Jest 18 maja 2009 roku - świat dowiaduje się o końcu wojny domowej na Sri Lance. Tłem konfliktu była podsycana przez lata wzajemna nienawiść Syngalezów i Tamilów. Śmiertelna zasadzka na żołnierzy rządowych, w następstwie której doszło do pogromu Tamilów na terenie całego kraju, spowodowała wybuch konfliktu w 1983 roku.
Tygrysy Tamilskie (LTTE) rozpoczęły walkę o oderwanie części terytorium Cejlonu i stworzenie własnego państwa Ilam, jednak z biegiem czasu przerodziło się to w zadymę, którą świat zdefiniował w końcu jako terroryzm. To właśnie ta organizacja wysadziła w powietrze Rajiv’a Gandhi oraz zabiła urzędującego prezydenta Sri Lanki Ranasinghe Premadasę w 1993 roku. Coraz większy opór przeciwko tym działaniom doprowadził w 2004 roku do rozłamu w LTTE, a ofensywa nowego prezydenta Mahindy Rajapaksa i ostra reakcja społeczności międzynarodowej doprowadziła w konsekwencji do wywalczenia pokoju. Sri Lanka zapłaciła wysoką cenę za pokój: blisko 100 tysięcy ofiar, ponad 200 tysięcy ludzi, którym działania wojenne odebrały domy i dobytek.
Wyjazd na Sri Lankę wraz z żoną Honoratą i pięcioletnią córką Różą potraktowałem jako odstawę zrozumienia tamtej rzeczywistości. Najpierw Prowincja Wschodnia, gdzie wolność zawitała 5 lat temu. Ze względu na urzędowy charakter wizyty musimy przyzwyczaić się do rygorów poruszania się w pewnych miejscach w towarzystwie uzbrojonych w niemieckie automaty Heckler & Koch żołnierzy ze Special Tasks Force oraz miłych policjantów w kieszeniach trzymających pistolety. Boję się trochę o Różę, ale to ona najszybciej zaprzyjaźnia się z ochroną.
Oczywiście Sri Lanka jest krajem otwartym dla turystów i nie trzeba obawiać się kontroli policji, czy wojska. Boom turystyczny jest faktem.
Podróż po kraju zaczynamy od Kolombo, by poczuć trochę zachodniego wybrzeża, spacerując promenadą nad oceanem - Galle Face Green. Wielki trawnik okupują biegające dzieci, pary skrywające się przed słońcem pod ciemnymi parasolami oraz miłośnicy latawców.
Prawdziwa przygoda zaczyna się podczas jazdy na wschód. Nawet poruszanie w kolumnie uprzywilejowanej odbywa się z prędkością nie większą niż średnio 60 km/h, więc w normalnych warunkach droga 320 km z Kolombo do Batticaloa zabiera często ponad 8 godzin. Slalom między tysiącami tuk-tuków jest trudny. Jakość głównych dróg budzi podziw, od zakończenia wojny domowej tempo inwestycji jest niesamowite.
Pobyt w Batticaloa i okolicy jest spełnieniem moich marzeń - dopiero podczas piątej obecności na wyspie udaje mi się odwiedzić Prowincję Wschodnią. Oceniamy spustoszenie kraju przez bratobójcze walki oraz wielki potencjał, który region ten posiada. Batticaloa, jako strategiczny port przechodziła z rąk do rąk - Portugalczyków przegonili Holendrzy, potem byli Brytyjczycy, a i dzisiaj walka polityczna jest tutaj wyjątkowo ostra. Z laguną w Batticaloa wiąże się historia „singing fish”, które w nocy wydawały melodyczne głosy słyszane nad wodą tsunami w 2004 spowodowało, że laguna zamilkła, „singing fish” uległy zagładzie.
Sri Lanka to dziesiątki ciekawych ludzi i miejsc. Weddowie - najstarszy lud zamieszkujący kraj, słynni rybacy sterczący godzinami na wystających z oceanu tyczkach, święto Perahera w Kandy z niezapomnianymi paradami słoni, wodospady górskie, wspinaczka na górę Adama, który właśnie tutaj miał zostać wygnany z biblijnego... Dzikie zwierzęta zobaczymy w parkach narodowych, z których największy to Yala, a oswojone słonie - w sierocińcu w Pinnawala.
Sri Lanka jest dla mnie zawsze ucztą kulinarną, domem wspaniałych zapachów i smaków. Kilogramy kuminu, papryki, pieprzu, imbiru, chili, kardamonu, kurkumy i oczywiście curry przywożone z wyspy nadały naszej domowej kuchni nowe oblicze.
Ryba, kurczak, czy wieprzowina z curry smakuje tak samo genialnie w obskurnej restauracyjce przy drodze, jak i w dystyngowanej restauracji. Ryż jest wszechobecny na każdym stole, choć osobiście wybieram raczej string hoppers z mąki ryżowej. Z oceanu wyławia się mnóstwo ryb, a kilometry plaż to setki małych restauracyjek, gdzie owoce morza są przygotowane na każdy możliwy sposób. Ja jednak kocham słodkowodną cuttlefish łowioną z laguny w Batticaloa. Rambutan, marakuja czy king coconut królują wśród owoców egzotycznych, choć wspomniany jackfruit bije je na głowę swoją dostojnością.
Na Sri Lance jest zawsze ciepło. Pory wzmożonych opadów przypadają na wiosnę i jesień, nie są jednak tak gwałtowne jak w sąsiednich Indiach. Jest to więc kierunek obiecujący praktycznie o każdej porze roku.
Brak komentarzy. |