Oferty dnia

Australia - Sydney - relacja z wakacji

Zdjecie - Australia - Sydney

Sydney stanowiło kulminacyjny punkt naszej podróży po Australii. Tu spędziliśmy tydzień czasu. Czy to długo? Hm, powiem, że na pewno lepiej niż 2 czy 3 dni. W zasadzie nam wystarczyło. Daliśmy radę sporo zobaczyć, na spokojnie, własnym tempem, bez jakiegoś stresującego pośpiechu. Ale wydaje mi się, że mając jeszcze jeden tydzień do dyspozycji, na pewno nie nudzili byśmy się, byłoby jeszcze co oglądać, odwiedzać - i w samym mieście (np. ogród zoologiczny i botaniczny czy plaża Bondi), jak i w najbliższej okolicy. Z otoczenia Sydney wybraliśmy Blue Mountains na 1-dniową wycieczkę (którą już opisałam w oddzielnej relacji). Teraz zajmę się wyłącznie miastem.

Pierwsze kroki skierowaliśmy - oczywiście - w stronę opery! Ta budowla, znana na całym świecie ze zdjęć, stanowi nie tylko symbol miasta ale często i kontynentu australijskiego... Nic więc dziwnego chyba w tym nie ma, że spieszyliśmy podekscytowani, żeby zobaczyć ją na własne oczy! Opera nie zawiodła - rzeczywiście robi wrażenie, jest wyjątkowa. Było sporo chętnych więc musieliśmy ok. 1,5 godziny poczekać na wejście (zwiedzający są wpuszczani o określonych godzinach i oprowadzani grupowo). Czekając równie przyjemnie spędziliśmy czas na zewnątrz gmachu, siedząc przy kawie, nad wodą :).

Program zwiedzania obejmuje: scenę teatru dramatycznego (który wystawia 5 premier rocznie), po przejściu na górę prezentowany jest film (przedstawiający historię budowy gmachu, od chwili konkursu, ogłoszonego w 1951 roku - a wygranego przez duńskiego architekta Jorna Utzona, przez lata budowy - rozpoczętej w 1959 r., aż po uroczyste otwarcie opery przez brytyjską królową, w 1973 r.); główna sala koncertowa - z wilekimi organami i całkowicie drewnianym wystroju wnętrza; dalej hall - z konstrukcją imitującą piszczałki organów, wykonane z betonu i stali; znów odcinek filmowej prezentacji (zdjęcia od zewnątrz, także z powietrza); kolejna - średnia sala widowiskowa... można też było wejść do wielu otwartych pomieszczeń, w różnych częściach gmachu.

Tak, naładowani już wrażeniami, wybraliśmy się na relaksujący rejs po zatoce. Teraz, obserwując miasto od strony wody, jeszcze raz zaprezentowała nam się ta wyjątkowa bryła gmachu opery.

Potem nadszedł czas na Sydney „by night”, a w kolejne dni - znów nura w miasto, na dalsze zwiedzanie.

Pierwsza próba dostania się na wieżę widokową okazała się totalną klapą - długa kolejka ludzi do wejścia nie wyglądała zachęcająco, trzeba było na szybko zmodyfikować plany. Nie szukając odległych miejsc postanowiliśmy spędzić więcej czasu w Hyde Parku, na terenie którego na uwagę zasługuje m.in. neogotycka katedra katolicka - pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Jest to nie tylko główny kościół Sydney ale też największy kościół w całej Australii. W środku można zobaczyć obraz Maryi - krzyża południa, patronki Australii. Z ciekawostek: podczas podróży pastoralnej w 1986 roku odwiedził tę świątynię papież Jan Paweł II, co upamiętniono stosowną tablicą, umieszczoną na ścianie wewnątrz katedry, a także obok katedry stoi pomnik znajomej nam postaci - ojca świętego Jana Pawła II.

Następnie udaliśmy się do Queen Victoria Building (QVB). Nie jest to miejsce powszechnie znane i szeroko opisywane w przewodnikach, czy na stronach internetowych poświęconych Sydney, dlatego przedstawię je nieco bliżej, bo uważam, że warte jest poznania.

Ta okazała, bogato zdobiona budowla w stylu neoromańskim pełni aktualnie funkcję 4-kondygnacyjnego centrum handlowego. Zajmuje cały kwartał w City, wzdłuż ulic: York St i Goerge St oraz pomiędzy Market Street a placem przed ratuszem miejskim z przeciwnego krańca. Od strony ratusza przed QVB stoi pomnik Królowej Victorii.

Budowlę zwieńcza po środku ogromna kopuła kryta miedzią, podobnej konstrukcji i pokrycia jest 20 mniejszych kopuł na obrzeżach budowli. Całość przykrywa szklane sklepienie, które przepuszcza naturalne światło do wnętrza. Dobrze się tam czuliśmy. Można tam spędzić czas przyjemnie i pożytecznie, posilając się, lub uzupełniając zakupy (np. dobre jakościowo pamiątki!).

Oprócz sklepów (których ponoć jest tu blisko 200), przyjemnych kafejek i małych punktów gastronomicznych, z których kilkakrotnie (nie tylko tego dnia) korzystaliśmy (!) wnętrze QVB można zwiedzać. W środku, z sufitu zwisa specyficzny, przyciągający uwagę zegar królewski, zaprojektowany w 1982 roku. Ciężar chronometru przekracza tonę, a wysokość to ponad 5 m. Jego górna część, przedstawiająca fragment zamku Balmoral znajduje się nad kopią 4 tarcz Londyńskiego Big Bena. O pełnych godzinach z zegara odgrywane są fanfary, po czym następuje mechaniczna parada figurek, ukazująca 6 scen z życia różnych królów i królowych angielskich.

W uzupełnieniu jeszcze kilka informacji historycznych o budowli. Została wzniesiona w 1898r., wg projektu miejscowego architekta George’a McRae’a. Jej pierwotnym przeznaczeniem był targ produktów rolnych. Po I wojnie światowej targowisko zamknięto, a budowla pełniła rozliczne funkcje, m.in. biblioteki miejskiej. W latach 50-tych XXw., po licznych przeróbkach, popadła w stan zaniedbania i była zagrożona rozbiórką. Obecny stan jest efektem gruntownej odbudowy ukończonej w 1986 r.

Nazajutrz, drugie podejście do wieży - Tower okazało się bardziej pomyślne. Bez tłumów udało nam się dostać na górę, nacieszyliśmy oczy panoramą we wszystkich kierunkach. Teraz, po paru dniach buszowania po Sydney miało to jeszcze tę zaletę, że przyjemnie było rozpoznawać z wysokości znajome już nam miejsca, a także zlokalizować optycznie to, co jeszcze mieliśmy w planach.

Zdecydowałam się również na dodatkową atrakcję na wieży: Skaywalk. To taki spacer po zewnętrznym obrzeżu górnej krawędzi kapsuły widokowej. W tym celu trzeba założyć specjalny skafander (żeby coś nie sfrunęło, nie zaczepiło, lub w inny sposób nie zagrażało bezpieczeństwu), a w dodatku każdy przypinany jest do specjalnej uprzęży asekuracyjnej, która przez cały czas wędrówki utrzymuje nas jakby na smyczy. Trudno, może być i na smyczy, jednak i tak wrażenie z tego spaceru ponad miastem jest przyjemne. Szkoda tylko, że nie można mieć ze sobą aparatu fotograficznego. Możliwość robienia zdjęć pozostaje wyłącznie przez szybę, z górnego pomieszczenia wieży widokowej.

Po emocjach z wieży udaliśmy się do Aquarium, by relaksując się, poobserwować z bliska podwodny świat...

Kolejnego dnia przyszła pora na dzielnicę The Rocks oraz drugi (po operze) symbol miasta: most Harbour Bridge - oglądany z wszystkich stron; z wejściem na pylon widokowy i przejściem na drugą stronę - do wesołego miasteczka.

Zaczynałam relację od opery i do niej też powrócę na koniec. Bowiem, po tygodniu ocierania się o nią i za dnia, i przy wieczornym oświetleniu, po prostu zżyliśmy się z nią, wplotła się w naszą codzienność. Niby to tylko budowla, a jednak stała się nam tak bliska, dobrze znajoma, utrwalona we wszystkich pokładach pamięci... No cóż. Będzie nam jej brakowało.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Australii:
Porady i ważne informacje
Na zwiedzanie miasta wykupiliśmy kartę wstępu (za 90 AUD - w pakiecie taniej, niż kupując pojedyncze bilety wstępu) obejmującą 5 obiektów - taki pakiet podstawowy:
  • Opera,
  • Most - Harbour Bridge,
  • Wieża widokowa,
  • Aquarium,
  • Rejs - „Majestic Cruisesmart”
Ich zwiedzanie zrealizowaliśmy w ciągu 4 dni.
Autor: AniaMW / 2008.07
Komentarze:
Brak komentarzy.