Meksyk to dla mnie definicja IDEALNYCH wakacji !!! Nie wiem jak inaczej opisać ten cudowny, zróżnicowany kraj, którego ponoć się nie opisuje „tylko wierzy w Niego z namiętnością i pasją”... W Meksyku jest wszystko, czego można chcieć i jeszcze więcej: rajskie plaże, malownicze scenerie, wyśmienita kuchnia, fiesty rodem z filmów, a wszystko to w otoczeniu starożytnych zabytków i niesamowitych okoliczności przyrody. Zapraszam do wspólnej meksykańskiej podróży, zakrapianej tequillą, takos z guacamole, a przede wszystkim lazurkami ;).
Ci, którzy znają mnie bliżej wiedza, że już rok temu uparłam sie na Karaiby, ale wtedy nie wyszło jeszcze z Meksykiem. Była za to Dominikana i teraz z perspektywy czasu wiem, że taka właśnie powinna być kolejność ;). W tym roku nie było już bata, żeby do Meksyku nie dolecieć! Termin do najtańszych nie należy, ale co tam szczęście jest wyborem ;).
Całą podróż zorganizowaliśmy sobie od A do Z na własną rękę. Lot bukujemy na 2 tygodnie przed wylotem na stronce niemieckiego przewoźnika. Linie air Berlin z Dusseldorfu do Cancun. Wybór hotelu okazał się dużo trudniejszy niż by się wydawało, bo wszystko drogie i strasznie obłożone w naszym terminie :(. Wreszcie stanęło na Pavo Real Beach Resort w Tulum. Rezerwacja dosłownie na ostatnia chwile z all inclusive w domu z widokiem na morze, która okazała się strzałem w 10-tke - https://www.youtube.com/watch?v=UaJ6z3itQ94.
Hotel w Tulum wybraliśmy przede wszystkim ze względu na cudowną plażę i lokalizację. Dużo mniejszy niż większość na riwierze, wręcz kameralny, all inclusive trochę skromniejsze niż w innych hotelach tej kategorii (porównując do IFA Villas na Dominikanie) a poza tym same plusy i super klimacik. Hotelowa plaża bez zarzutu. Leżaczki tak, jak lubię w odstępach od siebie, żadnych trudności w znalezieniu wolnych o każdej porze dnia! Do wodopoju dwa kroki, drineczki w dużych kubkach (!) a barmani aż za bardzo wczuwali się w rolę ;). Jest dokładnie tak, jak sobie wyobrażaliśmy ;).
Okolice Pavo Real to same guest-housy, z większych hoteli jest tylko Dream Tulum, reszta w sporej odległości. Można spacerować bez świadków ;). Plaża ekologiczna ze względu na żółwie, które na całej długości składają jaja, a ochrona pilnuje, żeby nikt nie zadeptał. Anyway nam okolica się bardzo podobała ;).
No to czas ruszyć z leżaczka i w drogę. Pierwsze dni pobytu to była totalna laba, ale trzeba KONIECZNIE coś w Meksyku zobaczyć, bo atrakcji bez liku. Jako, że było nas 4 osoby postanowiliśmy zrobić wycieczki na własną rękę, wypożyczając auto. Samochód załatwiamy przez hotel i już od rana przyjeżdża po nas kierowca, załatwiamy formalności i w drogę (potrzebna karta kredytowa jako gwarancja). Koszt za małe autko śmieszny, bo 50$ za dzień, więc na dwie pary rozkłada się bardzo mało, nawet po doliczeniu benzyny, tańszej zresztą niż w Europie. Autko wystarczy wziąć na 2-3 dni, bo odległości z naszego hotelu w sam raz, więc tyle nam było potrzebne do zaliczenia największych atrakcji: ruiny w Tulum, Coba, piramidy w Chichen Itza, Valladolid, cenoty oraz Playa del Carmen.
Na pierwszy rzut idą piramidy Majów. Dojazd fajną droga z naszego hotelu blisko 1,5 godziny! Wstep 145 pesos/os. Ciężko się zwiedza w takim upale, ale Chichen Itza trzeba zobaczyć obowiązkowo! Mamy szczęście, bo na własną rękę docieramy tam jeszcze w miarę wcześnie. Około południa tabuny wycieczek oblegają to miejsce. W Chichen Itza jest BARDZO DUZO stoisk z pamiątkami ! Zwykle są trochę droższe niż w kurortach, ale czasem można sporo utargować. Ja znalazłam super maskę, w kolorku, którego wcześniej nigdzie nie widziałam, więc od razu dokonałam zakupu. Gdyby nie ten upał to po Chichen Itza można by chodzić cały dzień. Poza zona archeologica jest fajny hotel i bardzo dużo zieleni. Zresztą w takiej scenerii większość grupowych wycieczek ma lunch.
W drodze powrotnej z Chichen zahaczyliśmy o miasteczko Valladolid. Chciałam tam koniecznie zrobić fotkę kobietom ubranym w tradycyjne, bialo-kwieciste, meksykańskie sukienki, ktorych tam podobno bez liku... Niestety po krótkim czasie zaczął padać deszcz, a następnie lało jak z cebra przez około 2 godziny. To był pierwszy i zarazem ostatni deszcz w Meksyku, bo poza tym to przez cały czas mieliśmy full słońca tj. przysłowiowa lampa non stop przez cały pobyt. Miasteczko kolonialne, fajne uliczki, kilka większych sklepów także można tam wstąpić po drodze z piramid, zresztą większość wycieczek tez ma to w programie. Zdjęć z miasteczka ze względu na deszcz brak, są tylko z knajpy na rogu vis a vis katedry San Bernardino na centralnym placu. Polecam tą knajpę w meksykańskim stylu, jedzenie pychotka i bardzo tanio. Tam właśnie jedliśmy przepyszne guacamole (ostra taka, że aż paląca, bo u nas w hotelu to trochę za łagodna) oraz tortille z kurczakiem, a do tego oczywiście piwko z limonką.
Gdyby nie kiepska pogoda to pewnie wstąpilibyśmy do rezerwatu Rio Lagartos w okolicach Valladolid, słynącego z tysięcy różowych flamingów gromadzących się w lagunach! Uciekając przed deszczem zahaczamy o Cobe. Jak docieramy na miejsce to już mamy znowu słoneczko. Niestety jest po 16, a tam czynne tylko do 16.30,wiec kasy są już zamknięte, więc omija nas ta atrakcja. Dookoła nie ma nic więcej poza kilkoma sklepami, droższymi zresztą niż gdziekolwiek indziej... Szczerze pisząc to Coba nie robi na nas wrażenia i gdyby nie była po drodze, to pewnie w ogóle byśmy się nie fatygowali. Pomiędzy dwoma jeziorami rozciągają się starożytne ruiny Majów. Ścieżka do piramidy przez dżunglę, w cieniu, ale za to pewnie w towarzystwie owadów. Z pewnością nie da rady tam wejść w japonkach. Być może widok z góry wynagradza wszystko, ale nie było nam dane wejście...
Czas na gwóźdź programu, czyli wycieczkę do ruin w Tulum. Nie, żeby Chichen mnie nie zachwyciło, ale Tulum to inna bajka, bo historia połączona z lazurkami i cudowną kąpielą, a wszystko to w przepięknych okolicznościach przyrody. I takie powinno być zwiedzanie!
Wstęp do Tulum 59 pesos (przy wjeździe na parking). Potem jeszcze 1 dolar za kolejkę, która dojeżdża do strefy archeologicznej. W Tulum jest tez sporo fajnych sklepów, my prawie wszystko tam kupiliśmy. Duży wybór i cenki lepsze niż w Playa. Można by tak spędzić cały dzień. Mamy to szczęście, że zwiedzamy na własną rękę, tym bardziej, że nasz hotel za miedzą, więc spędzamy tam większość dnia. Ludzi bez liku, ale kąpiel jest cudowna, a lazurki aż walą po oczach. Żadne fotki nie są w stanie tego oddać!
W drodze powrotnej z Tulum zaliczamy jeszcze cenote Dos Ojos. W okolicy naszego hotelu jest ich pełno, wiec odpuszczamy słynna Ik Kill na koszt Dos Ojos - http://cenotedosojos.com/.
Tak w dużym skrócie wyglądały nasze meksykańskie wakacje.
W Meksyku spędziliśmy cudowne i jedne z naszych, najlepszych wakacji. To jest kraj, który może zaspokoić potrzeby KAZDEGO turysty !!! Zadowolony wróci zarówno wielbiciel plaż, jak i zwiedzania, smakosz i miłośnik przyrody. Nie znaleźliśmy przez cały pobyt praktycznie żadnych minusów, no może poza jednym - nie wszyscy znają angielski. Dla nas podróżujących na własną rękę to było dość zauważalne, bo nawet w naszym hotelu nie wszyscy mówili po angielsku. To był jedyny minus podczas pobytu w Meksyku! Ogólnie jesteśmy MEGA zadowoleni z pobytu, z hotelu i z całego Meksyku !!!
Wróciliśmy zauroczeni na maxa, choć na lotnisku w drodze powrotnej spotkał nas przykry incydent... Nie wiem jakim cudem okazało się, że nie mamy karty turystycznej, którą TRZEBA okazać także przy wyjeździe. W ten oto sposób zmuszono nas do zapłacenia prawie 50 dolarów za brak karty. Trochę mnie wykurzył ten wymóg i takie podejście do turysty, tym bardziej, że wypełnienie nowej karty i zaplata za nią wiązała się ze znacznym opóźnieniem naszej odprawy. Na widok pilotów i stewardes podchodzących do odprawy to już mega się zestresowałam, bo do samolotu wchodziliśmy jako ostatni.
Ogólnie Meksyk polecam KAZDEMU BEZ WYJATKÓW. My byliśmy zdecydowanie za krótko, ale od czego są następne razy :D. Jeśli miałabym porównać Meksyk do Dominikany to bez wątpienia wygrywa Meksyk, który u mnie jest w pierwszej trojce najlepszych podróży!!!
kawusia6 | Katerina- piękne zdjęcia, super relacja :) Sama mogłam rozkoszować się widokami i zabytkami Meksyku...i zgadzam się z Tobą, że jest to super kierunek na wakacje. Każdy znajdzie tu coś dla siebie- i wielbiciele starożytnych kultur i miłośnicy wspaniałych plaż.A więc Viva Mexico :) |
katerina | Nic dodac,nic ujac Ewelus ;) |
EwelaEM | Meksyk rulez! ;) Kilka razy mogłam tam być i zawsze mam niedosyt! :) |
katerina | Onka bylam na Dominikanie i w Meksyku.Oba miejsca przepiekne,ale Meksyk zdecydowanie wygrywa ;) |
onka37 | Nie zdawałam sobie sprawy że Meksyk jest aż tak cudny!!! marzę o Dominikanie, ale Meksyk powala.... |
katerina | Piea kochana Meksyk i jeszcze raz Meksyk ;)Nie bedziesz sie tam nudzic :) To jest kraj,ktory spelnia wszelkie oczekiwania! |
piea | Kasia, ale mi zadałaś teraz ćwieka z tym Meksykiem..., po Twoich peanach tylko się utwierdziłam w przekonaniu, że warto by tam pojechać....; teraz, to ja już sama nie wiem co najpierw? :)), ale kusi ten Meksyk, oj kusi....:) |
katerina | Dzieki Sonia! Tobie tez zycze spelnienia tego marzenia ! |
Soniza89 | Katerina super relacja . Meksyk jest moim marzeniem od njamlodszych lat i tez mam nadzieje ze spelni sie jak najszybciej :) |
katerina | Patka w takim razie zycze Ci z calego serca,zebys wkrotce tam dotarla !!! Ja tez sporo musialam czekac na spelnienie mojego,meksykanskiego marzenia,ktore na miejscu okazalo sie jeszcze lepsze od oczekiwan.Meksyk zaliczam do top 3 najlepszych podrozy mojego zycia ! |
Patka | Zaczęłaś tę relację chyba najlepszym możliwym zdaniem :) Mam takie same odczucia co do tego kraju, w którym jestem bezgranicznie zakochana, chociaż go jeszcze nie widziałam na własne oczy :) |