Oferty dnia

Włochy - Sycylia - część zachodnia - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Sycylia - część zachodnia
Pierwszy etap naszej wycieczki po Sycylii, który opisałam w poprzedniej relacji, to były całodzienne wypady z usytuowanego na zboczu Etny hotelu do miejsc położonych na wschodnim wybrzeżu wyspy. Mieszkaliśmy przez cztery dni na zboczu wulkanu, którego szczytu nie mogliśmy zobaczyć, bo krył się uparcie w gęstych chmurach. I właśnie piątego dnia rankiem, po dość wczesnym śniadaniu i wykwaterowaniu z hotelu, kiedy pakowaliśmy walizki do autokaru, chmury rozwiały się i odsłoniły tę majestatyczną górę. Jakby Etna chciała z nas zakpić… Dopiero odjeżdżając zobaczyliśmy, jakie piękne widoki na wulkan mieliśmy z hotelu, który właśnie opuszczaliśmy.
Jakby na pociechę widok na Etnę towarzyszył nam przez ok. 2 godziny, podczas przejazdu przez centralną część wyspy. Później o wulkanie zapomnieliśmy, bo dojechaliśmy w okolice Piazza Armerina, gdzie odwiedziliśmy niezwykle interesujący, choć położony z dala od wszystkich innych sycylijskich atrakcji, pałac. Villa Romana del Casale to willa z okresu Cesarstwa rzymskiego, należąca prawdopodobnie do bogatego Rzymianina, może senatora, może nawet do członka cesarskiej rodziny. Widać, że pałac musiał być imponujący. Znajdowało się w nim podobno około 50 sal o różnym przeznaczeniu – sala powitalna, przepiękna sala balowa (lub może sala zebrań), sale do ćwiczeń, łaźnie, sypialnie, pokoje gościnne, korytarze, imponujący dziedziniec wewnętrzny, pomieszczenia gospodarcze i dla służby. Dzisiaj z samej bryły budynku wiele nie pozostało – trochę kolumn, gdzieniegdzie resztki murów, na których dostrzec można pozostałości malowideł… Najważniejsze jednak, co w tym miejscu zaskakuje i przyciąga tłumy, to przepięknie zachowane, barwne mozaiki posadzkowe, pokrywające około 3500 m2 powierzchni. Można godzinami oglądać zachwycające sceny polowań, wyścigów, zabaw, sceny mitologiczne oraz nieskończoną ilość wzorów geometrycznych. Najbardziej znana mozaika to scena przedstawiająca 10 młodych dziewczyn podczas ćwiczeń gimnastycznych. Patrząc na tę scenę i na ubiór przedstawionych w niej dziewcząt uświadamiamy sobie, że bikini wcale nie jest wynalazkiem naszych czasów.

Następnym punktem programu zwiedzania była Dolina Świątyń w Agrigento – na południowym wybrzeżu wyspy. Mimo nazwy, to wcale nie w dolinie, lecz na wzgórzu usytuowane są pozostałości pięknie zachowanych starożytnych świątyń greckich Zachwyca malowniczo położona świątynia Hery, przepięknie zachowana świątynia Zgody, imponujące pozostałości świątyń Heraklesa i Zeusa. Tego dnia na szczęście pogoda była piękna, więc mogliśmy podziwiać te wspaniałe, starożytne zabytki w pełnym słońcu, na tle błękitnego, sycylijskiego nieba. Z przyjemnością też podziwialiśmy roztaczającą się ze wzgórza wspaniałą panoramę na okolicę oraz miasto Agrigento. Interesująco wypadały widoki starożytnych ruin na tle współczesnego miasta.
Dużą uwagę odwiedzających zwracała umieszczona w pobliżu świątyni Zgody rzeźba „Ikar upadły” - dzieło polskiego artysty Igora Mitoraja. Współczesna rzeźba o mitologicznej tematyce, na tle starożytnych budowli rzeczywiście robi wrażenie i nikogo nie pozostawia obojętnym.
Na wzgórzu zwanym „Doliną Świątyń” przebywaliśmy do późnego popołudnia ciesząc się przepięknymi widokami i sycylijskim słońcem. Podobno miejsce to najpiękniejsze jest w okresie kwitnienia migdałowców, których jest tam mnóstwo. My trafiliśmy na czas narastania owoców. Jednak łatwo sobie wyobrazić te wszystkie zabytki w otoczeniu obsypanych kwiatami drzew migdałowych.
Ten bardzo udany dzień zakończyliśmy w hotelu na przedmieściach Castelvetrano. Do miasteczka daleko, w pobliżu nic ciekawego, więc pozostawało tylko spokojnie odpoczywać po dniu pełnym wrażeń, przed … dniem pełnym wrażeń. Następnego dnia czekała nas, bowiem, wycieczka w kolejne interesujące miejsce – do Erice.
To niewielkie miasteczko położone jest w północno-zachodnim rogu wyspy, na szczycie góry św. Juliana o wysokości prawie 800 m n.p.m, wyrastającej nie wiadomo dlaczego w środku równiny. Początki miasta sięgają czasów starożytnych, ale było ono wielokrotnie niszczone i przebudowywane. Dzisiejsze mury, domy, ulice, kościoły, to raczej pozostałości z okresu XII-XIII w., dlatego często mówi się o Erice jako o mieście średniowiecznym.

Wyjechaliśmy do Erice po wczesnym śniadaniu z nadzieją nie tylko na spacery urokliwymi uliczkami, ale również oczekując fantastycznych widoków na rozłożone u stóp wzgórza miasto Trapani, na morze Tyrreńskie, na Wyspy Egadzkie… Im bliżej byliśmy miasta i obserwowaliśmy z drogi jego piękne położenie na szczycie wzgórza, tym bardziej wyobrażaliśmy sobie, jak fantastyczne będziemy stamtąd oglądać widoki. Jednak, kiedy autokar zaczął wjeżdżać pod górę… im wyżej byliśmy, tym gęściejsze mgły snuły się wokół. Myśleliśmy: jeszcze wcześnie, mgła rozwieje się wkrótce… Wysiedliśmy na parkingu tuż przy kamiennej bramie miejskiej i weszliśmy w obręb murów. Otoczyły nas domy z kamienia, a pod nogami mieliśmy wyślizgany, kamienny bruk. Jak byśmy przenieśli się w czasie. A do tego - jakbyśmy znaleźli się w średniowiecznym horrorze… Uliczki wypełnione były gęstą mgłą… może chmurami… siąpił drobny deszcz… Po uliczkach snuli się zakapturzeni turyści – w ciszy, bez pośpiechu, spoglądając raz po raz w szare niebo.... Szliśmy i my, jakby trochę bez planu – wąskimi, spowitymi mgłą uliczkami. Była okazja do robienia wyjątkowych fotek, klimatycznych, tajemniczych, jakby z innego czasu… Po drodze odwiedziliśmy ledwo widoczną w gęstej mgle Katedrę Królewską z XIV w., wielokrotnie przebudowywaną – najwspanialszy zabytek miasta. Obejrzeliśmy przepiękne wnętrze z marmurowym ołtarzem i zachwycającym, jakby koronkowym sklepieniem oraz marmurową figurę i wyjątkowy obraz Madonny z Erice.
Opuściliśmy katerę i ponownie zagłębiliśmy się we mgle. Doszliśmy na taras widokowy, gdzie już nie mieliśmy wątpliwości. Mgła, to za mało powiedziane – byliśmy w środku chmury. Z murów miasta było widać... „nic”. Wokół było tylko biało. Mogliśmy najwyżej zamknąć oczy i w wyobraźni zobaczyć obiecywane w przewodnikach zapierające dech widoki na błękitne morze, Wyspy Egadzkie, saliny, miasto Trapani... Tylko momentami, gdy powiał silniejszy wiatr, udawało się zobaczyć wieżę zameczku Torretta Pepoli lub zarys imponującego normańskiego Zamku Wenus.
Spacerując ścieżką wzdłuż murów miasta oraz buszując w zamglonych uliczkach chłonęliśmy atmosferę miasta z nadzieją wyczekując, że jednak matka Natura przepędzi choć na chwilę gęste chmury i raczy odsłonić przed nami oczekiwane widoki. Nie raczyła. Przyszedł czas, kiedy trzeba było opuścić Erice.
Nie czuliśmy się zawiedzeni. To kamienne miasto, zawieszone w chmurach między niebem, a ziemią, na długo pozostanie w naszej pamięci jako miejsce wyjątkowe i jednocześnie miejsce, za którym z pewnością będziemy tęsknić. Może kiedyś jeszcze dane nam będzie je odwiedzić i może wtedy miasto pokaże nam swoje słoneczne oblicze.

Kiedy zjeżdżaliśmy z Erice, im niżej byliśmy, tym robiło się przejrzyściej. Na wybrzeżu była już piękna pogoda – mogliśmy cieszyć się błękitem sycylijskiego nieba. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy malowniczych salinach, aby zrobić parę pamiątkowych fotek. Zwiedziliśmy też wytwórnię win, gdzie w programie, oczywiście, zwiedzanie połączone było z degustacją. To jednak najmniej atrakcyjny punkt programu (choć wino warte popróbowania), więc nie będę się nad tym rozwodzić. Kolejny dzień na Sycylii był za nami. A przed nami już tylko Monreale i Palermo.

Z rana opuściliśmy hotel i udaliśmy się na północ wyspy. Po półtorej godzinie jazdy wysiedliśmy na parkingu w Monreale. Wędrując pomiędzy straganami z pamiątkami - najpierw schodami, później urokliwą uliczką – doszliśmy na plac katedralny i znaleźliśmy się przed imponująca katedrą. Ale dopiero we wnętrzu otworzyliśmy oczy ze zdumienia. Ściany świątyni pokryte były bogatymi mozaikami, przedstawiającymi sceny biblijne. Olbrzymia mozaika przedstawiająca Chrystusa Pantokratora nad głównym ołtarzem na zawsze chyba pozostanie w pamięci. Trójnawowa świątynia – barwna, przepiękna, gdzie godzinami można by było oglądać sceny przedstawione na mozaikach, podziwiać marmurowe posadzki, wspaniałe sklepienia, imponujące kolumny o korynckich głowicach, zatrzymywać się przy sarkofagach królów – robi wielkie wrażenie. Ale to jeszcze nie było wszystko. Wyszliśmy na wirydarz – kwadratowy ogród o boku około 50 m, otoczony wspaniałymi krużgankami, z arkadami na bogato zdobionych podwójnych kolumnach. To jedyna pozostałość po przylegającym kiedyś do katedry klasztorze benedyktynów. Piękno i bogactwo tego miejsca oraz szczególna jego atmosfera powodują, że nie chce się go opuszczać. Trudno też miejsce to opisać – niech więc wystarczą fotki, które zamieszczam w galerii.
Po opuszczeniu katedry mieliśmy jeszcze czas na powałęsanie się urokliwymi uliczkami o zachwycającym, sycylijskim klimacie.

I ostatnie odwiedzone w tej podróży miejsce – Palermo. Na to miasto – stolicę Sycylii – kilka godzin to oczywiście stanowczo za mało. Wysiedliśmy z autokaru nieopodal Porta Nuova i przez tę okazałą XVI-wieczną bramę wkroczyliśmy na via Vittorio Emanuele – główną ulicę starego miasta, gdzie natychmiast zwrócił naszą uwagę Pałac Normanów w otoczeniu pięknego parku. Podziwiając imponującą zabudowę starego miasta dotarliśmy na tętniący życiem plac katedralny – pełen ludzi, ulicznych grajków i sprzedawców pamiątek. Bogato zdobiona bryła świątyni, otoczona śródziemnomorską roślinnością, od pierwszego spojrzenia robi wielkie wrażenie. Znajdujemy tu ślady różnych stylów architektonicznych, bowiem katedra – wybudowana w XII w. przez normańskiego arcybiskupa - na przestrzeni wieków była przebudowywana.
W porównaniu z bogato zdobioną bryłą zaskakująca jest prostota wnętrza świątyni. Neoklasycystyczne wnętrze – rezultat przebudowy w końcu XVIII w. – zachwyca elegancją. Zwiedzając katedrę warto zwrócić uwagę m in. na grobowce władców w bocznej nawie, relikwie wielu świętych (św. Agaty, św. Krystyny, św. Kosmy, św. Mamilianusa), gotycki chór drewniany, oraz wiele cennych obrazów i rzeźb. Mnie osobiście szczególnie zachwyciła przepiękna marmurowa figura Madonny z Dzieciątkiem z XV w.
Niechętnie opuszczaliśmy katedrę czując, że chwila, którą tu spędziliśmy, to o wiele za krótko, że może kiedyś jeszcze... Wędrowaliśmy gwarną, główną ulicą starego miasta aż do Quattro Canti – eleganckiego placu zabudowanego pięknymi, barokowymi pałacami. Na placu tym krzyżują się dwie główne ulice historycznego centrum Palermo: via Vittorio Emmanuele i via Maqueda, a z czterech stron zamykają go czteropiętrowe pałace o prawie identycznych fasadach. Budynki te zdobione są fontannami, rzeźbami czterech pór roku, czterech hiszpańskich królów Sycylii oraz czterech patronów Palermo.
Z Quattro Canti już tylko dwa kroki do XVI-wiecznej Fontana Pretoria (Fontanna Wstydu) – trzypoziomowej fontanny z licznymi posągami nagich kobiet i mężczyzn. Nie ma chyba turysty odwiedzającego Palermo, który nie fotografowałby tej fontanny i jej otoczenia, tym bardziej, że jej sąsiedztwo stanowią eleganckie pałace i piękne kościoły.
Z Piazza Pretoria udaliśmy się spacerkiem drugą z głównych ulic – via Maqueda w kierunku eleganckiego Placu Giuseppe Verdi ze znajdującym się tam imponującym budynkiem Teatro Massimo. Po drodze zaglądaliśmy w wąskie, boczne uliczki: jedne eleganckie – z restauracjami i zadbaną zielenią w pojemnikach, inne mroczne, ciche, zastawione zaparkowanymi motocyklami, z balkonami obwieszonymi praniem, z odrapanymi elewacjami budynków pokrytymi na wysokości parterów barwnymi napisami i malowidłami, niemającymi ze sztuką za wiele wspólnego. Te kontrasty w obrębie Palermo robiły duże wrażenie, jednak nie mieliśmy za wiele czasu na zastanawianie się nad tym. Na Piazza Giuseppe Verdi już czekał na nas autokar. Więc jeszcze rzut oka na zabudowę otaczającą plac oraz na monumentalną bryłę Teatro Massimo Vittorio Emanuele – największego we Włoszech teatru operowego, gdzie na eleganckich schodach odbywała się właśnie ślubna sesja zdjęciowa.

To był ostatni punkt programu wycieczki. Pozostał już tylko powrót do hotelu na ostatni nocleg, a z rana wylot do Polski. Wycieczka była naprawdę udana, jednak na koniec dało się odczuć zdecydowany niedosyt z powodu zbyt ubogiego programu zwiedzania Palermo. Dlatego w naszych głowach powstał od razu pomysł, by w przyszłości przyjechać na urlop w okolice Cefalu, którego nie było - niestety - w programie objazdu i wówczas przyjechać samodzielnie do Palermo oraz odwiedzić co tam jeszcze się da w tej okolicy. Ale to przyszłość. Na razie pierwsze miejsca na liście podróży już zajęte :)
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Co warto zwiedzić?
Wszystko, co się da :)
Autor: danutar / 2018.05
Komentarze:

danutar
2018-07-13

Dzięki, Alicjo. A fotek będzie dostatek :))

piea
2018-07-12

Danusiu,
przeczytałam jednym tchem.... tym bardziej, że do wielu tych miejsc (z Południa) w ogóle nie dotarliśmy; już wiem czego będę szukać kiedyś w przyszłości jak znów pojadę na Sycylię...
No to Erice zrobiło Wam psikusa, choć z tego co pamiętam, taka mglista pogoda to tam ponoć norma; my mieliśmy tam ten rzadki słoneczny wyjątek:) ; Palermo faktycznie nieco "po łebkach", ale najważniejsze miejsca zaliczyliście, choć pewnie w biegu - pojedziesz sobie kiedyś z Cefalu na cały dzień i dopełnisz palermiańskie braki (koniecznie Katakumby:), ja bardzo polecam to miejsce, mimo oczywistej upiorności:)
Czekam na więcej... duuuużo więcej fotek....

piea
2018-07-12

Danusiu,
przeczytałam jednym tchem.... tym bardziej, że do wielu tych miejsc (z Południa) w ogóle nie dotarliśmy; już wiem czego będę szukać kiedyś w przyszłości jak znów pojadę na Sycylię...
No to Erice zrobiło Wam psikusa, choć z tego co pamiętam, taka mglista pogoda to tam ponoć norma; my mieliśmy tam ten rzadki słoneczny wyjątek:) ; Palermo faktycznie nieco "po łebkach", ale najważniejsze miejsca zaliczyliście, choć pewnie w biegu - pojedziesz sobie kiedyś z Cefalu na cały dzień i dopełnisz palermiańskie braki (koniecznie Katakumby:), ja bardzo polecam to miejsce, mimo oczywistej upiorności:)
Czekam na więcej... duuuużo więcej fotek....