No i stało się.... Po raz siódmy gwiazda zawitała do
Egiptu:) Dla Kingi był to pierwszy raz więc sama zajęłam się organizacją. W tym czasie jednak bardziej opłacało się jechać z biurem podróży niż kombinować na własną rękę. Tydzień w Sharmie rozpoczął się...na lotnisku w Warszawie:/ 10godzinny poślizg na lotnisku przyczynił się do zbiorowego kaca kiedy wsiadaliśmy do samolotu zamiast o 9 rano- po 7 wieczorem... W Sharmie przywitał nas wiatr i temperatura 15stopni, Kinga troszkę się przestraszyła, że ”jutro nie będzie słońca, będzie padać” itp, ale słońca było pełno. W dzień- jak zwykle, opalanie, leniuchowanie, wycieczka po arbuza do Old Market, szybkie zakupy w Naama itp. Wieczory? Środowa Ladys Night w Little Buddzie, czwartkowe House Nation w Pachy, niespodziewane spotkanie w Hard Rock... Nie obyło się bez przygód i szycia nogi Kingi. Swoją drogą po raz pierwszy miałam okazję poznać egipską prywatną służbę zdrowia... wrażenia? niezapomniane:) Po wizycie u ”lekarza” pojechałyśmy na quady- prywatna wycieczka na 4 quady zorganizowana przez biuro Mohameda kosztowała nas po 90 LE- biedni turyści z Polski płacili 2 razy tyle jak nie więcej;) Tydzień minął za szybko, a na Okęciu powitał nas śnieg i mróz- nie muszę chyba pisać, że obie byłyśmy w japonkach...;)