Jezus. Ujrzeć ślady ran, krwi i dziur na ciele, które odcisnęły się na płótnie.
Stałam i patrzyłam. O czym myślałam w tej chwili: NIE WIEM! Ogromne wrażenie i odpowiedz po czasie zostawiam dla siebie. Przy Całunie można robić zdjęcia bez flsha. Jest kompletna cisza, ludzie zrobią zdjęcia i stoją jak sparaliżowani, kontemplują, modlą się i myślą... Ta chwila przed ta Wielka relikwia to dosłownie piec minut. Tyle każdy ma czas bez wyjątku na pozostanie przed Całunem. Powiem Wam, że po opuszczeniu Katedry każdy poszedł w swoją stronę, żeby ochłonąć z wrażenia, pomedytować sam z sobą i jeszcze raz przeżyć chwile przed Całunem.
Ponieważ to był wyjazd z Kościoła polskiego w Paryżu. Mieliśmy jeszcze później jedno spotkanie religijne, na które wypadało iść, ale nie będę się na ten temat rozpisywać.
Po tym spotkaniu już mogliśmy pójść w miasto i przelecieć je w ekspresowym tempie. Trzy godziny to nic na zwiedzanie, ale zawsze można coś zobaczyć. Pierwsze kroki musiały być skierowane do jakieś sympatycznej trattorii na pizzę albo jakiś specjał włoski. Żołądki burczały i domagały się zapełnienia. Od porannej kawy, którą udało mi się wypić po wyjściu z Katedry nic nie wrzuciłam w siebie. I czułam, że to czas na zjedzenie czegoś dobrego.
Wróciłyśmy do Centrum. Okazało się, że jest to godzina już poobiednia i sjestowa. Wszystkie trattorie, małe restauracyjki miały pozamykane wrota. W końcu znalazłyśmy małą pizzerie z zapachami. I każda z nas wzięła małe menu (trzy kawałki DUZE pizzy do wyboru z czymś do picia). Posiłek zaspokoił nasze podniebienia. Pizza była pyszna, prawdziwa włoska, robiona na miejscu. Pychotka, do tej pory pamiętam jej smak!
Po obiedzie ruszyliśmy w miasto. Jeszcze raz poszliśmy na Piazza Castello-Plac Królewski usytuowany w samym Centrum miasta, na którym znajduje się Palazzo Reale - Palac Krolewski i Palazzo Madame. Jest obok Katedry Dumo z Całunem. Od Placu odchodza trzy główne i najważniejsze uliczki w centrum miasta: Via Roma, Via Po, Via Garibaldi, pełne sklepów, sklepików, kafejek, restauracji i biur. Przespacerowałyśmy się po nich. W mieście jest pełno kościołów, uliczek z praniem wywieszonym, pełno motorów, rowerzystów i ludzi miłych i nie spieszących się i nie gnających na złamanie karku. W ogóle miasto czyste, spokojne. Można w nim jeździć rowerem, tramwajem. Nie ma zgiełku, ścisku, życie płynie rytmem Włochów! Czyli jakbyśmy to powiedzieli: Nie ma co się śpieszyć. Na wszystko w życiu przyjdzie czas.
Po drodze wchodziłyśmy gdzie się dało. Jak tylko była brama otwata, to wchodziłyśmy i oglądałyśmy a to galerie z obrazami, a to centrum handlowe z kwiatami. Zwiedzałyśmy miasto od zewnątrz, od ulicy, bo nie było czasu na muzea i budowle historyczne.
Widziałyśmy główny symbol Turynu, wieżę Mole Antonelliana, na którą można wjechać i podziwiać panoramę miasta. W środku znajduje się muzeum kina. Przeszliśmy koło niej i gdyby nie to ze pod budynkiem była kolejka ludzi. To nas zaciekawiło i zapytałyśmy się: - co tu jest? Miałyśmy ochotę wejść, ale było dużo ludzi, a czasowo stałyśmy na styk. Oczywiście podczas łażenia wdepnęłyśmy na małą czarną, żeby się wzmocnić i żeby ciśnienie nam poszło w górę. Pokosztowałyśmy lodów włoskich Amorino, które uwielbiam.
I tak trzy godziny minęły jak z bicza. I już trzeba było wracać na godzinę zbiórki i wsiadać do autokaru, i znowu powrót po dziesięciu godzinach do szarej codzienności.
Wyjazd rewelacyjny, pełen wrażeń i zapytań! A do Turynu powinnam jeszcze raz wrócić, chociażby po to żeby na spokojnie zwiedzić Muzeum Egipskie, które jest najciekawsze w Europie po Louvr. A Egipt to mój konik. Może kiedyś jeszcze tam wrócę;
AniaMW | Czasami warto podjąć decyzję wyjazdu ad hoc! |
kawusia6 | Fajny opis :) Niby krótki wypad, a dużo zobaczyłaś - czyli było warto !!! Ciekawe zdjęcia- kuszące. |