Meksyk - San Cristobal de Las Casas - relacja z wakacji
Do San Cristobal de Las Casas przyjechalismy po zwiedzeniu Kanionu Sumidero.Miasteczko jest polozone w dolinie otoczonej gorami w centralnej czesci malowniczego regionu Chiapas,przy Autostradzie Panamerykanskiej.
Zostalo zalozone przez Hiszpana Diego de Mazanegas w 1532r,i od razu stalo sie glowna baza Hiszpanow w walce z miejscowa ludnoscia,glownie z Indianami z plemienia Zoque i Chiapanec,ktorzy bezlitosnie napadali na konkwiskadorow i kolonizatorow ktorzy pacyfikowali miejscowa ludnosc.Hiszpanska osada poczatkowo byla nazywana Cuidad de San Cristobal.W swoim burzliwym okresie walki z indianami miasto nazywano Villavicosa-co oznaczalo ZLE MIASTO.
Kiedy w 1545r do miasteczka przybyli Ojcowie Dominikanie,powoli sytuacja polityczna sie zmienila na lepsze.Jeden z Ojcow Dominikanow Bartolomé de las Casas zostal biskupem,i za swoj cel postawil sobie zaprzestanie walki z indianami,obrone ludnosci przed bezlitosnym wyzyskiem Hiszpanow.Otoczyl ich swoja opieka, chronil jak mogl,i walczyl z panstwem o ustanowienie praw dla Indian.Po smierci Ojca Bartolomé miasteczko zmienilo swoja nazwe na czesc ukochanego biskupa na San Cristobal de las Casas-miasto Sw.Krzysztofa.
Miasteczko ma niesamowity klimat.W nim po raz pierwszy zobaczylismy potomkow Majow,prawdziwa ludnosc indianska zamieszkajaca te tereny.Patrzylam jak urzeczona na Indianki noszace w swoich kolorowych chustach dzieci na rekach,i sprzedajace swoje wyroby.Dzieciarnie w wieku od 5-12lat starajaca sie cos pohandlowac z turystami.Ludnosc indianska jest malego wzrostu,czasami trudno nawet jest okreslic wiek:czy to juz kobieta,czy dziewczynka?Maja ciemna karnacje,czarne lsniace wlosy,i wogole sa krepi.Niejednokrotnie rysy twarzy przypominaja rysy mongolskie,i nawet azjatyckie.Ponoc maja swoje korzenie z tamtymi plemieniami.Ale jak naprawde jest,to nie wiadomo.Ludnosc indianska do San Cristobal przyjezdza z okolicznych wiosek,zeby posprzedawac swoje wyroby rzemieslnicze,bransoletki i zakladki do ksiazek plecione przez dzieci,torebki,siatki,worki,hamaki.A wszystko kolorowe i piekne,zywe i przyciagajace turystow.
Oczywiscie miasto tez slynie ze swojego glownego placu-Plaza del Marzo na ktorym stoi Kosciol San Domingo z krysztalowa fasada w kolorze bialo-kremowym,Katedra z XVIw.Jest kilka ryneczkow,,Mercado”na ktorych sprzedawane sa wyroby indianskie.Spacerujac miedzy kramami czlowiek oglada towar,i przyglada sie ukradkiem mieszkancom.Tu kobieta plecie bransoletki,inna daje dziecku jesc,jeszcze inna donosi towar.A wszystko jest wykonywane z usmiechem na twarzy,bez nerwow i stresu.Spacerujac waskimi,halasliwymi uliczkami,gdzie jest mnostwo kafejek,barow mozna dojc po ilusc tam schodach do Kosciola Santa Maria de Guadalupe.Z placu przed kosciolem rozciaga sie przepiekny widok na miasto.
San Cristobal zyje dwadziescia cztery godziny.Na ulicy mozna posluchac produkujace sie grupki muzyczne na zywo,napic przepysznej tequili lub aromatycznej kawy w jednym barze,a nawet sprobowac czego zakazanego,czyli strzelic malego macha z naturalnej roslinki...
Ja szwedajac sie po miescie wstyd powiedziec po raz pierwszy nie zwracalam uwagi na zabytki.Glownie interesowali mnie rdzenni mieszkancy kraju.To oni przyciagali moja uwage,ich stroje,zachowanie,mimika.Ci ludzie zachowali sie najbardziej w mojej pamieci,bo to do nich nalezy ten kraj,ktory zostal podbity przez najezdcow.
Przetrwali wiele i dzieki swojej wytrzymalosci i sile jeszcze zyja i staraja sie podtrzymac swoja kulture.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Meksyku:
Komentarze: