W przekładzie z duńskiego „Carlsberg” znaczy „Góra Carla” (tj. Karola), co mówi nam już sporo zarówno o założycielu, jak i o wybranej przez niego lokalizacji. Jednak to nie Karol, lecz jego ojciec - Jacob Christian Jacobsen, na cześć syna, założył słynny dziś browar.
Od farmera do piwowara
Prosty człowiek, bez wykształcenia opracowuje nowoczesną technologię ważenia piwa. Jest perfekcjonistą w tym, co robi i nawet taką czynność, jak produkcja trunku, musi doprowadzić do doskonałości. Dzięki temu, Carlsberg rozwinął się do niebotycznych rozmiarów i dziś uznany jest za czwartą największą na świecie grupę piwowarską.
Christian zaczynał swoją działalność na „gołym pniu”. Jako syn farmera z Jutlandii, aby przeprowadzić się do Kopenhagi musiał uzyskać specjalny paszport, który zdobył dzięki wstąpieniu do wojska. Zaczynał od pracy w browarze Kongens Bryghus. Bardzo szybko odkryto jego zdolności i w krótkim czasie stał się jedną z wiodących postaci na scenie duńskiego browarnictwa. Jeszcze zanim urodził mu się syn, nabył udziały w Kongens Bryghus i zaczynał rozkręcać własną fabrykę, która ruszyła w 1826 roku. Christianowi, zafascynowanemu nauką oraz nowymi technologiami ciągle ulepszanie produkcji zdawało się sprawiać czystą przyjemność.
Jego syn przejął zainteresowanie po ojcu. Zgodnie z jego zaleceniami zgłębiał tajniki chemii oraz prowadzenie biznesu. Oboje - syn i ojciec, mimo że myśleli odmiennymi sposobami, mieli wspólną maksymę: „Doprowadzić sztukę wytwarzania piwa do granic perfekcji”.
Dwa Carlsbergi i słoń
Jak to się w rodzinnych interesach zdarza, na skutek rozbieżności zdań ojca z synem, przez ponad czterdzieści lat działały w Kopenhadze dwa Carlsbergi - Gamble Carlsberg (stary, należący do założyciela) oraz Ny Carlsberg (nowy - własność jego syna, Carla). Dziewiętnaście lat po śmierci Jacoba Christiana oba połączyły się w jedną potężną markę.
To, co obecnie możemy zwiedzać, to budynki Gamble Carlsberg, do których wejścia, zupełne jak do bajkowej jaskini cudów, strzegą cztery słonie naturalnych rozmiarów, tworzące tzw. Elephant Gate. Słonie są urocze, ale to dopiero przedsmak niezwykłości, które czekają nas wewnątrz.
Największa kolekcja butelek piwa... oczywiście pełnych
W jednej z pierwszych sal wita nas ponad siedemdziesiąt tys. butelek piwa z całego świta - największa kolekcja piw na świecie. Przy odrobinie uwagi, z łatwością można odnaleźć półeczkę z polskim Żywcem, Okocimem czy Żubrem. Zaraz potem odkrywają przed nami swoje tajemnice wiekowe receptury warzelnictwa i zasady komponowania smaków. Na specjalnym stoisku każdy z aromatów piwnych daje się osobno wyczuć, a przy poszczególnych gatunkach browaru spisano dokładne ich składniki, takie jak: maliny, jęczmień, czerstwy chleb itp.
Pomimo ciekawości warto zachować ostrożność. Węch po doznaniu niektórych aromatów piwnych, może ciekawość przypłacić lekkim wstrząsem zapachowym. Największa niespodzianka czai się jednak przy ladzie degustatorskiej. Nagle, nasza uwrażliwiona już świadomość piwna, zostaje poddana kolejnej próbie - jest to test szoku. Skąd ich się tu tyle wzięło?! - Dziwią się wszyscy nie Duńczycy, gdy stają przed nimi 23 rodzaje najczystszego, świeżutkiego, zimnego Carlsberga. W głowie się nie mieści, że do Polski eksportuje się tyko jeden gatunek. Mojemu piwowarskiemu gustowi najbardziej spodobał się Carlsberg Elephant - jasny i bardzo aromatyczny, o delikatnym zapachu owocowym. W sklepach można go poznać po charakterystycznej butelce z wizerunkiem słonia.
Grupa Carlsberg ogłosiła niedawno międzynarodowy konkurs dla projektantów, w którym zadaniem jest przeobrażenie New Carlsberg Brewhouse w ekscytujące, ultranowoczesne centrum, przyciągające każdego roku 500 tys. odwiedzających. Jaki będzie efekt? Czas pokaże - konkurs zostanie rozstrzygnięty na wiosnę 2012 roku.
Brak komentarzy. |