Kornati to archipelag wysp położonych w Chorwacji - w środkowej Dalmacji. Nazwa archipelagu pochodzi od największej wyspy wchodzącej w jego skład - Kornat. Archipelag poetycko określił irlandzki pisarz George Bernard Shaw, pisząc, że to jest utworzony „z łez, gwiazd i oddechu”.
Na pierwszy rzut oka, z lotu ptaka, widok przypomina wyspy księżycowe. Jasne plamki rozrzucone na szmaragdowej tafli Adriatyku. Niepasujące do swoich gwarnych sióstr - wysp Hvar, Brac czy Krk. Wpływając między nie, ma się wrażenie, że nagle znaleźliśmy się w innym świecie, w królestwie wody, wiatru i nieba. Ciszę przerywają tylko krzyki mew. Nawet statki turystyczne wypływające z Vodic czy Zadaru gubią się gdzieś między dziesiątkami wysp i wysepek. Kornati są bowiem najliczniejszym archipelagiem Adriatyku. Tworzy je 150 wysp, wysepek i głazów wystających z morza, rozrzuconych na obszarze 320 km2 pomiędzy wyspami Dugi Otok i Zirje. Razem stanowią 12% chorwackich wysp, w większości są objęte ochroną w ramach Parku Narodowego Kornati. Swą nazwę zawdzięczają stromym, wyrzeźbionym przez erozję i morskie fale, klifom na południowych brzegach. Wysokie, nawet 90-metrowe, skaliste ściany patrzącym od strony morza przypominają korony. I tak się potocznie nazywają - Kornatske krune. Te najwyższe znajdują się na wyspie Klobucar. Powstały dawno, dawno temu... jakieś 100 milionów lat temu, kiedy wędrująca na północny wschód płyta afrykańska natknęła się na upartą płytę euroazjatycką, która za nic nie chciała się ruszyć z miejsca. Płyta afrykańska zaczęła się więc wsuwać pod upartą sąsiadkę, podnosząc przy tym duże warstwy skał, które utworzyły góry z uciętymi pionowo południowymi zboczami. Podobne zjawisko występuje zimą na zamarzniętej rzece, kiedy lód się rozszerza i tworzy połamane warstwy. Później doliny między górami zalało morze i Kornaty stały się wyspami.
W zgodzie z naturą
Wyspy są niezamieszkałe, głównie z powodu braku źródeł wody pitnej. Ich właścicielami są mieszkańcy wyspy Murter, zwani Kurnatarami. Zagospodarowali je już w średniowieczu, kiedy większa część gruntów uprawnych na lądzie była w rękach Turków. Na Kornatach wypasali owce, uprawiali oliwki i winorośl. Początkowo część zbiorów musieli oddawać jako daninę panu, ale kiedy feudalizm upadł, chłopi zyskali wolność i zaczęli powoli wykupywać ziemię. Dzisiaj wysepki archipelagu poprzedzielane są setkami kilometrów kamiennych murków. Buduje się je bez zaprawy, kładąc kamienie jeden na drugim tak wysoko, żeby owca nie mogła przeskoczyć do sąsiada. Murki oddzielają bowiem pastwiska, ewentualnie uprawy oliwek. Kurnatarzy dalej zajmują się bowiem rolnictwem, ale od jakiegoś czasu zwrócili się również w stronę coraz bardziej dochodowej turystyki.
Poczuj się jak Robinson Crusoe ... bez telefonu
W małych kamiennych chatkach, w których kiedyś mieszkali rybacy, oferowane są noclegi zmęczonym hałasem i zabieganym mieszczuchom, chcącym nacieszyć się ciszą i spokojem, z dala od komórek. Na Kornatach nie ma zasięgu! W tych starych domkach jest oświetlenie, kuchenka i lodówka zasilane agregatem (brak prądu), dostawca raz na tydzień dostarcza prowiant, domowe wino, oliwę, figi i wodę, której na Kornatach brak. I już, kiedy w oddali ucichnie odgłos silniczka jego łodzi, można cieszyć się ciszą, samotnością i spokojem, oddać lekturze lub po prostu błogiemu lenistwu.
Jeżeli o poranku obudzi nas bicie dzwonów, to znaczy, że jest pierwsza niedziela lipca i mieszkańcy Murteru udają się łodziami na pielgrzymkę do kościółka na polu Tarca, do Matki Boskiej - Królowej Morza.
Dobrym sposobem na relaks, jeśli już spędzamy wczasy w Chorwacji, może być również wędkowanie. Wyspy wchodzą w skład parku narodowego, więc zabronione jest tam używanie komercyjnych narzędzi do połowu ryb, ale każdy kornatski Robinson może postarać się o specjalne pozwolenie, wykupione np. od strażników parku, którzy od czasu do czasu pojawiają się na horyzoncie. Gdyby połowy nie okazały się udane, zawsze można przegryźć coś morskiego w jednej z 20 restauracji rozsianych po wyspach. Uwaga tylko na ceny, za ucztę przy blasku starych naftowych lamp, w otoczeniu aromatów ziół i oliwy, w towarzystwie kieliszka domowego wina zapłacimy tyle, jakby to, co leży przed nami na talerzu, pochodziło prosto z arki Noego. Ale w końcu mamy wakacje.
Raj dla żeglarzy
Jeżeli nie lubimy być tak całkiem odcięci od lądu i pozostawieni na łaskę dostawcy, dobrym pomysłem jest wypożyczenie własnego jachtu. Możemy wtedy powałęsać się dowolnie po wysepkach, popłynąć na przykład do zatoki Telascica, według żeglarzy jednej z najpiękniejszych marin na Adriatyku. Dosłownie kilka kroków od mariny leży Srebrne Jezioro, znane miłośnikom filmów o Winnetou, dzielnym wodzu Apaczów. Jezioro jest bardziej zasolone i cieplejsze niż Adriatyk, kąpiel w nim to sama przyjemność. Trzeba tylko uważać, gdzie zostawiamy rzeczy. Nad brzegami grasuje bowiem stadko osłów, które hodują na wyspie strażnicy parku. Osły są oswojone i bardzo łakome. Wyjadanie kanapek z toreb i podgryzanie rozwieszonych ręczników jest na porządku dziennym. Żeglując między wyspami, trzeba tylko uważać na płycizny w przesmykach. Niektóre z nich, na przykład Mala Proversa, zostały przekopane już w czasach antycznych, na potrzeby ówczesnej żeglugi. Do dziś przy odrobinie szczęścia można tam znaleźć części antycznych amfor.
Brak komentarzy. |