Bułgaria to kraj kontrastów, gdzie piękno natury sąsiaduje z brzydotą brył socjalistycznych hoteli, a niesamowita kultura z kiczem pamiątek i podróbek. Taka sama jest bułgarska muzyka - ludowym dźwiękom towarzyszą klawisze syntezatora, a wielomilionowe budżety teledysków sponsorowane są przez mafię.
Jadąc na wakacje, lokalna muzyka jest nieodłącznym elementem wypoczynku. Słysząc niektóre utwory, tęsknimy za tymi znanymi z polskich rozgłośni radiowych czy MTV. Czasem jednak jest odwrotnie, utwory wpadają nam w ucho, przez co poszukujemy płyt lokalnych wykonawców, które mogą być super pamiątką z wakacji. Przyjrzyjmy się zatem najpopularniejszym bułgarskim „gwiazdą” - oto krótki przegląd artystów Made In Bulgaria.
Przyjeżdżając do Bułgarii nie jest trudno ustalić, jak wygląda miejscowy kanon piękna. Do amatorskiego badania kulturoznawczego wystarczą: sprawny telewizor, pilot i kablówka. W bułgarskiej telewizji są dostępne przynajmniej trzy kanały raczące naród produkcjami muzycznymi. Pierwszą myślą, która zazwyczaj przychodzi do głowy po 20 minutach oglądania któregoś z pasm jest pytanie, czy właśnie nie trafiliśmy na recital jednej z miejscowych gwiazd. Piosenka za piosenką, teledysk za teledyskiem nie zmienia się ani dziewczyna, ani fabuła klipu. Mocno umalowana blondynka z mocnym tapirem wije się na masce najnowszego Audi/Mercedesa/BMW/Lexusa (niepotrzebne skreślić) w dość ordynarnych ciuchach. Znające język rosyjski (lub chociażby alfabet) osoby szybko dojdą do wniosku, że owa blondynka za każdym razem ma inne imię. Niekoniecznie oznacza, że występuje za każdym razem pod innym pseudonimem, lecz po prostu bułgarskie „gwiazdy” są do siebie bliźniaczo podobne. Można by rzec, że powstają z jednej matrycy. Piosenkarki muszą mieć blond fryzurę, ultra mocny makijaż, poprawiony biust (naprawdę wszystkie!) i szereg wystudiowanych min i póz, przypominających raczej erotyczne produkcje klasy C niż teledyski.
Nie inaczej sprawa ma się w kwestii panów. O ile ich nie dotyczy wymóg silikonowych piersi, tak przymusem są blond pasma, regulacja brwi i zawadiackie spojrzenie spod okularów przeciwsłonecznych. Naprawdę jest na co popatrzeć!
Bułgarzy chyba najbardziej na świecie cenią własną muzykę. I nie chodzi tutaj o ludowe kapele oraz bułgarskie odpowiedniki „Mazowsza”. Numerem 1 na listach miejscowych list przebojów są piosenki reprezentujące tzw. Chalgę, czyli dziki miks elementów ludowych i muzyki Dance. Brzmi strasznie? Uwierzcie, że w rzeczywistości jest jeszcze gorzej.
Trudno mówić o jakichkolwiek reprezentantach Chalgi w Bułgarii - większość z nich wygląda niemal identycznie i brzmi tak samo. Warto jednak wspomnieć o królu i królowej bułgarskiej sceny Chalga.
Największą gwiazdą bułgarskiej muzyki jest Andrea występująca w duecie z niejakim Costim. Andrea to nie tylko zjawisko „muzyczne”, ale i o zgrozo, społeczne. Pośród wszystkich wijących się na maskach samochodów panien w skąpych ciuszkach, Andrea wije się najbardziej namiętnie i najprawdopodobniej jest najbardziej rozebrana. Standardem w teledyskach jest również striptiz i namiętne pocałunki z przedstawicielami obu płci. Wokalistka dzięki obróbce studyjnej wyciąga z bólem pół oktawy i za pewne lepiej nie wiedzieć o czym śpiewa. Tajemniczy Costi ogranicza się do rytmicznego wykrzykiwania na zmianę haseł: „Super hit Balkania” lub „hej-hej”. Razem tworzą duet, który porównać można do grotesek stworzonych przez Gombrowicza - wywołują strach i śmiech.
Niewątpliwe talenty (przynajmniej dwa) zostały zauważone przez zagranicznych producentów, co poskutkowało ekspansją Andrei na całą Europę (w planach jest kariera w USA). Duet, występując pod nazwą Sahara, nagrał piosenki m.in. z Shaggym, Mario Winansem i Bobem Sinclairem. Wszystkim, którzy zobaczyli znajomą „twarz” Andrei w polskich stacjach muzycznych przeszły po plecach ciarki. A to zaledwie początek...
Każdej królowej musi towarzyszyć król. Despotycznym władcą bułgarskiej muzyki jest Azis. Postać na wskroś przerażająca. Patrząc na tego „artystę” każdy turysta ma ochotę spakować walizki i pospiesznie wracać do Polski. Wyglądający niczym farbowany na blond Dionizos artysta nagrywa hit za hitem nieprzerwanie od ponad 10 lat. Nie wiadomo, czy fundatorem coraz to nowych dzieł jest bułgarska mafia, chcąca odwrócić uwagę społeczeństwa od „machlojek” czy obcy wywiad chcący dokonać w Bułgarii jakiegoś przewrotu. Azis to połączenie bezgranicznego kiczu, braku talentu i pornografii w najgorszym wydaniu. Wszystkie teledyski tego „artysty” powinny być puszczane po godzinie 22. (lub najlepiej - nigdy).
Niestety, to nie koniec złych wieści. Któregoś dnia, król i królowa postanowili połączyć swe monarsze siły i nagrać piosenkę. Jak nie trudno się domyślić, utwór z miejsca stał się hitem. Przez pół roku wspólne dzieło utrzymywało się na pierwszym miejscu wszystkich list przebojów, skutecznie kamuflując działania mafii i obcych wywiadów :).
Na temat bułgarskiej muzyki oraz jej wpływu na społeczeństwo można by napisać nie jedną pracę magisterską. Żeby zrozumieć fenomen chalgi (nie) warto poświęcić parę minut na zapoznanie się z „estetyką” teledysków oraz „brzmieniem” przebojów. Niezapomniane wrażenia murowane. Niesmak... także.
Brak komentarzy. |