Początki głównych religii świata są nam na tyle odległe, że trudno zweryfikować ich prawdziwość. Wiele z opisów i opowiadań, które na ich temat powstały bardziej przypomina legendy. Ta z nich, która dotyczy buddyzmu zaczyna się w małej, spokojne wiosce przy granicy nepalsko-indyjskiej...
Gdzie zaczynają się Himalaje
Lumbini, bo tak nazywa się ta wioska, znajduje się na nepalskiej nizinie Taraj, kilkanaście kilometrów od granicy z Indiami. Obszar ten jest północnym krańcem, rozciągającej się wzdłuż Jamuny i Gangesu, niziny hindustańskiej, którą uważa się za największy ośrodek rolniczy subkontynentu indyjskiego. Taraj jest równocześnie południową granicą terenów górskich zwieńczonych na północy potężnymi, najwyższymi szczytami świata.
Lumbini jest niewielkim ośrodkiem pielgrzymkowym, którego nie da się przyrównać do innych tego typu jak hinduistyczne Waranasi, rzymskokatolicka Fatima, czy muzułmańska Medyna. To oaza spokoju i medytacji. Jej centrum znajduje się w parku o powierzchni ok. 13km2, przez który w ciągu całego dnia przechodzą w ciszy grupy odwiedzających. Wszyscy oni zmierzają ku niewielkiej, ogrodzonej jego części, gdzie jak się uważa, w VI w. p.n.e. przyszedł na świat książę Siddhartha Gautama, lepiej znany jako Sakjamuni Budda. Miejsce to odkryte zostało pod koniec wieku XIX będąc całkowicie zapomnianym i w całości przykrytym roślinnością dżungli.
Archeolodzy zapewne do dziś szukaliby potwierdzenia jego autentyczności, gdyby nie odkopana kolumna z III w. p.n.e., tzw. kolumna Aśoki. Jej twórcą był władca Mauriów sprawujący władzę na terenie Indii. Początek jego rządów ociekał krwią i przemocą. Znany był z bezwzględności w stosunku do swoich wrogów. Pewnego dnia nawrócił się jednak, zrozumiał swoje grzechy i poświęcił życiu w zgodzie z dobrem. Wśród wielu miejscowych wyznań najbardziej przekonywały go podstawy buddyzmu. To w nim odnalazł odpowiedzi na trapiące go pytania. Postawił sobie za punkt honoru odwiedzenie wszystkich świętych miejsc swojej religii i postawienie w nich kolumny zwieńczonej kapitelem z czterema lwami, symbolizującymi cztery szlachetne prawdy buddyzmu. Tak też zrobił i dzięki temu wiemy, że Lumbini było jednym z tych miejsc. Aśoka wybudował w nim również świątynię, której ruiny możemy w dalszym ciągu oglądać.
Jak książę stał się ascetą
Książę Gautama pochodził z rodu Sakjów. Jego matka, królowa Maya miała wydać go na świat pod rozłożystym i starym figowcem. Od dziecka nie brakowało mu niczego. Żył w dostatku, otoczony służbą i wygodami. Żyłby zapewne swoim wystawnym życiem, gdyby nie wydarzenia pewnego, słonecznego dnia, krótko przed jego trzydziestymi urodzinami. Podczas jazdy na koniu spotkał trzech mężczyzn, którzy zmienili jego dotychczasowe, wyidealizowane pojęcie o świecie. Pierwszy z nich był niedołężnym starcem, który powiedział młodemu Gautamie, że starość jest nieunikniona. Drugim był rówieśnik księcia, jednakże schorowany i cierpiący, który uświadomił go, że choroby dotknąć mogą każdego. Trzecia napotkana osoba umarła na jego oczach przypominając o nieuniknionej śmierci.
Młody książę gnany tymi wzruszającymi obrazkami zrezygnował z życia w bogactwie i uciekając pod osłoną nocy ze swojego pałacu osiadł w Bodh Gaja (dzisiaj na terenie Indii) gdzie medytował tworząc cztery szlachetne prawdy buddyzmu i stając się Buddą. Wiedzę swoją przekazał mnichom, którzy roznieść mieli ją po całym świecie. Stał się w ten sposób osobą nieśmiertelną, podstawą potężnej, nieteistycznej religii świata, synonimem dobra i mądrości.
Idąc za pielgrzymami
Dołączając do niewielkiej grupy mnichów buddyjskich wchodzę na teren parku kulturowego Lumbini. Wybrałem bramę wschodnią, która znajduje się w sąsiedztwie wioski i licznych hoteli, które powstały z myślą o przybywających pielgrzymach. Na bramie widnieje tablica informująca przyjezdnych, że obszar objęty jest patronatem UNESCO - najwyższą formą ochrony najważniejszych elementów dziedzictwa ludzkości. Mimo wczesnej godziny przy wejściu czekają liczni rikszarze, którzy oferują swoje usługi, przekonując o ciężkiej i długiej drodze jaką mam przed sobą. Decyduję się jednak na spacer zachęcony wesoło biegającym, niewielkim stadem makaków i dalej miarowym krokiem podążam za mnichami.
Po pokonaniu ok. 700 m dochodzimy do wytyczonego obszaru w kształcie prostokąta, który jest tym najważniejszym miejscem. Informują nas o tym powiewające, symbolizujące buddyzm, kolorowe flagi i uzbrojeni po uszy strażnicy. Reguluję opłatę w wysokości 200 rupii nepalskich i ściągam obuwie chowając je w specjalnie przygotowane do tego raszki. Jest to zabieg obowiązkowy. Dla wiernych ma znaczenie religijne. Pozwala połączyć się z energią płynącą z jądra ziemi, którą normalnie zatrzymują podeszwy butów. Dla niewiernych to wyraz szacunku dla obcej religii.
Po chwili znajduję się już, dotknięty nieopisywalną atmosferą zadumy, na terenie jednego z najświętszych miejsc buddystów. Na środku znajduje się sztuczny zbiornik wody, w którym obmywają się licznie przybywający hinduiści. Dla nich Budda był kolejnym z rzędu wcieleniem boga Wisznu, jednego z trzech najważniejszych obok Brahmy i Siwy.
Po jednej stronie basenu lśni w porannym słońcu biała, niewielka budowla zwieńczona charakterystycznym, kwadratowym, złoconym elementem, na którego każdym boku namalowane są oczy - wszystkowidzące oczy Buddy. Budowla skrywa ruiny świątyni Aśoki, której punktem centralnym jest tabliczka pamiątkowa z napisem: „THE EXACT BIRTHPLACE OF BUDDA” (dokładne miejsce narodzenia Buddy).
Obok świątyni stoi odrestaurowana kolumna władcy Mauriów. Po drugiej stronie zbiornika znajdują się natomiast sporej wielkości drzewa figowe, w których cieniu, na specjalnych, drewnianych platformach, wznoszą ku niebu swoje modlitwy buddyjscy mnisi. Gdzieś między nimi zaplątał się, nikomu nie przeszkadzając, hinduistyczny asceta. Jest to również mnich zbierający datki od wiernych obiecując w zamian spełnienie próśb. Między figowcami rozpięto dziesiątki lin, na których powiewają kolorowe chorągiewki z wypisanymi modlitwami. Wiatr ma wznieść je ku niebu. Siadam otumaniony mistycyzmem panującym w tym miejscu i pozwalam moim myślom odlecieć razem z nimi.
Brak komentarzy. |