Podróż do Cairns była całkowitym przypadkiem, choć planowana od kilku miesięcy. Gdyby nie fakt, że nie mogłam wziąć w pracy dłuższego urlopu to pewnie wylądowalibyśmy gdzieś w Azji... Nic jednak straconego, bo zawsze chciałam pojechać w australijskie tropiki, ponurkować na Rafie i poczuć taki prawdziwy australijski klimat, który zawsze wyobrażałam sobie jeszcze przed przyjazdem do Australii.
3 godziny lotu z Melbourne przeniosły mnie w zupełnie inny świat. Praktycznie czułam się jakbym była gdzieś w Azji lub na wyspie na Pacyfiku, szczególnie po drodze z lotniska w Cairns do Port Douglas... podobne widoki pamiętam z Malezji i Nowej Kaledonii, jedyne, co mi przypomniało o tym, że nadal jesteśmy w Australii były iście prawdziwe australijskie ceny...
Pierwszy przystanek to Port Douglas. Zatrzymaliśmy się w hotelu QT, który w całym moim podróżniczym życiu zasługuje na miano jednego z najlepszych, w jakich miałam miejsce odpoczywać. Port Douglas jest małym turystycznym miasteczkiem z piękną 4 Mile Beach. Wszyscy mi mówili, żeby nie poświęcać zbyt dużo czasu na Cairns, tylko od razu jechać do Port Douglas. Teraz to rozumiem, piękne miejsce, całkowicie wyluzowane, w którym zdecydowanie mogłabym mieszkać. Wszystkiemu uroku dodała przepiękna pogoda, którą mogliśmy się cieszyć przez cały pobyt na Północy. Nie to, co w Melbourne... Pocieszam się tylko tym, że w Melbourne przynajmniej nie mamy cyklonów, które w Cairns i okolicy pojawiają się praktycznie każdego lata...
Z Port Douglas warto wybrać się do Daintree - lasu deszczowego, my z powodu bardzo napiętego grafika dotarliśmy tylko do Mosman Gorge, od którego można zacząć zwiedzanie Daintree i poczuć jego klimat. Można też zanurzyć się w wodach Mosman River - dobre na upały. Z Port Douglas wypływa większość łódek na nurkowanie na Rafie, my wybraliśmy się do Low Isles na półdniowe snorkowanie. Wycieczka była bardzo krótka ale było warto popatrzeć na różnego rodzaju korale i kolorowe rybki. Low Isles jest miejscem, gdzie przy ładnej pogodzie można obserwować żółwie. Niestety, mój podwodny aparat szybko wysiadł i nie dane mi było porobić więcej zdjęć...
Po Port Douglas wybraliśmy się na noc do Palm Cove. Palm Cove słynie z pięknej plaży. Praktycznie oprócz hoteli i kilku restauracji wzdłuż promenady nie ma tu nic. Jest to dobre miejsce na relaks i popróbowanie świeżych owoców morza.
Po nocy w Palm Cove udaliśmy się do Cairns. Cairns jest sporym miastem, ale faktycznie nie warto zostawać tu na dłużej, 1-2 dni wystarczy, aby poczuć klimat i atmosferę tego miejsca. Ładniejsze widoki i plaże można znaleźć natomiast jadać dalej na północ. Plaży tutaj praktycznie nie ma, dlatego wybudowano tu publiczne baseny przy samej promenadzie, aby ulżyć mieszkańcom i turystom w życiu w niekończącym się upale. Cairns to dobre miejsce na posmakowanie nocnego życia, ale przede wszystkim jest to baza wypadowa na Rafę i miejscowości takie jak Port Douglas.
5-cio dniowy wyjazd ze względu na ograniczony czas, a wiec i napięty grafik chyba bardziej nas wymęczył niż dal nam wypocząć, ale na prawdę było warto zobaczyć trochę inną, tą lepszą stronę Australii (z punktu widzenia krajobrazowo-pogodowego) przed przylotem do deszczowego tego dnia Melbourne i 12 stopni Celsjusza...
Cairns dysponuje międzynarodowym lotniskiem, więc można się tu dostać bez większych problemów bez postoju w innych australijskich miastach. Najlepiej z lotniska wypożyczyć samochód, aby móc się względnie swobodnie poruszać pomiędzy miejscowościami turystycznymi i plażami. Z lotniska dostępne są także busy np. do Port Douglas.
W samym Port Douglas dostępne są busy kursujące na trasie hotele-centrum miasta/port. Najlepsza baza wypadowa na nurkowanie na Rafie jest Port Douglas z bogata oferta wycieczek. Wycieczki nurkowe/snorkowe to koszt od 200 AUD za osobę. W ofertach lokalnych agencji są także wycieczki do Daintree oraz do innych okolicznych atrakcji, jak park krokodyli, itp. Port Douglas i Palm Cove słyną z jednych z najlepszych ośrodków spa w Australii.
Brak komentarzy. |