Taką miejscowość jak
Alanya z pewnością zna każdy kto choćby w minimalnym stopniu interesował się odbyciem wakacji w Turcji. Spędzając tam urlop możemy z góry nastawić się na wielkie zwiedzanie, gdyż zobaczenie tylko najważniejszych zabytków wymaga poświecenia kilkunastu dni. Zwiedzenie Kapadocji czy też Pamukale jest obowiązkiem każdego szanującego się turysty. Ale czy warto?
Radzę jednak głęboko zastanowić się nad wyborem wycieczek, zwłaszcza tym, którzy wybierają się do Turcji tylko na tydzień. Wycieczka na przykład do Kapadocji zaczyna się w środku nocy, czyli zostajemy wyrwani ze snu około trzeciej. Dlaczego? Otóż kurorty turystyczne, takie jak na przykład najpopularniejsza Alanya, są usytuowane na południu Turcji a wszystkie warte zwiedzenia miejscowości, w samym centrum, blisko Ankary. Zatem zawsze do przebycia mamy około pięciuset kilometrów. Ale wracając do naszej wycieczki - zabieramy turystów z innych hoteli, oczywiście tych, którzy również postanowili udać się na tę wyprawę, zatem ruszamy do Kapadocji dopiero około czwartej rano. Po długiej podróży docieramy na miejsce (zwykle około dziewiątej rano). Niedospani, brudni, rozdrażnieni a przecież przed nami cały dzień zwiedzania, bez możliwości wskoczenia do morza i ochłodzenia się.
Kapadocja owszem - jest piękna, to rozległy teren, przepięknie uformowany, formy tufowe jakie tutaj zastaniemy przypominają wszystko co tylko można sobie wyobrazić. Jednak po nieprzespanej nocy, męczącej podróży, całym dniu spacerowania po Kapadocji i równie długim powrocie człowiek tylko marzy o powrocie do swojego hotelu i kąpieli w basenie.
Podobnie sprawa wygląda z
Pamukale, choć ta miejscowość zrobiła na mnie dużo większe wrażenie. Pamukale znajduje się na linii pęknięcia skorupy ziemskiej. Wodom termalnym, które znajdują się w skalnych zagłębieniach przypisywane są uzdrowicielskie możliwości, z których próbowano korzystać już za czasów starożytnych. Jednak odradzam korzystanie z ich możliwości dziś, bowiem na samą myśl o tym ilu turystów dziennie zanurza się w tych niewielkich zbiorniczkach, zniechęca mnie do uzdrawiania mojego ciała.
Obie wycieczki nie dość, że są piekielnie drogie (cena za jedną osobę waha się w okolicach stu pięćdziesięciu, dwustu euro) to jeszcze wracamy z nich potwornie zmęczeni. Nie polecam tych wycieczek tuż przed wylotem, bo z urlopu wrócimy zwyczajnie wykończeni.
Turcja ma jednak wiele pięknych miejsc do zaoferowania turystom. Wystarczy rozejrzeć się wokół naszego miejsca wypoczynku. Alanya jest niezwykłym miasteczkiem, tętniącym życiem, nawet do późnych godzin nocnych. Pobliskie, kilkupoziomowe dyskoteki, do których dojedziemy taksówką, płacąc około pięciu euro, zachęcają różnorodną muzyką, przepięknym wystrojem i widokiem z góry na otwarte morze. Taksówkarze znają niemal każdy hotel w Alany, zatem nawet jak nie pamiętamy adresu, zostaniemy bezpiecznie dowiezieni na miejsce.
A w dzień nie sposób nie skusić się na rejs statkiem, na którym możemy pięknie się opalić, fantastycznie bawić, tańczyć, podziwiać delfiny, zażywać kąpieli na otwartym morzu a nawet skakać z pobliskich skał wprost do błękitnej wody. To jedno z niewielu miejsc na świecie, w którym mamy wszystko w zasięgu ręki, zatem piaszczyste plaże, morze i skały. Na całej długości kurortu Alany rozciągają się piaszczyste plaże, z których najbardziej popularna jest Kleopatra. Według legendy kąpała się tutaj słynna królewna. Alanya ponadto może pochwalić się trzystoma słonecznymi dniami w roku, zatem pogoda jest zagwarantowana. W sezonie miejscowość ta staje się prawdziwym centrum rozrywki. Do dyspozycji turystów są setki barów, pubów oraz dyskotek. Do Alany zjeżdżają turyści z całego świata, a większość lokali posiada menu w kilku wersjach językowych.
Polecam także zakupy na tureckich bazarach, stąd naprawdę można przywieźć wspaniałe pamiątki. Kiedy wejdziecie na bazar to poczujecie się niczym na stadionie 10-lecia. Z każdej strony mnóstwo podróbek markowych ubrań oraz perfum. Jeśli nie znacie się na perfumach to z pewnością dacie się nabrać, gdyż butelka i opakowanie jest identyczne jak w przypadku oryginalnych produktów. Gorzej jest oczywiście z ich trwałością, ale na tanie, sympatyczne prezenty dla bliskich będą idalne. Jeśli chodzi o sam proces zakupu to przebiega on podobnie jak w innych krajach arabskich, zatem nie bójmy się targować . Warto kilkakrotnie odejść od sprzedawcy, wtedy on za każdym razem nas przywoła i tak długo będzie z nami negocjował aż dojdziemy do obopólnego porozumienia. Warto przywieź z Turcji tak zwaną sheeshę, czyli fajkę wodną, paloną przez Turków niemal non stop, tytoń o zapachu jabłkowym i najsłodszą herbatę na świcie, podawaną w nietypowych szklaneczkach, dostępnych wśród kupców. Wówczas nawet w Polsce będziemy mogli urządzić sobie wieczór turecki. Po udanych zakupach polecam oczywiście przekąskę.
W Turcji jest wiele różnych miejsc, gdzie turysta może dobrze zjeść - od swojskich lokali czy barów z kebabami, jakie znajdują się niemal na każdym rogu ulicy, po wykwintne restauracje w luksusowych hotelach. Każdy region ma własne kulinarne specjalności: w Afyonie warto spróbować gęstej, kwaśnej śmietany, w Tekirdag - pikantnych klopsików, w Kahramanmaras - ciągnących się lodów, a w odległym Erzurum - pełnotłustego jogurtu. Doskonałe lekkie dania i przekąski sprzedają uliczni kramarze, można je też zjeść w większości kawiarni i barów. I nie musimy obawiać się
zemsty Faraona, tak jak w Egipcie. Jedzenie jest smaczne, świeże i bezpieczne.
Turcy zaś są mili, uśmiechnięci, towarzyscy, jednak nie polecam ulegać ich urokowi zbyt szybko, podobno po ślubie zmieniają się nie do poznania...