Oferty dnia

Włochy - Pod słońcem Apulii - relacja z wakacji

Zdjecie - Włochy - Pod słońcem Apulii
Apulia marzyła mi się od lat i wciąż - z różnych powodów - była odkładana na później. Raz nawet (w maju 2019 r.) mało brakowało, bym zarezerwowała ten kierunek w ofercie last minute, jednak po sprawdzeniu przepowiadanej pogody wybrałam Andaluzję, bo w Apulii w tym czasie cały tydzień miał padać deszcz. Była to na tamten czas dobra decyzja, bo okazało się, że rzeczywiście wówczas w Apulii pogoda była fatalna.

Nareszcie w tym roku postanowiłam zrealizować ten mój wymarzony kierunek i natychmiast po powrocie z kwietniowego wyjazdu do Maroka przystąpiłam do poszukiwania oferty. Już w zeszłym roku wypatrzyłam, że Itaka ma kilka wycieczek na ten region i po przejrzeniu ich wszystkich wybrałam ”Barwy Apulii”. Skusiłam się na tę wersję dlatego, że jej program obejmował oprócz włoskiego ”obcasa” również ”ostrogę”, czyli Półwysep Gargano, a także perełkę sąsiadującej z Apulią Basilicaty, czyli zjawiskową Materę, którą też od wielu lat pragnęłam zobaczyć. Myślę, że to był dobry wybór, chociaż - oczywiście - jak każda objazdówka, i ta wycieczka miała oprócz wielu zalet, także swoje wady. Ale po co na wadach się skupiać. W sumie wszystko mi się podobało. Program był ciekawy, pogoda cudowna, zobaczyłam miejsca, o których od lat marzyłam, hotele jak na objazdówkę były całkiem niezłe, pilotka przeurocza i kompetentna, a grupa zgrana, kulturalna i zdyscyplinowana. Czego chcieć więcej?

Nasze zwiedzanie Apulii nie zaczęło się już od pierwszego dnia wycieczki. Przylecieliśmy bowiem wczesnym przedpołudniem do Kalabrii, a dokładnie do Lamezia Terme i pierwszy dzień spędziliśmy w kalabryjskim hotelu niedaleko miasteczka Paola, samodzielnie organizując sobie czas. Ale o tym pisałam w oddzielnej relacji, którą zatytułowałam :Jeden dzień na Kalabrii”. Również oddzielną relację poświęciłam Materze, którą zwiedzaliśmy drugiego dnia i dopiero drugiego dnia wczesnym wieczorem dotarliśmy do miasteczka Andria w Apulii.

Andria była tylko miejscem noclegowym, co nie przeszkodziło nam jeszcze przed kolacją wybrać się na przyjemny spacer na miejscowe stare miasto. Nocowaliśmy w jakimś ośrodku sportowym. Hotel, otoczony boiskami sportowymi, wyglądał z zewnątrz dość niepozornie. Okazało się jednak, że jest wygodny i niczego w nim nie brakuje, a dosyć wystawną kolację z winem i elegancką obsługą przygotowano nam w specjalnie zaaranżowanym miejscu na zewnątrz. Wszystko odbywało się przy dużym, wspólnym stole, co pomogło w integracji grupy. Było naprawdę miło.

I dopiero kolejnego dnia rano rozpoczęliśmy prawdziwe zwiedzanie Apulii. Najpierw cudowne krajobrazy Półwyspu Gargano, a przede wszystkim malowniczo położone na skalnym klifie białe miasteczko Vieste, z przeuroczymi uliczkami, placykami, zakamarkami, z suszącym się nad głowami praniem... Zatem typowe klimaty włoskiego południa. Później rejs statkiem wzdłuż wybrzeża Gargano. Rejs był fakultatywny i nawet zastanawialiśmy się, czy nie zostać w tym przecudownym miasteczku - pobuszować jeszcze samodzielnie po jego zakamarkach lub poleniuchować na pięknej, piaszczystej plaży. Jednak zdecydowaliśmy się popłynąć wiedząc z doświadczenia, że takie rejsy też są bardzo przyjemne. I w sumie było warto. Podziwialiśmy zachwycające widoki na miasteczko, śliczne zatoczki, ciekawe formacje skalne i groty, a na koniec odpoczęliśmy na jednej z urokliwych plaż dostępnych tylko od strony morza, w cieniu imponującego klifu.

Z Vieste pojechaliśmy do hotelu w Monte Sant'Angelo. Ta niezwykła miejscowość położona jest na wysokości ponad 850 m n.p.m i od strony Półwyspu Gargano dojeżdża się tam wąską, bardzo krętą, wspinającą się serpentynami drogą. Widoki są oszałamiające; niestety bezpiecznych punktów widokowych po drodze nie ma, a zdjęcia robione podczas jazdy, z uwagi na zapadający zmrok, zupełnie nie wyszły. Niestety, też tylko przez okno mogliśmy zobaczyć uroczą, kaskadową, zwartą zabudowę historycznego centrum miasteczka, bowiem do hotelu dojechaliśmy późno, tuż przed samą kolacją. Do tego, jak wiadomo, kolacje we Włoszech trwają długo. Później było już ciemno, a byliśmy od centrum spory kawałek. Zatem spacerku po miasteczku nie było. Szkoda też, że będąc tak blisko nie mieliśmy czasu na odwiedzenie słynnego na całym świecie sanktuarium św. Michała Archanioła, którego początki sięgają V wieku. Nie było tego w programie, jednak wiem, że niektóre grupy miały taką możliwość. Podejrzewam, że dotyczy to tych wycieczek, na których z powodu warunków pogodowych nie mógł się odbyć w Vieste rejs wzdłuż wybrzeża Gargano. Wówczas do Monte Sant'Angelo można było przyjechać dużo wcześniej i odwiedzić sanktuarium. I przyznam, że chętnie zamieniłabym ten rejs w Vieste na wizytę w grocie św. Michała Archanioła, no i spacer po samym miasteczku. Ale cóż - na to wpływu nie mieliśmy.

Następnego dnia odwiedziliśmy słynne sanktuarium św. Ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Tu przewodniczka, Polka pracująca w miejscowym centrum pielgrzymkowym, ciekawie opowiadała o sanktuarium i samym Ojcu Pio oraz oprowadzała po wszystkich dostępnych zakamarkach starego kościoła, klasztoru, bazyliki oraz imponującego nowego kościoła, wybudowanego już po śmierci Ojca Pio. Po zakończeniu zwiedzania pilotka zorganizowała nam wspaniałą degustację apulijskich produktów - mimo, że nie mieliśmy tego w programie wycieczki. Przyznam, że jeszcze nigdy nie byłam na tak obfitej i wspaniałej degustacji. Właściciele niewielkiego, lokalnego sklepiku przyjęli nas niezwykle ciepło i gościnnie. Próbowaliśmy bez ograniczeń lokalnych wędlin, serów, różnych nalewek, win, oliwy... Produkty były wciąż dokładane i dokrajane, a alkohole wyznaczeni panowie z grupy osobiście dolewali wszystkim też bez ograniczeń. Powiedziałabym nawet, że to nie była degustacja, a prawdziwe przyjęcie z przyjaciółmi. Czuliśmy się jak goście, nie jak klienci. Przyznam, że w tych warunkach z przyjemnością robiliśmy zakupy. Właściciele nie żałowali nam swoich produktów, więc i my nie skąpiliśmy kasy na zakupy. Ja osobiście kupiłam makarony i suszone pomidory. Kupowanie alkoholi zostawiłam sobie jednak na koniec wycieczki :)

Z San Giovanni Rotondo pojechaliśmy do Bari - stolicy regionu Apulia. Wrażenie robiły zwiedzane kościoły: romańska bazylika św. Mikołaja z grobem Bony Sforzy i romańsko-gotycka katedra San Sabino, ale szczególną przyjemnością był spacer wąskimi, klimatycznymi, tętniącymi turystycznym życiem uliczkami starego miasta. Z Bari udaliśmy się do jakiegoś hotelu o nazwie Park Hotel Elisabeth. Hotel zlokalizowany był gdzieś wśród pól i gajów oliwnych, daleko od świata. Przyjęto nas jednak elegancką kolacją z winem i miłą obsługą.

Niezapomniany okazał się też następny dzień, gdy odwiedziliśmy malowniczy kurort Polignano a Mare - zatłoczony w okresie wakacyjnym, lecz mimo to uroczy. Jednak propozycja plażowania w tym miejscu na kamienistej i zapełnionej do ostatniego centymetra plaży była, moim zdaniem, nietrafiona. Ta niezwykle malownicza i znana z folderów plaża w środku sezonu wakacyjnego nadaje się najwyżej do podziwiania z punktów widokowych. W tym momencie zatęskniłam za pięknymi, niezatłoczonymi, piaszczystymi plażami w Vieste i troszkę pożałowałam, że popłynęliśmy na rejs, zamiast z nich skorzystać. Fakt, że w czasie wolnym zeszliśmy na chwilę na tę plażę, by się zamoczyć i ochłodzić, jednak przebywanie dłużej w tym tłumie i do tego na kamieniach przyjemnością nie było. W sumie to nie rozumiem, dlaczego Włosi wolą plaże kamieniste od piaszczystych, ale tak podobno jest.
Po zwiedzeniu Polignano i przerwie na obiad, kawę, lody lub co tam kto wolał, przeżyliśmy jeszcze fantastyczny rejs motorówkami wzdłuż nabrzeża, podczas którego podziwialiśmy widoki na miasto od strony morza oraz wpływaliśmy do znajdujących się w klifie skalnych grot. Zakończenie rejsu szklaneczką chłodnego Prosecco było miłą niespodzianką.

Z Polignano pojechaliśmy do przyjamnego hotelu w pobliżu Cisternino. To ładne, białe miasteczko widzieliśmy w oddali z okien hotelu, jednak czasu na jego odwiedzenie nie było, mimo że w tym hotelu nocowaliśmy dwie noce. Wszystko przez te włoskie, serwowane kolacje, które trwają tak długo, że robi się zbyt późno, by się gdzieś jeszcze wybrać.

Następny dzień to barokowe Lecce, a później białe Otranto. A ostatniego dnia - bajkowe Alberobello. Miejsce znane z pocztówek i folderów można tu było zobaczyć na własne oczy i poczuć ten szczególny, apulijski klimacik.

Jedna rzecz mnie trochę wkurzyła i muszę o tym wspomnieć. Jadąc z Cisternino do Alberobello przejeżdżaliśmy tuż obok przepięknego Locorotondo (mając przez okno autokaru widok na miasto) i nie poświęciliśmy na to miejsce ani godzinki. Myślę, że w programie powinno się znaleźć to urocze, białe miasteczko zwłaszcza, że było dokładnie na trasie. Można by było troszkę wcześniej wyjechać z hotelu w Cisternino, skrócić nieco czas w Alberobello (a mieliśmy tam czasu naprawdę dużo) i nieco później przyjechać do hotelu na Kalabrii (tego samego, w którym nocowliśmy pierwszego dnia), gdzie byliśmy już wczesnym popołudniem i jedyne, co tam mogliśmy robić, to wylegiwać się na basenie. W ten sposób spokojnie można było wygospodarować czas na zatrzymanie w Locorotondo. Ale trudno, nie wszystko musi być idealnie. I tak była to naprawdę piękna wycieczka.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji we Włoszech:
Porady i ważne informacje
Osoby źle znoszące upały nie powinny wybierać się do Apulii latem. Temperatura na przełomie lipca i sierpnia sięgała 40 stopni. Jeżeli natomiast komuś (jak mnie) to nie przeszkadza, to tylko warto pamiętać o kremie z wysokim filtrem, nakryciu głowy i piciu dużej ilości wody.
Autor: danutar / 2024.07
Komentarze:

piea
2024-09-22

Danusiu, urocze fotki! czekam na znacznie więcej...
choć jeszcze nie skończyłaś dodawać zdjęć, ale już jak widzę nasze apulijskie programy sporo się jednak różnią; wszak to inne wycieczki; moja była bardziej "skupiona" na samym obcasie i nie sięgała aż do Gargano :( ; no cóż, to był mój świadomy wybór; cały czas czekam, że może kiedyś w końcu biura rozszerzą swoją ofertę i wprowadzą wycieczkę po "brakujących mi" wciąż włoskich regionach: Abruzja i Molise w połączeniu z Gargano, skąd jest tam bardzo bliziutko:) ; takie mam marzenie... że może kiedyś?, w końcu od ponad 20 - lat biura robią wciąż te same programy, może w końcu nadejdzie kiedyś czas dla takich jak ja, którzy chcą poznać znacznie mnie popularne regiony tego kraju bez powtarzania już miejsc oczywistych? :)