Któż z nas choć raz nie użył sformułowania „Ale Sajgon” mając na myśli sporych rozmiarów bałagan? Wszyscy je znamy jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, iż wymienia w ten sposób nazwę byłej stolicy Wietnamu Południowego. Olbrzymich rozmiarów metropolia, licząca ok 6,5 miliona mieszkańców jest największą w całym kraju, a swoimi budowlami konkuruje z obecną stolicą - Hanoi.
Mimo, iż Sajgon nie jest już miastem stołecznym, to właśnie tutaj znajduje się centrum finansowe i gospodarcze Wietnamu. Sami mieszkańcy, nieco na wyrost i raczej ze względu na funkcje często porównują je do amerykańskiego Nowego Jorku. Hanoi zaś przypisują rolę Waszyngtonu. Poznajmy zatem Ho Chi Minh - miasto wciąż odradzające się po bolesnej lekcji historii sprzed prawie 40 lat.
Sajgon czy Ho Chi Minh?
To wietnamskie miasto wciąż funkcjonuje pod obiema nazwami, aczkolwiek tylko jedna z nich jest oficjalna. Po zdobyciu Sajgonu w 1975r. przez północno-wietnamskich komunistów zadecydowano o przemianowaniu nazwy miasta na Ho Chi Minh. Nie przypadkowo wybrano taką właśnie nazwę. Jest to bowiem imię i nazwisko jednego z ówczesnych komunistycznych polityków Wietnamu. Jego tłumaczenie jest bardzo symboliczne i typowe dla filozofii komunistycznej, a mianowicie - „duch, który przynosi oświecenie”. Zbyt wielkiego oświecenia jednak chyba nie przyniósł, skoro po dziś dzień większość rdzennych mieszkańców (nie sympatyzujących z obecną władzą), używa starej nazwy Sajgon. Taką samą nazwę ma też dzielnica nr 1 Ho Chi Minh (tylko kilka dzielnic ma swoje nazwy, reszta jest ponumerowana).
Ruch uliczny - to prawdziwy „sajgon”.
Jeśli ktoś uważa, że słynne powiedzenie „ale Sajgon” odnosi się tylko do dużych zniszczeń po wojnie wietnamskiej w tym mieście, za chwilę z pewnością zmieni swoje zdanie. Miasto bowiem zostało sprawnie odbudowane, natomiast pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest jego ruch uliczny. Nie obowiązują w zasadzie żadne przepisy ruchu drogowego. Jeździ się jak komu wygodnie prawą, bądź lewą stroną jezdni. Kierowcy nie zwracają też zwykle uwagi na to czy świeci się czerwone czy zielone światło na sygnalizatorach (o ile w ogóle są i działają). Wietnamczyków nie rozśmieszyłby też odcinek słynnej „Nauki jazdy”, w którym pewna kursantka na polecenie „na rondzie w lewo” skręca pod prąd. To bardzo popularny w Wietnamie sposób pokonywania skrzyżowań o ruchu okrężnym. Zaznaczyć należy, iż ulice Ho Chi Minh są niesamowicie zatłoczone. Przede wszystkim wszelkiego rodzaju jednośladami, są ich tu setki tysięcy. Mimo tak dużego natężenia ruchu i braku stosowania się do kodeksu drogowego ulice można porównać do rzeki. Tak jak bowiem płynąca woda w rzece jest wciąż w ruchu i omija wszystkie przeszkody tak samo zachowują się wietnamscy kierowcy. Każdy ma tu dla siebie trochę miejsca i brnie przed siebie wymijając kolejne samochody, inne jednoślady czy przechodzących na pasach pieszych. Podkreślić trzeba, iż wypadki zdarzają się niebywale rzadko.
Kultura i religia.
Gdy przywykniemy już do specyficznego ruchu na ulicach (co nie jest łatwe), warto rozpocząć zwiedzanie miasta. Wietnamczycy są bardzo przywiązani do swojej historii, dlatego jednym z przystanków na mapie Ho Chi Minh powinno być Muzeum Narodowe. W jego wnętrzach podziwiać można różnego rodzaju wykopaliska archeologiczne, świadczące o wysokim stopniu rozwoju ludności zamieszkującej te tereny na długo przed naszą erą. Antyczna ceramika czy stroje sprzed wieków na pewno zainteresują turystów-historyków. Co budzi jednak największy zachwyt to kolekcja najrozmaitszych posągów Buddy, która nakreśla spore nieraz różnice pośród jego wyznawcami w całej Azji. Jedną z części zwiedzania muzeum jest krótki lalkowy pokaz na wodzie. To typowa rozrywka wietnamska sprzed lat. Na scenie ulokowanej na niewielkim zbiorniku z wodą odbywa się spektakl z lalkami. Ukazywana przez nie historia zwykle jest jednak niezbyt zrozumiała dla Europejczyków, co często z tego względu wywołuje salwy śmiechu.
Kolejnym często odwiedzanym miejscem w byłej stolicy jest Nefrytowa Cesarska Pagoda - świątynia taoistyczna z początku XX w. W środku zostaniemy olśnieni bogatym wzornictwem oraz kilkoma posągami bóstw zarówno taoistycznych jak i buddyjskich wykonanych z masy papierowej. Słodki zapach tlących się na dziedzińcu kadzidełek jest jeszcze silniejszy w jej środku i może przyprawić o zawrót głowy. Co ciekawe w świątyniach tego typu w odróżnieniu od katolickich nigdy nie panuje zupełna cisza. Głośne zachowanie turystów i błyski fleszy z ich aparatów w ogóle nie przeszkadzają wiernym, którzy trzymając w złożonych rękach kadzidełko z zamkniętymi oczami pogrążeni są w modlitwie.
Najnowsza historia.
Po wojnie wietnamskiej miasto zmieniło swoje oblicze nie do poznania. Przez blisko 40 lat powstało tu kilka godnych uwagi wieżowców, sprowadziły się liczne światowe korporacje, a samo miasto stało się bardziej otwarte na turystów, których rocznie przybywa tu blisko 3 miliony. Prawie wszystkich z nich interesuje zwykle ten sam temat - wojna w Wietnamie. Związanych z nią miejsc w Sajgonie jest mnóstwo, jak chociażby udostępnione dla zwiedzających, położone niedaleko słynne podziemne tunele Cu-Chi, w których ukrywali się żołnierze Vietkongu. My jednak polecamy wizytę w miejscu, gdzie wojna została oficjalnie zakończona. Pałac Ponownego Zjednoczenia - tak dziś oficjalnie nazywana jest ta monumentalna budowla. Miejsce o tyle majestatyczne co i historyczne. Wybudowany w XIX w. przez Francuzów miał scalić całą francuską kolonię na tych terenach. Później, gdy na mocy konwencji genewskiej Wietnam podzielono na dwie części wzdłuż 17. Równoleżnika, siedzibę swoją miał w nim prezydent Republiki Wietnamu. Zwany wtedy Pałacem Niepodległości był ostatnim bastionem Południowego Wietnamu. Dziś na jego dziedzińcu zobaczyć można dwa czołgi. Jeden z nich 30.04.1975r. dokładnie o 10.45 przebił się przez bramę pałacu, kończąc oficjalnie wojnę wietnamską.
W bezpośrednim sąsiedztwie pałacu znajdziemy jeden z głównych parków Ho Chi Minh, a zaraz obok dostrzec można... najważniejszą katolicką budowlę w mieście - bazylikę Notre Dame. Poza nazwą nie ma jednak zbyt wielu podobieństw do tej paryskiej, ale ciekawość budzi figura Matki Boskiej usytuowana na placyku przed katedrą. Figura została sprowadzona przez jednego z sajgońskich arcybiskupów z Watykanu. W 2005r. miasto ogarnęło istne szaleństwo, gdyż zauważono, iż po prawym policzki Matki Boskiej spływa łza. Dniami i nocami bazylika była oblężona przez wiernych. Zaznaczyć trzeba, że społeczność katolicka Ho Chi Minh stanowi ok 10%. Dopiero po kilku dniach w oficjalnym komunikacie Kościoła Katolickiego zaprzeczono jakoby spływająca łza była cudem. Nie zmieniło to jednak nastawienia wiernych, którzy przez kilka dni jeszcze pozostawali pod figurą trwając w modlitwie.
Będąc pod bazyliką zaledwie kilka kroków dzieli nas od najstarszej i najbardziej okazałej poczty w Sajgonie. Ten piękny budynek przedstawia typową zabudowę z czasów kolonialnych. Zegar nad drzwiami wejściowymi często wprowadza w błąd turystów, którzy mylą tę budowlę z dworcem. Wchodząc jednak do środka nie ma już złudzeń, dokąd trafiliśmy - olbrzymich rozmiarów sala z okienkami do obsługi klientów przypomina stare czasy, a o najnowszej historii nie daje zapomnieć obraz Ho Chi Minha na jednej ze ścian.
Zakupy.
Ben Than Market - to miejsce w Sajgonie, do którego musi się udać absolutnie każdy zwolennik targowania się i zakupów w dobrych cenach. Olbrzymich rozmiarów zadaszony targ, na którym równie łatwo znaleźć mnóstwo pamiątek co się zgubić. Przed wejściem do niego warto rozejrzeć się za jakimś punktem orientacyjnym, którego będziemy wypatrywać chcąc później trafić w to samo miejsce. Poza mało oryginalnymi pamiątkami dostępnymi w każdym zakątku świata można znaleźć tu m.in. tkaniny w ciekawym wzornictwie, artykuły elektroniczne, galanterię, a także posilić się typową wietnamską kuchnią. W tym miejscu należy zaprzeczyć jakoby pies był kulinarnym przysmakiem, który często serwuje się turystom bez ich wiedzy. Mięso psa rzeczywiście bywa spożywane przez mieszkańców tego kraju, ale odbywa się to w sposób rytualny, który ma zapewnić odwrócenie złego losu. Jest również wysoko cenione i nie sposób natknąć się na nie przypadkowo w restauracji. Rzeczą, którą najbardziej należy polecić wszystkim odwiedzającym ten market to Coffee Luwak (Kopi Luwak). Wietnam należy do nielicznych krajów Azji południowo-wschodniej, gdzie zbiera się ten rodzaj kawy. Małe zwierzęta, zwane łaskunami, jędzą owoce kawowca, po czym lekko nadtrawione wydalają je. Dzięki temu procesowi kawa traci swój gorzki smak i staje się bardzo delikatna. Ze względu na niewielkie zbiory Coffee Luwak (ok 400kg rocznie) jest najdroższą kawą świata, której filiżanka w europejskich kawiarniach kosztować może ok 50 USD. Na Ben Than jest znacznie taniej - 50g można nabyć już za ok 3USD.
Brak komentarzy. |