Rzym - Fiuggi - Monte Cassino - Torre del Greco - Neapol - Pompeje - Sorrento - Rimini.
Była to kolejna wycieczka z serii uniwersyteckich. Tym razem padło na Włochy. Prawda jest taka, że liczyłam na zdecydowanie więcej. Chciałam zwiedzić chociażby Florencję czy Weronę po drodze, ale nie było czasu. I było to hasło reszty wycieczki.
Po długiej podróży przez Czechy i Austrię przyjechaliśmy prosto do hotelu Olimpic *** we Fiuggi. Jest to dość przyjemny hotelik, z ogrodem, ale jest stary i to się czuje. Przez kolejne dwa dni dojeżdżaliśmy stamtąd do Rzymu. Wszyscy byli „lekko” zdziwieni kiedy okazało się, że trzeba o 5 wstawać. No cóż. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) Zobaczyliśmy dużo najważniejszych miejsc, a przewodniczka to było mistrzostwo świata ! Po Rzymie poruszaliśmy się metrem - najlepsza opcja. Za autokar trzeba by było zapłacić krocie.
W pierwszej kolejności udaliśmy się do Fontanny di Trevi. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie ponieważ spodziewałam się, że jest ona mniejsza :) Oczywiście pieniążek został tradycyjnie wrzucony ;) Zobaczymy kiedy tam powrócę. Pani przewodnik poleciła nam przepyszne włoskie lody, które znajdują się po lewej stronie fontanny. Było warto się na nie skusić :) Następnie obok Kolumny Trajana przeszliśmy pod Panteon. Bardzo chcieliśmy wejść do środka, ale w związku z tym, że była to niedziela i w środku odbywała się Msza, nie wpuszczono nas, a jak wiadomo nie było czasu na czekanie.
Dalej poszliśmy do Bazyliki Santa Maria sopra Minerva z charakterystyczną kolumną ze słoniem na placu przed wejściem. Następnie Pani przewodnik zaprowadziła nas na Plac Navona, na którym znajduje się fontanna zrobiona w taki sposób, że gdy się na nią patrzy wydaje się jakby to wszystko się ruszało. Kolejnym naszym celem był Anioł Pański na Placu Świętego Piotra, ale o tym osobno ;).
Po wizycie w Watykanie, poszliśmy pod Zamek Świętego Anioła, dalej przez most św. Anioła, później był krótki przystanek na Campo di Fiori. Dalej szliśmy obok ruin Lago di Torre Argentina tak zwanego kociego sanktuarium, a następnie pojechaliśmy metrem pod Pomnik Vittorio Emanuele II. Spędziliśmy tam chwilę, później przez Kapitol do Forum Romanum. Mieliśmy określony czas na zwiedzanie ruin, ponieważ później na konkretną godzinę byliśmy umówieni do Koloseum. Umówieni, bo wpuszczono nas poza kolejką ;) Koloseum również zrobiło na mnie wrażenie, ale raczej negatywne, w sensie, ze byłam pewna, że jest większe ! To był koniec wrażeń na ten dzień, wróciliśmy do Fiuggi.
Kolejnego dnia zobaczyliśmy Schody Hiszpańskie, Plac Popolo i znowu wizyta w Watykanie. Po całym zwiedzaniu pojechaliśmy do bazyliki Santa Maria in Cosmedin, gdzie w przedsionku ustawione są Usta Prawdy. Wkłada się tam rękę i kiedy się skłamało to ręka zostanie obcięta - taka legenda ;) Stamtąd zabrano nas do Circo Massimo i dalej do Bazyliki na Lateranie. Jest to bazylika w której nowy Papież odprawia swoją pierwszą Mszę. W budynku po drugiej stronie ulicy znajdują się Święte Schody, którymi Pan Jezus szedł do Piłata. Można przejść nimi na kolanach, natomiast kto nie ma na to ochoty bądź czasu jak my, może przejść zwykłymi schodami na górę gdzie znajduje się kaplica Świętego Sakramentu.
Byliśmy wykończeni po całym dniu, ale żal było wracać do Fiuggi ze świadomością, że na jakiś czas, może nawet na zawsze trzeba opuścić Wieczne Miasto. Mieliśmy jakiś dziwny niedosyt.
Następnego dnia spakowani udaliśmy się na południe Włoch do Neapolu. W drodze zobaczyliśmy cmentarz na Monte Cassino. Nieprawdopodobnie wzruszające miejsce... Oprócz tego zwiedziliśmy również Kaplicę w klasztorze Benedyktynów oraz dziedziniec.
Neapol zwiedziliśmy przede wszystkim z pokładu autokaru. Średnio jak dla mnie... Zaczęła się psuć pogoda, trochę nas popadało jak już wyszliśmy na piesze zwiedzanie. Sądziłam, że Neapol zrobi na mnie piorunujące wrażenie jako miasto tak różne od Rzymu, ale po pierwsze byliśmy zmęczeni, po drugie wiecznie nie było czasu, po trzecie pogoda do bani. No cóż, może uda się wrócić i zobaczyć w innym świetle to specyficzne miasto. W związku z tą pogodą nieszczęsną nie popłynęliśmy na Capri ani nie weszliśmy na Wezuwiusza co było dla mnie ciosem poniżej pasa. Dlatego wiem, że po prostu muszę tam wrócić i uzupełnić te braki na prywatnej mapie podróży ;).
Następnego dnia mieliśmy możliwość zwiedzenia Pompei, z kapitalną przewodniczką :) Pani Basia mieszka 35 lat w Neapolu i mówiąc po polsku ma akcent Włochów z południa, a do tego jest bardzo przebojowa. Dzięki niej zobaczyliśmy Pompeje w bardzo ciekawej odsłonie. Jako, że z tym Wezuwiuszem nie wyszło, organizatorzy postanowili nas zabrać do Sorrento. Przepiękna miejscowość nadmorska, z czarnymi małymi plażami, właściwie są to tylko skrawki, ponieważ zachodnia strona Półwyspu Apenińskiego jest wybrzeżem skalistym, natomiast wschodnia piaszczystym. Następny dzień był wolny - niby na plażowanie, ale wiał silny wiatr i było po prostu zimno... Dlatego zostaliśmy w Hotelu Holidays *** w Torre del Greco, trochę chodziliśmy po miejscowości, ale przed sezonem to jeszcze nic się tam nie działo. Tęsknie spoglądaliśmy w stronę Capri - dla nas niedostępnej ... :(.
W drodze powrotnej musieliśmy dla bezpieczeństwa zatrzymać się gdzieś na 9h. Autobus oraz kierowcy musieli odpoczywać. Padło na Rimini. Po ówczesnym „zwiedzeniu” San Marino, mieliśmy aż 9h na plażowanie, ale było tak zimno i tak brzydko, że przesiedzieliśmy w galerii handlowej a później w knajpie oglądając mecz finałowy Ligi Mistrzów - na pocieszenie przynajmniej moja ukochana drużyna wygrała ;).
Po całej tej wyprawie czuję bardziej niedosyt niż satysfakcję. Uważam, że trzeba to będzie powtórzyć, ale w innej formie. Już nawet mam pomysł jak ;).
Brak komentarzy. |