Muzea coraz rzadziej wyglądają niczym koszmary ze szkolnych lat, gdy pod okiem nauczycielek i kustoszów, w kapciach oglądało się zgromadzone za szybami obiekty. Dzisiejsze muzea mają nie tylko wciągać do interakcji, ale i zajmować się tematyką bliską odbiorcy. A cóż może być bliższego od... seksu?
Jak mówią założyciele muzeów seksu, miejsca te są instytucjami promującymi przede wszystkim pomysłowość ludzką, podobnie jak muzea sztuki i techniki. Trudno nie zgodzić się z tym argumentem, wszak w podobnych instytucjach zgromadzone są wszelkiej maści sprzęty stworzone w jednym celu - dawania satysfakcji seksualnej.
Otwarciu kolejnej instytucji każdorazowo towarzyszą protesty oburzonych mieszkańców. Bodaj największe miały miejsce w Pradze, gdzie mieszkańcy organizowali przemarsze pod budynki władz miasta oraz pikiety pod samym muzeum. Do dzisiaj, mimo wieloletniego istnienia i ogromnego sukcesu muzeum, pytający o nie turyści spotykają się albo z milczeniem (wersja optymistyczna), albo z wiązanką wyzwisk ze strony rodowitych (często w podeszłym wieku) mieszkańców miasta.
Jedno jest pewne, muzea seksu niezależnie od szerokości geograficznej budzą silne emocje, a także przyciągają coraz szersze rzesze spragnionych wrażeń turystów. Oto krotki przewodnik po najciekawszych tego typu muzeach na świecie.
Rekordy popularności
Najchętniej odwiedzanym przez turystów muzeum seksu jest Venustempel w Amsterdamie. Instytucja zgromadziła pod swoim dachem tysiące fotografii oraz kilkaset eksponatów, których (bez skrępowania?) można dotykać. Venustempel dysponuje największą na świecie galerią retro porno - zdjęć i filmów mających od 100 do 80 lat, dzięki którym można prześledzić jak zmieniały się kanony piękna oraz źródła podniecenia. Ogromne poruszenie wśród odwiedzających budzi tzw. sala kulinarna, w której podziwiać można m.in. biuściaste torty, muffinki w kształcie penisów i ciasteczka przypominające damskie narządy płciowe. Równie duże zainteresowanie budzą przyrządy służące do masturbacji. Jeśli myślicie, że to koniec atrakcji, jesteście w błędzie. W amsterdamskiej instytucji wszystko kręci się wokół seksu - ławki, na których zmęczeni nadmiarem wrażeń goście mogą przysiąść wibrują, natomiast niektóre barierki cicho pojękują, gdy się ich dotknie.
Podobne zbiory zgromadziło Erotyczne Muzeum Beate Uhse w Berlinie. Erotyczny potentat, którego założycielką była znana w czasach II Wojny Światowej pilotka - oblatywaczka Beate Uhse, zainwestował pokaźne środki w otwarcie muzeum zlokalizowanego tuż przy Dworcu Zoo. Berlińska wystawa wzbogacona jest przede wszystkim o część edukacyjną z elementem interaktywnym, jakim są manekiny, na których można ćwiczyć wyszukiwanie stref erogennych oraz punktu G. Poza tym, znaleźć można tutaj salę z erotycznymi dziełami z całego świata oraz historię antykoncepcji.
Nieco inną koncepcję muzeum zastosowano we wspomnianej Pradze. W Muzeum Urządzeń Erotycznych nie ma galerii zdjęć ani cycatych tortów, są za to liczące nawet 200 lat sprzęty, które według zamysłu miały urozmaicać życie seksualne (lub je całkowicie redukować). Zlokalizowane na trzech piętrach kamienicy muzeum przybliża zwiedzającym wynalazki stworzone ku niesieniu rozkoszy, takie jak tron przyjemności, który był hitem XIX-wiecznych domów publicznych. Spore zainteresowanie budzą mechanizmy służące odcinaniu się od jakichkolwiek doznań seksualnych, w jednej z sal wystawione są m.in. pasy cnoty, żelazne gorsety oraz maszyny antymasturbacyjne. Wizyta w praskim muzeum to kolejny dowód, że ludzka wyobraźnia nie zna granic!
W hołdzie penisowi
Nie tylko akt seksualny zasłużył na wyróżnienie w postaci muzeum. Na Islandii uznano, że powinno powstać także Muzeum Penisa. Założycielem tej zacnej instytucji jest były nauczyciel historii, Sigurour Hjartarson. W niewielkim domu początkowo prezentował rolę penisa w historii, sztuce i społeczeństwie. Jednak z upływem lat ekspozycja rozrastała się, dzisiaj można zobaczyć tutaj egzemplarze penisów 245 gatunków ssaków żyjących na Islandii. Począwszy od ważącego 70 kilogramów i mierzącego 170 cm penisa płetwala błękitnego, skończywszy na dwumilimetrowym narządzie chomika, którego ujrzenie umożliwia mikroskop. Zamysł kolekcji jest prosty i obejmuje zgromadzenie penisów wszystkich ssaków żyjących na wyspie. Wciąż jednak brakuje ostatniego i wydawać by się mogło, najważniejszego eksponatu - penisa homo sapiens. Aby rozwiązać ten problem, sam twórca muzeum przeznaczył pośmiertnie swój narząd do ekspozycji.
Co ciekawe, muzeum na Islandii nie sieje zgorszenia i nie jest przyczyną zmasowanych protestów, lecz jednym z obowiązkowych punktów wycieczek szkolnych. Według danych gromadzonych przez muzeum, odwiedza je coraz więcej szkół podstawowych i średnich. Rośnie również liczba zagranicznych turystów.
Chcąc skupić się na ludzkich penisach, koniecznie powinniśmy udać się do Petersburga, gdzie można oglądać ponad 15 tysięcy eksponatów związanych z męskim narządem płciowym. Najcenniejszym obiektem jest liczący 28,5 cm penis Rasputina, który został odcięty tuż po jego śmierci. Zanim trafił on do gabloty „przeżył” bardzo wiele. Najpierw odcięła go fanka Rasputina, która włożyła „souvenir” do formaliny i wywiozła do Paryża. Poczuwszy jednak wyrzuty sumienia odesłała skarb do córki byłego właściciela penisa. Ta z kolei, zmagając się z problemami finansowymi wystawiła go na sprzedaż w jednym z petersburskich antykwariatów, skąd odkupiło go muzeum. Dzisiaj penis robi furorę, a zdjęcie z nim jest obowiązkową pamiątką z muzeum.
Made In Polska
Żeby podziwiać erotyczne zbiory nie trzeba jechać zagranicę, wystarczy wycieczka do stolicy. Warszawskie Muzeum Erotyki to co prawda cnotliwa młodsza siostra Venustempel i Beate Uhse, jednak warto doceniać odwagę stołecznych twórców jednostki. W instytucji zgromadzone są zbiory ze sztuką, której motywem przewodnim jest erotyka. Nic tu nie sapie i nie wibruje, dotykać też za bardzo nie ma czego. Jest to raczej galeria ze zbiorami sztuki erotycznej z całego świata, która obrazuje jak różni się postrzeganie seksu w odmiennych kulturach. Warszawskie muzeum możemy potraktować dwojako - jako muzeum „z rumieńcem” bądź rozgrzewkę przed starciem z naprawdę silnymi, berlińskimi i praskimi „zawodnikami”.
Muzea seksu na całym świecie biją rekordy popularności, zostawiając w tyle technikę i sztukę. Odważnie przełamują tabu, bawiąc, zaskakując i (niekiedy) ucząc. Przez wielu uważane ze królestwa rozpusty i złego smaku, skupiają się na tym, co naturalne i wszechobecne w dzisiejszym świecie. Nie ma się czego bać i wstydzić - takie muzea warto odwiedzać. Chociażby po to, by kolejny raz przekonać się, „czego to ludzie nie wymyślą”.
Brak komentarzy. |