Tunezja jest jak wielobarwna mozaika, w której zachwyca różnorodność krajobrazów i architektury: pocztówkowe miasta, berberyjskie wioski, skaliste wybrzeże na północy, rozległe plaże Sahelu, pustynne południe i światowej sławy zabytki.
Ślady swej obecności zostawili po sobie Berberowie (rdzenni mieszkańcy tych ziem), Fenicjanie, Rzymianie, Wandalowie, Andaluzyjczycy, Turcy Osmańscy i Francuzi. Spuściznę po nich widać niemal na każdym kroku: od północy i centrum po Saharę. Siedem historycznych miejsc znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Do zabytkowych miast i wykopalisk archeologicznych można wybrać się w zorganizowanej wycieczce, a także indywidualnie wypożyczonym samochodem, wieloosobową taksówką louages lub komunikacją publiczną. I tak np. pociąg podmiejski TGM z Tunisu jedzie kwadrans do Kartaginy.
Legenda mówi, że w IX w. p.n.e. przybyła tu fenicka księżniczka Elissa (zwana później Dydoną), która poprosiła berberyjskiego władcę Jorbasa o azyl. Ten zgodził się, proponując zasiedlenie tylko takiego skrawka ziemi, którego przybysze pokryją skórą bawoła. Dydona wymyśliła sprytny plan: objęła tutejsze wzgórze skórzanymi paskami. Osiedleńcy zbudowali miasto, mury obronne, port z dokami na... 200 okrętów, rozpoczęli uprawę oliwek i winnej latorośli, w szybkim tempie stali się potęgą w niemal całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego, stanowiąc konkurencję dla Rzymu.
Wojny rzymsko-kartagińskie zwane punickimi miały rozstrzygnąć kto zdobędzie hegemonię w regionie. Trzecia wojna punicka (149-146 p.n.e.) przyniosła ostateczną klęskę Kartaginie, która została zrównana z ziemią, a na jej zgliszczach sto lat później powstała rzymska kolonia.
Po punickiej potędze zostały nieliczne ślady, ale więcej pamiątek zobaczymy oczywiście po imperium rzymskim: ruiny słynnych term Antoniusza (wspaniały widok na morze), a także willi, studni, cystern, kolumn, teatru (odbywa się w nim co rok letni festiwal muzyki).
Kartagina ma też bogatą historię wczesnego chrześcijaństwa. Tam działał biskup Cyprian, nauki pobierał św. Augustyn, odbyły się synody, stamtąd pochodził Donat - twórca ruchu religijnego donatyzmu. Tam także, na arenie kartagińskiego amfiteatru, zginęły śmiercią męczeńską św. Perpetua i Felicyta. Miejsce to odwiedził Jan Paweł II w czasie swej pielgrzymki do Tunezji w 1996 r. Nad ruinami Kartaginy dominuje katedra św. Ludwika (dziś pełni funkcję świecką), zbudowana przez pierwszego kardynała Afryki - Ch. Lavigerie. Ten zakonnik był miłośnikiem archeologii, założył przy klasztorze muzeum, które dziś jest jednym z najważniejszych w Tunezji.
Wielbiciele historii mogą spędzić cały urlop na odkrywaniu bogatej przeszłości tego kraju. Godne polecenia są imponujące ruiny pamiętające świetność Imperium Rzymskiego: Sbeitla, Bulla Regia, Dougga, Thuburbo Maius i oczywiście koloseum w El Jem.
To piękny, zielony półwysep oblany z dwóch stron Morzem Śródziemnym, nazywany ogrodem ponad falami. Z jego żyznej ziemi pochodzi większość owoców cytrusowych, warzyw i.. win. Produkcją tych ostatnich zajmowali się już Fenicjanie, później Rzymianie, dziś większość z 300 tys. hektolitrów rocznie trafia na eksport.
Południową granicę półwyspu stanowią dwa znane kurorty: Hammamet i Nabeul. Mnóstwo w nich hoteli o każdym standardzie, restauracji, herbaciarni, sklepików itd. W większości tworzą harmonijną całość z otaczającym krajobrazem, nawiązując stylistyką do lokalnych tradycji, przypominają czasem pałace sułtańskie z bogatą ornamentyką, rzeźbionymi portalami, niebieskimi okiennicami. Niewysokie budynki ocienione egzotyczną roślinnością są niczym wyjęte z baśni arabskich. Taki klimat można poczuć w medynie, urokliwie położonej na wzniesieniu przy plaży w Hammamet.
Mimo sporego ruchu turystycznego i komercjalizacji, miasto nie straciło orientalnego charakteru. Z jego starą częścią sąsiaduje nowoczesna - w dzielnicy Yasmine. Są tam prestiżowe pola golfowe, korty tenisowe, port jachtowy, ośrodki jazdy konnej, wypożyczalnie sprzętu sportowego, centra talassoterapii, lokale gastronomiczne, park rozrywki Cartage Land oraz elegancka promenada i centrum handlowo-rekreacyjne w stylu arabskiej medyny.
Warto stąd wyruszyć na północ przylądka żeby zobaczyć surowy krajobraz poszarpanego, skalnego wybrzeża. Serpentynową drogą dojeżdża się do znanego już w starożytności uzdrowiska Korbous, gdzie na styku morza i gór tryskają gorące źródła siarkowe o temp. 60-70 st. C., pomocne przy reumatyzmie i nadwadze. Z tym drugim trudno tu walczyć, bo w pobliskiej kawiarni serwują przepyszne miodowe ciasteczka i rogale nadziewane różanymi powidłami. Kalorie stracimy podczas wędrówki w kierunku miasteczka Kelibia. W jego dziejach odzwierciedla się historia Tunezji: było posiadłością punicką, rzymską, bizantyjską, arabską, hiszpańską, turecką. Z murów obronnych rozciąga się piękny widok.
Stąd już niedaleko do ruin najlepiej zachowanego miasta punickiego Kerkouane (na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO). Po przeciwległej stronie, przy starych kamieniołomach leży El Haouaria - urokliwa wieś, którą upodobało sobie tysiące ptaków. Pośród tutejszych grot nagrywane były sceny „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza.
Niewiele w nich zaszło zmian od czasów średniowiecza, gdy koncentrowało się tam życie społeczne, religijne i handlowe. Również dziś przestrzeń sakralna, mieszkaniowa i kupiecka przenikają się, tworząc niezwykłą, kolorową i tajemniczą mieszankę. W powietrzu unosi się zapach pachnideł, przypraw, owoców, garbowanej skóry, kawy z kardamonem, słychać nawoływania sprzedawców, najnowsze hity muzyki arabskiej, głos muezzina wzywający do modlitwy. Warto chłonąć tę kakofonię dźwięków i zapachów, wędrując po labiryncie wąskich uliczek i ślepych zaułków. Trzeba przysiąść w jakiejś knajpce i znad szklaneczki miętowej herbaty obserwować tutejszy rytm życia, później wyruszyć na spacer po sklepikach, kupić mosiężny dzbanek, suszoną hennę albo srebrną rękę Fatimy (uchroni przed złym urokiem), uprzednio targując się - rzecz jasna.
Za najpiękniejszą i najbardziej reprezentacyjną uchodzi medyna w Tunisie; została zbudowana wokół Meczetu Oliwnego (z 732 r.), którego chlubą jest wielki dziedziniec oraz sala modlitw wsparta ponad 180 kolumnami ocalałymi z Kartaginy. Medyna stolicy ma mnóstwo dekorowanych bram, ładnych placyków, dziedzińców, tradycyjnych suków (bazarów), madras i rezydencji. W tych ostatnich mieszczą się często nieduże, klimatyczne hotele (np. Dar El Medina ) albo restauracje (np. Dar Bel Hadj - kwintesencja tureckiej architektury i rewelacyjnej kuchni tunezyjskiej!).
podobnie jak tuniska, Medyna w Sousse wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Otacza ją masywny mur, z którego wyłania się kazba zbudowana ze złotego piaskowca. W jej dziedzińcach przy ogrodzie znajduje się muzeum archeologiczne z niezwykle ciekawą kolekcją punicką i rzymską (m.in. mozaiki, freski, grobowce). Na przeciwległym krańcu wznosi się ribat (nadmorska forteca muzułmańska) zbudowany w 821 r., zwieńczony wieżą obserwacyjną (roztacza się stąd wspaniała panorama). To najstarsza tego typu budowla w północnej Afryce. Z medyny można wyjść do portu, a także na plażę i promenadę pełną hoteli, kafejek, sklepików. Miasto i jego rozlegle rogatki tworzą ogromny i popularny kurort.
Spośród wszystkich medyn tunezyjskich, najbardziej lubię tę w Tozeur. Jej beżowe mury z geometrycznymi wzorami to iście koronkowa robota. Cegły układają się w piękne ornamenty, które służą tutejszym tkaczom za wzór do dywanów i kilimów. Wąskie uliczki prowadzą do placów, bram albo prywatnych mieszkań. Turystów jest tu niewielu, przybywają głównie w ramach wycieczki i medynę „zaliczają” w krótkim czasie, by jechać dalej. A warto zatrzymać się tu dłużej nie tylko dla tutejszej cudownej medyny, ale i pięknej, ogromnej oazy (pół miliona palm daktylowych), muzeum Dar Charait z częścią pod gołym niebem i pokazami światło i dźwięk. Tozeur tętni życiem, mężczyźni przesiadują do późnych godzin przy fajkach wodnych w barach z telewizorami, na bieżąco komentując wydarzenia w regionie albo... rozgrywki piłkarskie.
Droga z Tozeur na południe wiedzie przez słone jezioro Chott Jerid. Wodę można tu zobaczyć tylko po obfitych opadach, w czasie bezdeszczowym tafla lśni od solnych kałuż i skorup, a co kilka metrów wyłaniają się hałdy soli i... kramy pełne pamiątek. Wśród nich dominują róże pustyni: naturalne fantazyjne rzeźby z kryształków gipsu, powstałe dzięki krystalizacji minerałów. Podczas jazdy po grobli, czy postojów nietrudno tu o... fatamorganę.
Niedaleko znajduje się oaza w Nefcie, malowniczo usytuowana w głębokim obniżeniu w kształcie koszyka. Tutejsze daktyle zwane palcami światła są najsłodsze w Afryce. Ponoć ich pestki przywiózł z Algierii muzułmański święty Sidi Bou Ali. Miasto jest ważnym ośrodkiem sufizmu, znajduje się tu wiele meczetów i marabutów, czyli grobowców świętobliwych mężów islamu. Przychodzą doń pielgrzymi muzułmańscy i turyści, którzy chętnie fotografują jasne kopuły na tle zielonych oaz.
Perłą południowej Tunezji jest Douz - ostatni przyczółek przed pustynią, miejsce znane z zimowego festiwalu Sahary. Piasek pustynny wdziera się niemal wszędzie; do domów, sklepików, kawiarenek, widać go na zielonych liściach palm. W Douz zaczyna się większość wypraw jeepami w głąb pustyni. Wiele osób, chcąc poczuć się naprawdę blisko natury, wybiera jednak wielbłądy i to nie na chwilową przejażdżkę do zdjęcia, ale na cały dzień, noc i dłużej. Podczas wędrówki śpi się w namiotach beduińskich, a jedzenie przygotowuje na ognisku. Smak placka wyjętego z rozżarzonego piachu i widok rozgwieżdżonego nieba nad pustynią - to niezapomniane wrażenia.
Warto wybrać się do wschodnich oaz: Mides, Tamerza i Chebika. Zobaczymy tam zjawiskowe pejzaże spalonych słońcem wąwozów, potoki (a nawet wodospad!), gaje palmowe, malownicze góry, wyludnioną wioskę, którą mieszkańcy opuścili 45 lat temu po ulewie. Gliniane mury domostw wyglądają jak plan filmowy. Tu zresztą nietrudno o takie skojarzenia, wszak pustynia tunezyjska wielokrotnie już „grała” w różnych filmach („Poszukiwacze zaginionej arki”, „Angielski pacjent”, „W pustyni i w puszczy”), ale najsłynniejszym są niewątpliwie „Gwiezdne wojny”, po których pozostało sporo rekwizytów. Fani Luka Skywalkera znają nazwę słynnej planety Tataouine. Takie miasteczko istnieje naprawdę, jest stolicą regionu ksarów, czyli glinianych spichlerzy i mieszkań wyżłobionych w miękkich skałach położonych obok siebie na kilku kondygnacjach z zewnętrznymi schodkami. To niegdysiejsze pałace pustyni. W krainie Berberów wyjątkowe miejsce zajmuje Matmata - duża wioska z mieszkalnymi jaskiniami wydrążonymi w miękkiej skale. Ta oryginalna architektura daje ochłodę latem i ciepło zimą. Wielu mieszkańców pamięta pobyt ekipy Georga Lukasa, która upodobała sobie ten księżycowy krajobraz.
Pustynna przygoda w Tunezji jest fascynująca za sprawą różnorodności pejzaży, które jawią się niczym film albo fatamorgana: jałowe równiny, bezkresne morze piachu z wydmami, skalista przestrzeń pełna urwisk i wąwozów, ufortyfikowane miasta, zielone gaje palmowe. Idealne miejsce na ucieczkę od zgiełku w strefę ciszy i naturalnego piękna.
17 grudnia 2010 r. Mohammed Bouazizi w akcie desperacji z powodu trudności ekonomicznych (był wykształcony, nie mógł znaleźć pracy, a jedyne źródło dochodu - wózek z warzywami - zarekwirowano mu) podpalił się przed ratuszem miasta Sidi Bouzid. W ten sposób spowodował falę protestów, która wkrótce objęła cały kraj, doprowadziła do ucieczki (14 stycznia 2011 r.) prezydenta Zin Al-Abidin Ben Alego i jego małżonki. Masowe demonstracje przelały się na północną Afrykę i Bliski Wschód, dając początek tzw. wiośnie arabskiej, często nazywanej też rewolucją jaśminową (od nazwy narodowego kwiatu Tunezji). Tunezyjczycy rozpoczęli proces zmian i w porównaniu z innymi krajami arabskimi - były to najkrótsze i najmniej krwawe działania.
Dziś, prawie 3 lata od tamtych wydarzeń, kraj zmaga się z problemami politycznymi i gospodarczymi, co zdaje się być naturalnym procesem przemian i tworzenia demokracji. Niedawno opozycja wraz ze związkami zawodowymi, po zabójstwie dwóch jej przywódców, wznowiła antyrządowe wystąpienia organizując manifestacje i strajki, ale nie miały one tak dramatycznego charakteru jak w Egipcie. Tutejsi rządzący islamiści są bardziej liberalni, przywódca Islamskiej Partii Odrodzenia Raszid Ghannuszi zapowiedział rozszerzenie koalicji, trwają rozmowy z partiami opozycyjnymi i prace nad konstytucją. Po jaśminowej rewolucji powstało sporo zrzeszeń i fundacji pozarządowych (np. The Jasmine Foundation), które uczestniczą w budowie nowej Tunezji i tworzeniu prawa zapobiegającego powtórnej dyktaturze. Zmieniają się nazwy ulic i placów, 7 Listopada (dzień w 1987 r., gdy Ben Ali objął prezydenturę) zamieniono na 14 Stycznia (koniec dyktatury), z przestrzeni publicznej zniknęły portrety byłego prezydenta, tak wszechobecne przed 2011 r. Ich miejsce zajęły flagi tunezyjskie, banery i hasła polityczne, a również jakże miłe dla oka: I love Tunisia.
Czy warto teraz jechać do Tunezji? Pytam panią Leilę Ben Arfi, rodowitą Tunezyjkę, mieszkająca 25 lat w Polsce, właścicielkę biura podróży Best Reisen Group, specjalizującego się w wyjazdach do Tunezji.
- Tunezja ma bardzo długą tradycję w turystyce, to dział niezwykle ważny w jej gospodarce (7% PKP, zatrudnionych 400 tys. osób). W tej chwili wszystko, co związane z branżą turystyczną działa normalnie, przeloty rejsowe i czarterowe odbywają się zgodnie z rozkładem, w kurortach panuje - jak zawsze - wakacyjna atmosfera. Polecam Tunezję na jesień: spokojnie, bez tłumów, nadal słoneczna pogoda, ciepłe morze, możliwość zwiedzania, uprawiania sportów, wspaniałego relaksu w centrach talassoterapii. A polityka? No cóż, uczymy się demokracji, ale jest przecież spokojnie, goście mogą czuć się bezpiecznie. Bez względu na to, która partia wygra w wyborach i kto zostanie prezydentem, pewne jest jedno: turystyka będzie nadal oczkiem w głowie każdej władzy.
Brak komentarzy. |