Opuszczamy wspaniały
Fez i ruszamy na podbój następnych Cesarskich Miast, chociaż cesarza tak naprawdę w
Maroku nigdy nie było. Jedziemy zielonymi bogatymi w uprawy terenami do
Volubilis - strefy rzymskich ruin z początku naszej ery. Pomimo braku oznak troskliwości o zabytek w wielu miejscach podziwiamy świetne mozaiki podłogowe i resztki budowli. Ruszamy dalej i zaraz przejeżdżamy obok świętego miasteczka Mulaj Idris malowniczo położonego na osobnym wzgórzu, gdzie jeszcze do niedawna nie wolno było nocować niemuzułmanom. Po drodze jeszcze punkt widokowy na foto murów innego miasta i zaraz do niego wjeżdżamy -
Meknes. Właściwie, ze względu na korki i tempo to wtaczamy się. Nie dojeżdżamy do planowanych atrakcji, bo przychodzi wiadomość, że wszystko pozamykane i zwiedzania niet. Wysiadamy na placu el-Hedim przy zabytkowej bramie i zwiedzamy zastępczo podziemia tzw. ”więzienia chrześcijańskich niewolników”, które jak chcą przewodniki były po prostu magazynami. Podchodzimy jeszcze do mauzoleum Mulaja Ismaila, do którego też wejść się nie da (sjesta), po czym czas wolny na jedzenie. Chodzimy więc między murami w okolicach potężnej bramy Bab al-Mansur i placów el-Hedim i Lalla Auda. Z Meknes udajemy się na zwiedzanie
Rabatu, a potem na nocleg do
Casablanki. W Rabacie zatrzymujemy się przy meczecie Al-Sunna i idziemy oglądać bramę pałacu królewskiego. Oczywiście wszystko pod kontrolą - można fotografować nawet mundurowych różnych formacji strzegących bramy, ale podejść można tylko do określonego miejsca. Acha, takie zatrzymanie w pobliżu meczetu ma swoje zalety, bo zwykle przy meczecie jest kibelek. Pecunia non olet - i może datki niewiernych przeznaczone są na utrzymanie meczetu? Następnie cytadela Szella z ruinami rzymskiej osady i nekropolii Merynidów. Teren w dużej mierze opanowały bociany. Następny plac z pozostałościami starego meczetu i nowym mauzoleum. Po zrobieniu foto udajemy się do Kasby al-Udaja, gdzie za murami pomalowane na biało-niebiesko urokliwe uliczki. Po spacerze jedziemy dalej na nocleg do Casablanki, którą zwiedzamy nazajutrz. W Maroku wstęp innowiercom do meczetów jest zakazany, lecz są wyjątki. I właśnie do nowego meczetu w Casablance można wejść. Nie, nie jest to podyktowane jakąś tolerancją, ale chęcią imponowania - meczet Hasana II należy do największych na świecie i ma ponoć najwyższy minaret.
I tak naprawdę niewiele w Casablance można oglądać - plac Mohammeda V z budynkami z lat 30-tych XX wieku, nadmorska promenada, no i nowoczesny meczet; po mojemu to tak trochę szkoda straconego czasu, chociaż meczet swym ogromem robi wrażenie. Przy promenadzie dostępu do brzegu oceanu nie ma, bo teren prywatny i każdy właściciel stara się ukręcić swój biznesik.
Po opuszczeniu Casablanki zatrzymujemy się w Al-Dżadidzie i odwiedzamy portugalską cytadelę - mury obronne, XVI wieczna cysterna na wodę. W porcie możliwość posmakowania dań z owoców morza. Spod bramy cytadeli jedziemy przez kolorowe pagórki na nocleg. Foto zaokiennych kolorowych krajobrazów trochę psują przelotnie kropiący deszczyk. Nazajutrz przejazd do Essaouiry - portowego miasteczka oczywiście z potężnymi murami. Podczas zwiedzania też okresowo kropi, ale na koniec zwycięża słońce i jest czas na powrót na mury i zrobienie foto. Wyjeżdżamy do
Agadiru i tak dobiega końca wycieczka po ”Cesarskich Miastach”. Dzień oczekiwania na ”Magiczne Południe” spędzamy na zwiedzanie Agadiru i to umieszczę w następnej relacji.